[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Leżał nieruchomy, sennie mrugając powiekami, czując się głęboko wypoczęty i beztroski.
Zdarzyło się pewnego razu, że mały ptaszek o jasnozielonych piórkach wskoczył na framugę kolistego
okna i spojrzał na niego swym sprytnym oczkiem o barwie nagietka, raz czy dwa kłapnął
błyszczącym, czarnym dziobkiem, po czym odfrunął z powrotem na zewnątrz, w otwartą przestrzeń
nieba.
Ganelon czuł, że to jawa. Ale gdzie się znajdował? Co to było za miejsce - i gdzie był Zelobion?
Usiadł na brzegu łóżka, czując, jak szaleńczym wirowaniem w samym środku żołądka chwytają go
nagłe mdłości. Jakoś odzyskał równowagę, dysząc ciężko i ściskając rąbek pościeli w dłoniach,
które były teraz dziwnie blade i słabe. Mógł dojrzeć, jak pod cienką warstwą skóry kurczą się i
rozluzniają ścięgna, zaś liczne blizny na dłoni miały zaskakująco ciemną barwę na tle niezwykłej
bladości jego ręki. Jak długo mógł tu leżeć? Musiał z pewnością być chory... Podniósł się z
wysiłkiem.
Nagle do pokoju weszła wysoka dziewczyna, ubrana w krótki strój wojowniczki z jego snu -
wybijane żelaznymi ćwiekami skórzane paski jej spódniczki przecinały ze świstem powietrze wokół
jej zaokrąglonych bioder - niosąc miskę z wodą i suchą gąbkę. Spojrzała na niego i wzdrygnęła się,
nieumyślnie wylewając wodę na podłogę posypaną czystym i suchym sitowiem, wydzielającym
obficie ziołowy zapach.
- Och...! Dobrze się czujesz? Usiądz - musisz odpoczywać! - krzyknęła. Ganelon uśmiechnął się
chłodno, zaciskając zęby.
- Ty jesteś Arzeela, dziewczyna, z którą rozmawiałem na statku... Skąd się tutaj wzięłaś?
Myślałem, że Przeor trzyma cię pod ścisłą strażą. Gdzie jesteśmy? Czy jest tu jakieś jedzenie?
Dosłownie umieram z głodu. Umieściła miskę z wodą na niskim taborecie i delikatnie popchnęła go z
powrotem na łóżko.
- Ja przyniosę jedzenie, a ty się połóż. Zelobion powiedział, że musisz odpoczywać. Pózniej
przyjdzie czas, by odpowiadać na pytania.
Z głębokim westchnieniem położył się z powrotem na łóżku, podczas gdy Arzeela wrzeszczała na
kogoś na dole, by przygotował jedzenie. Ganelon czuł się oszołomiony, ale nie ulegało wątpliwości,
że jest cały. Jego ciało, stworzone przez Bogów Czasu, miało zdumiewające siły żywotne,
niewyczerpane zródła energii i wytrzymałości znacznie przekraczające te, którymi dysponował
zwykły śmiertelnik. Jednak czoło Ganelona pokrywały zmarszczki. Było tyle pytań wymagających
odpowiedzi...
Pózniej, gdy pożarł już dwa soczyste, grube steki i opróżnił do dna dzban cierpkiego, czerwonego
wina, wojowniczka powiedziała mu o ich przybyciu do Piomy po tym, jak sędziwy Mag rzucił na
Zwiątobliwego Hopringa zaklęcie Wypowiedzi Skrytego Objawienia. Potem spletli suche trawy w
prymitywne sznury, by zrobić z nich coś w rodzaju prostych noszy, na których mogli ciągnąć ciało
nieprzytomnego Ganelona. Zawinęli go całego w grube tkaniny i przetransportowali go, częściowo
ciągnąc, częściowo dzwigając, do Kupieckiego Miasta Pioma, gdzie już z łatwością udało im się
wynająć pomieszczenia w miejscowej karczmie. Arzeela pielęgnowała go podczas pełnej majaczeń
gorączki, gdy tymczasem Zelobion nawiedził co najmniej połowę zielarskich sklepów w mieście, by
zdobyć lekarstwa potrzebne do uratowania Ganelona od śmiertelnych efektów trucizny pentacontem,
czyli Zpiącej Zmierci.
- To szczęście, że Zelobion zachował sobie pokazną sumę obiegowych monet z kufrów, które
miał w Karchoy - mruknął Ganelon, gdy dziewczyna skończyła swoją opowieść. Odchylił się do tyłu,
wysączając ostatnie krople wina, czując, jak do jego członków i mięśni powraca dawna siła.
Bogowie Czasu zaprojektowali metabolizm jego organizmu w ten sposób, by mógł błyskawicznie
wydobyć nieprawdopodobną wprost ilość kalorii z każdej otrzymanej dawki protein.
Reakcja dziewczyny na jego dość przypadkową uwagę okazała się bardzo dziwna. Pochyliła
głowę, zaś jej oczy zaszkliły się grubą warstwą powstrzymywanych łez.
- W każdym razie, gdzie jest teraz Zelobion? - spytał.
Nie odpowiedziała, jedynie w milczeniu lekko potrząsnęła głową. Ganelon poczuł, że wypełnia
go jakiś straszliwy niepokój.
- Odpowiedz mi, dziewczyno! - krzyknął ponaglająco.
Arzeela uniosła swą załzawioną twarz na spotkanie jego dzikiego, pytającego spojrzenia. Z jej
dużych zielonych oczu lały się łzy, zaś swe nieskazitelnie białe zęby wbiła w obfitą dolną wargę o
pięknym zarysie.
- Ja... p... powinnam zatrzymać to dla siebie, dopóki nie odzyskasz sił, ale n... nie mogę! Jestem
taka nieszczęśliwa...
- O co chodzi, dziewczyno? Opowiedz mi wszystko - polecił surowo.
Potrząsnęła głową ze złością, ścierając łzy ze swych jasnych oczu gwałtownym ruchem małej
pięści.
- Kupcy z Piomy nie uznają cudzoziemskiej waluty - powiedziała niskim głosem - to stary obyczaj
piomazjański.
- A więc? Co pełni u nich rolę pieniędzy?
Otworzyła mieszek przypięty przy talii i pokazała mu kilka grubych, kwadratowych kawałków
substancji przypominającej porcelanę. Ceramiczne żetony miały po obu stronach inskrypcje w
postaci jakichś starych hieroglifów.
- Zatem Zelobion wymienił swoją walutę na ich pieniądze? Nie mogę zrozumieć, w czym
problem?!
- Nie! Chodzi po prostu o to, że oni nie uznają naszych pieniędzy. Na tej ziemi są one bez
wartości. Piomazjanie - to miły, gościnny lud - powiedziała z goryczą w głosie. - Są niscy i
przysadziści, mają śniadą skórę, haczykowate nosy i gęste, wyperfumowane, czarne brody
ufryzowane w niewielkie loczki. Sprzedadzą ci dosłownie wszystko, włączając w to własne żony,
córki i synów - ale musisz zapłacić stosowną cenę. Za wszystko. Nie mogliśmy tu wyżebrać nawet
kubka wody z publicznej fontanny!
- A więc jak zdobyliście te żetony? Co sprzedaliście? - dopytywał się. W głębi serca znał już
straszliwą prawdę. Umysł jednak wzdragał się wciąż przed jej uznaniem.
- Zelobion sprzedał się w niewolę - powiedziała niskim głosem.
Błyskawicznie zwinął jedną ze swych wielkich dłoni w pięść i uderzył nią w stół, powodując, że
podskoczyły na nim naczynia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]