[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie powinienem się tak śpieszyć - tłumaczył się, odgarniając włosy z jej policzka. Ale tak naprawdę
wyrażał skruchę z tego powodu, że wyobrażał sobie, iż kocha się z Elizabeth, za którą tak tęsknił.
Zaschło mu w ustach i chętnie napiłby się wody, ale nie chciał paradować przed Liną nago, mimo że w
izbie panował mrok. Nie miał pojęcia, dlaczego się tak nagle zawstydził.
- Jesteś miły, Jens. Lepszy mąż nie mógłby mi się trafić - odpowiedziała, ujmując jego dłoń. -
Dziękuję, że mnie zechciałeś.
Powinien wyznać jej coś miłego, ale nie umiał znalezć odpowiednich słów, a nie chciał kłamać.
- Ja też dziękuję - odparł w końcu. - Ale teraz już śpijmy.
Pokiwała głową zadowolona.
Przytulił ją do siebie i czuł jak powoli odpręża się w jego ramionach, choć długo nie zasypiała.
On sam leżał z otwartymi oczyma, wpatrując się w mrok. Ogień dawno już zgasł w palenisku, nim
wreszcie sen przyniósł Jensowi ukojenie.
Obudził się pierwszy. W izbie wcią;ż było ciemno,
63
ale przypuszczał, że niebawem nadejdzie poranek. Lina spała głębokim snem, nie poruszyła się nawet,
gdy nakrył ją futrzanym okryciem.
Biedna mała Lina, pomyślał. Obym tylko dał radę być dla ciebie dobrym mężem. Wprawdzie nigdy
nie zdobędziesz mego serca, ale będę się bardzo starał.
Wymknął się z łóżka, włożył ubranie i zabrał się za rozpalanie ognia. Nie jest w stanie wykrzesać w
sobie takich uczuć do Liny, jakie miał wobec Elizabeth. Zrozumiał to już dawno, gdy tylko odzyskał
pamięć. Ale kochał Linę na swój sposób, jak przyjaciela. Może będzie im ze sobą dobrze, o ile nie
zdradzi się przed nią ze swych prawdziwych uczuć. Do końca życia przyjdzie mu się zmagać z
tęsknotą. Bo ta, którą kocha, należy do innego i nigdy jej nie dostanie.
Wyjął jedzenie i nakrył do stołu. Na obrusie postawił dzieżę na chleb z napisem: Chleba naszego
powszedniego daj nam dzisiaj, ser i masło. Przyniósł kankę z mlekiem, która chłodziła się na
zewnątrz. To pierwszy dzień ich wspólnego życia, nie będą więc jeść kaszy.
Jens krzątał się po ciemku. Ugotówał kawę, wystawił filiżanki ze złotym brzegiem, które podarowała
im Elizabeth. Nie pasowały do skromnej izby, ale koiły jego wyrzuty sumienia. Uczyni wszystko, co
możliwe, by być dobrym mężem dla Liny.
Gdy śniadanie już było gotowe, obudził ją pocałunkiem. Na stole stały dwie świece, a jedna na ławie.
W palenisku trzaskał wesoło ogień. Lina usiadła na łóżku i, zdumiona, rozejrzała się wokół siebie.
Odgarnęła potargane włosy i zmarszczyła czoło.
Jens usiadł na brzegu łóżka i ująwszy jej drobną dłoń, powiedział:
- Wszystkiego najlepszego.
- Słucham?
- To pierwszy dzień naszego małżeństwa. Trzeba to
67
uczcić. Dlatego przygotowałem dla nas śniadanie. Chodz!
Spuściwszy nogi na podłogę, uśmiechnęła się, mówiąc:
- Jaki ty jesteś miły i dziwny, Jens.
- Już ja ci dam dziwnego - zaśmiał się, trącając ją lekko w bok. - Owiń się kocem i chodz jeść!
Rozchichotana usadowiła się przy stole, a gdy napotkała wzrok Jensa, jej niebieskie oczy rozbłysły.
Jens odwzajemnił uśmiech, zadowolony, że postąpił właściwie. Za pózno, by odwrócić się od Liny.
Teraz musi spróbować uszczęśliwić ją w miarę swoich możliwości. Postanowił, że brzemię własnej
tęsknoty będzie dzwigać bez szemrania.
Rozdział 6
Gdy mężczyzni wypłynęli na zimowe łowiska, Elizabeth odczuła niejaką ulgę. Upłynęło parę tygodni
rozłąki. Wiedziała, że z czasem nasili się jej tęsknota i ogarnie ją przejmujący lęk. Bezradność
dokucza szczególnie boleśnie, kiedy za oknem szaleje zamieć, wicher przegania po niebie ciemne
chmury, gwiżdże w węgłach domu, a morze się gotuje. Trudno jej wówczas znalezć sobie miejsce czy
skupić się na robocie. Spokój spływa na nią dopiero kiedy po ustaniu żywiołu do drzwi nie zapuka
lensman ani pastor. Tak jest każdej zimy. Chyba nigdy do tego nie przywyknie, bo nie da się przecież
oswoić nagiego strachu, ale musiała się z tym pogodzić.
Elizabeth często szukała samotności na szkierach,
65
gdzie mogła swobodnie odetchnąć, pomyśleć na głos, a czasem się wypłakać. Tam tylko mewy były
świadkami jej słabości, a one nie rozsiewały plotek ani nie zadawały niewygodnych pytań. Czasami
spacerowała sobie brzegiem, tak jak tego dnia, ubrana ciepło, by nie zmarznąć. Podniosła płaski
kamień i rzuciła, ale od razu spadł na dno. Jens świetnie puszczał kaczki. Potrafił tak rzucić
kamieniem, że parę razy odbijał się od powierzchni wody, pozostawiając rozchodzące się kręgi.
Dobrze, że Jens wyjechał i nie muszę widywać go każdego dnia, pomyślała. W głębi serca żałowała,
że wyjawiła mu swoje uczucia. Gdyby przemilczała, on też nic by jej nie powiedział i wszystko
zostałoby po staremu.
Rzuciła znów kamieniem. Wcześniej nie zastanawiała się nad swoimi uczuciami. Nie chciała się sama
przed sobą przyznać do tego, że wciąż kocha Jensa. Kamień spadł z pluskiem i zniknął wśród
spienionych fal. Czy tak było lepiej? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl