[ Pobierz całość w formacie PDF ]
po prostu dlatego, że mnie nie kochasz. I nigdy mnie nie kochałaś. Wiesz tylko jedną rzecz:
że zabiorą ci coś, co należy do ciebie. Jesteś tylko kobietą i nie umiesz przebaczać, tak jak
oni nie potrafią przebaczać. Dlatego chcesz się zemścić na wszystkim i na wszystkich. Na
ptakach, na kobietach, na dzieciach. Na całym mieście. Ale jeśli kogoś naprawdę
nienawidzisz, to ja jestem tym człowiekiem. Czy me jest tak, Weroniko?
- Tak - powiedziała. - Ale mimo to pójdę za tobą. Tylko chciałabym, żeby już przyszli.
- I ty myślisz, że rzeczywiście mnie kochasz? - Kocham. To wszystko.
- Tak - powiedziałem; wyszliśmy, a ja powiedziałem do tej dziewczyny, z którą byłem
kiedyś: - Daj mi swój klucz. I przyjdz tam za chwilę.
Zaprowadziłem Weronikę do pokoju tej dziewczyny, a sam zszedłem na dół i wtedy
zobaczyłem jego; stał nieruchomo w mroku, a ogienek papierosa rozświetlał jego twardą
szyję i mocną szczękę.
- To już koniec - powiedziałem. - Jutro przyjdą po mnie. - Skąd o tym wiesz?
- Dostałem cynk. Ktoś mi to powiedział. - Będziesz uciekać?
94
Marek Hłasko Sowa, córka piekarza
- Nie. Chcę tylko, aby ona o mnie zapomniała. I żebyś wziął moją broń. Jest W
bagażniku.
- Dobrze.
- Chodz ze mną.
Poszedł za mną, a ja czułem jego oddech na swojej szyi, a spotkawszy po drodze tę
dziewczynę powiedziałem do niej:
- Chodz ze mną. Zarobisz okrągłe koło. - Nic mam teraz czasu - powiedziała.
- To zajmie ci tylko minutę - powiedziałem i wszyscy troje weszliśmy do pokoju, a wtedy
Weronika odwróciła się od okna. - Teraz zobacz, jak to będzie wyglądało - powiedziałem.
"Teraz zobacz, kogo kochałaś. Połóż się na podłodze, Samsonow. Samsonow położył się
na podłodze, a ja powiedziałem do tej dziewczyny:
- Szczyj mu na mordę. - Co?
- Robiłaś to już przedtem - powiedziałem. - Wiem o tym. Twoja rzecz naszczać mu na
mordę, wziąć tysiąc złotych i wynieść się stąd. - A kiedy ta dziewczyna już odeszła,
powiedziałem do Weroniki: - A teraz podejdz do tego człowieka i powiedz mu choć jedno
dobre słowo. Przecież kochałaś go kiedyś, prawda? Przecież to ja jestem tym człowiekiem.
Nie rozumiesz tego? To ja. Ja, który mogłem się zabić, ale nic zrobiłem tego. Podejdz do
niego i powiedz mu, że nic się nie stało.
- Nie kochałam cię nigdy - powiedziała.
- Ja wiem - powiedziałem. - Wiem, kogo naprawdę kochasz. Tych, którzy po mnie
przyjdą. To nie inteligencja, nie wyobraznia, ale siła jest tym, co kochasz. Czy nie jest tak?
- Tak - powiedziała Weronika.
Nie wróciłem do niej tej nocy; tego dnia musiałem rozgryzć sześć tabletek nitrogliceryny
i jadąc teraz pod zimnymi gwiazdami jesieni, i czując jeszcze zapach lata, myśląc n zapachu
jej skóry, wiedziałem, iż tak skończył się mój pazdziernik z Weroniką. I długo zasnąć nie
mogłem tej nocy, myśląc o tym, iż jutro przyjdzie mi pożegnać się z Wujem Józefem i że nie
zobaczę go już pewnie nigdy, i myślałem o tym czasie, kiedy ja wraz z całą rodziną
powędrowałem do Wrocławia i wieczorami siadaliśmy w dużym pokoju, i patrząc na portret
Wuja Józefa obciągnięty czarną krepę płakaliśmy po nim; Wuj Józef poległ śmiercią
bohatera w Powstaniu Warszawskim. O tym opowiadał nam ordynans Wuja; Wuj był
dowódcą obrony jednego z dworców i dostawszy rozkaz odwrotu postanowił sprawdzić, czy
wszyscy ludzie jego odeszli już, aby samemu odejść" na końcu, a wtedy niemiecki strzelec
wyborowy, strzelający z karabinu z lunetą, zastrzelił wuja. Wuj Józef zdążył jeszcze
ucałować ziemię i skonał. Ordynans opowiada) nam to każdego dnia - aż do dnia, w którym
drzwi otworzyły się z hałasem i wszedł brodaty człowiek w łachmanach. Nieszczęśnik mimo
nędzy swego położenia znajdował się najwidoczniej w świetnym humorze; za nim weszła
jakaś młoda i ładna dziewczyna, a brodaty człowiek wskazał na nią i zawołał piorunowym
głosem:
- Na kolcem przed nią! Ta kobieta ocaliła mi życie!
Po czym padł na lóżko i zasnął głębokim snem. Brodaczem okazał się Wuj Józef, a
historia jego była zagmatwana i obfitowała w niejasności, których sam Wuj Józef nie był w
stanie wytłumaczyć, zgnębiony dziwacznością swoich przejść`. Rzeczywiście, będąc dowódcą
obrony jednego z dworców, otrzymał rozkaz odwrotu i kazawszy opuścić placówkę swym
ludziom, postanowił sprawdzić; czy wszyscy wykonali jego rozkaz. Znalazł gdzieś żołnierza,
który skryty;, kącie konsumował w pośpiechu butelkę spirytusu; Wuj Józef wezwał go do
raportu, wyrwawszy mu jednak uprzednio butelkę i dokończywszy konsumpcji. Okazało się
jednak, iż sprytny żołnierz zgromadził większe zapasy alkoholu zdobyte prostym sposobem
rabunku i to przypieczętowało ich los; rozpoczęli pijaństwo w sercu płonącego miasta, a
kiedy otrzezwieli, Warszawa skapitulowała. a wtedy Wuj Józef postanowił nie iść do niewoli
niemieckiej, lecz opuścić miasto wraz z ludnością cywilną i dnia trzeciego pazdziernika
95
Marek Hłasko Sowa, córka piekarza
wyruszyli z Warszawy. Wuj Józef niósł na plecach olbrzymi obraz świętego Franciszka z
Asyżu, przedstawiający scenę karmienia gołębi przez świątobliwego męża, podczas gdy
towarzyszący mu żołnierz dla kontrastu niósł olbrzymi staroświecki gramofon o olbrzymiej
miedzianej trąbie. Niemcy, zobaczywszy dwóch kompletnie pijanych osobników niosących tak
dziwne akcesoria, machnęli na nich ręką i w ten oto sposób Wuj Józef opuścił płonące
miasto, lecz nie danym mu było odrzucenie oręża.
Kiedy Rosjanie wkroczyli, Wuj Józef przypomniał sobie o jakichś ludziach, którzy winni
mu byli pieniądze, i wyruszył na dworzec, a tam spotkał był milicjanta konwojującego
więznia i z nudów wdawszy się z nim w pełną powagi rozmowę, dowiedział się, iż milicjant
konwojuje więznia do tego samego miasta, do którego podążał Wuj. Pociąg nadszedł; Wuj
Józef miał przy sobie niezbędne zapasy spirytualiów i nad ranem wszyscy trzej wysiedli w
znakomitych humorach, przy czym najbardziej wesołym okazał się więzień, którego właśnie
miano wieszać za fakt kolaboracji z Niemcami; wymieniono grzeczności i rozstali się w
pocałunkach.
Wuj Józef wyruszył na poszukiwanie swoich dłużników, lecz życzliwi ludzie poinformowali
go, że nikt z nich nie przeżył wojny, tak więc zgnębiony Wuj wrócił na dworzec, gdzie spotkał
swego druha podróży - milicjanta, który w międzyczasie odprowadził był więznia i teraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]