[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dobrze, że wyrzuciliście to wszystko z siebie. Teraz będzie
wam lżej, ale musicie zastosować lekarstwo, które mieliście
71
RS
pod ręką, ale o którym zapomnieliście. Wzajemny szacunek!
Małżeństwo cementuje się na bazie wzajemnego szacunku.
Każdy partner musi czuć się ważny i potrzebny. Co masz
jeszcze na swojej liście, Hank?
- Ona związuje włosy...
- %7łeby mi nie przeszkadzały w pracy... - zaprotestowała
Angela nieco zdziwiona, że to właśnie Hanka denerwuje.
- Ale ja bym wolał, żeby nosiła rozpuszczone włosy.
Angelę zaskoczyło, że spojrzenie Hanka było bardzo po-
ważne. To nie dowcip, on naprawdę chciałby, żeby czesała
się inaczej. Zabiło jej żywiej serce.
- No cóż... czasami mogłabym...
- Tak, ten problem nie jest problemem - stwierdziła Bar-
bara. - Czasami możesz włosy spinać, czasami rozpuszczać.
Ot, łatwy małżeński kompromis. %7łeby wszystkie problemy
były takie łatwe do rozwiązania... Teraz znowu twoja kolej,
Angelo. - Co tam dalej masz na swojej liście?
Angeli drżała ręka, gdy podnosiła z kolan notes. Nie mog-
ła się uwolnić od wspomnienia tej krótkiej chwili, kiedy Hank
na nią patrzył, mówiąc o włosach. To nie była gra... Chyba
nie... Spojrzenie intymne, jakby tęskne... A może jej się
przywidziało? Poruszona tym poważnym nastrojem, jaki zro-
dził się między nią a przypisanym na tydzień mężem, zaczęła
odczytywać następną pozycję na swej liście. Hanka na pewno
to rozbawi:
- Czasami Hank traktuje mnie jako sekretarkę, a nie żo-
nę. Dodałabym tu, że nie płaci swej sekretarce połowy tego,
ile jest warta...
Hank zarechotał.
Reszta czasu upłynęła szybko. Barbara już o nic nie pyta-
ła, tylko dużo mówiła o potrzebie kompromisu w małżeń-
stwie i o konieczności unikania scysji, które prowadzą doni-
kąd. A przede wszystkim cierpliwość i wyrozumiałość, za-
kończyła.
Po sesji Hank obwieścił, że jedzie z Trentem do jego
szwagra, gdzie ma obejrzeć kilka koni.
72
RS
- Wrócimy za godzinę - obiecał Angeli, która odniosła
wrażenie, że jemu bardziej chodzi o odpoczynek od niej niż
o konie.
Pomyślała sobie, że Hank pewno nie zdawał sobie sprawy,
jak długi i ciężki będzie tydzień z udającą jego żonę kobietą,
która go w istocie absolutnie nie interesuje. Pewno nie prze-
widywał, że podczas tych siedmiu dni wymagać się będzie
od niego mówienia o intymnych sprawach i dzielenia nie
tylko sypialni, ale i łoża.
Angela poszła na górę do sypialni. Miała do kolacji wol-
ne kilka godzin. Postanowiła coś przeczytać.
Wyjęła zabrane w podróż kobiece pismo, ale przerzuci-
wszy kilka stron, doszła do wniosku, że nie ma ochoty na
czytanie. Była niespokojna, zdenerwowana. Odłożyła pismo.
Nagle uświadomiła sobie, co się stało. Zadurzenie sprzed dwu
lat wróciło. Ponownie zadurzyła się w Hanku Rivertonie,
tylko że tym razem intensywniej niż poprzednio.
Podeszła do okna i podniosła dłoń z obrączką z diamen-
cikami, które w promieniach słońca iskrzyły się tysiącem
ogników. Piękna, staroświecka obrączka, ale nie pasuje do
palca. Tak jak ona nie pasuje do Hanka. Obrączkę można
oczywiście dopasować, zmniejszyć, ale jej do Hanka ani
Hankowi do niej nigdy nie uda się dopasować.
Głupotą jest roztrząsanie teoretycznego problemu, który
w rzeczywistości nie istnieje. Istnieje tylko trudna sprawa
przyszłego stosunku pracodawcy do sekretarki. Wiedziała
doskonale, jakiej kobiety, a właściwie kobiet, Hank poszu-
kuje. Znała jego typ, wysyłała tym wszystkim paniom pre-
zenty i kwiaty, rezerwowała stoliki w eleganckich restaura-
cjach... Dla Hanka i jego chwilowej wybranki.
Nie miała najmniejszej szansy, by konkurować z którąkol-
wiek z tych eleganckich, pięknych, dobrze ułożonych kobiet.
Byłoby to szaleństwem z góry skazanym na niepowodzenie.
Hank po prostu psychicznie i fizycznie potrzebuje u swego
boku pięknej istoty. I coś go zmusza do szybkiego żegnania
jednej, by niemal natychmiast pławić się w blasku następnej.
73
RS
Tylko przez grzeczność wspomniał, że Angela ma piękne
włosy. Może nawet tak uważa, ale to nic nie znaczy i nie
świadczy nawet o odrobinie uczucia. W mężczyznach takich
jak Hank nie rodzi siÄ™ uczucie do kobiet takich jak ona.
A zresztą, po co jej jego uczucie. Ona przecież go nie
kocha. Jest tylko po dziewczęcemu zadurzona. No bo ranczo,
tydzień niby to wakacji, słońce, brak na głowie palących
spraw... W takim klimacie każdy może się głupio zadurzyć,
ale to minie wraz z upływem tych siedmiu dni.
74
RS
ROZDZIAA SIÓDMY
Po udanym manewrze Cameron Gallagher niemal miłoś-
nie poklepał po szyi czarnego ogiera. Trent i Hank obserwo-
wali wysiłki Gallaghera z bezpiecznej odległości, zza białe-
go parkanu okalajÄ…cego wybieg. Szwagra Trenta pasjonowa-
ła tresura półdzikich koni.
- Przed dwoma tygodniami Cameron pochwycił go w ka-
nionie, gdzie żyją stada dzikich koni - wyjaśnił Trent Han-
kowi. - Już od wielu miesięcy miał oko na tego ogiera.
Hank pokiwał głową.
- Cameron uwielbia konie, swoją żonę i córkę - ciągnął
Trent. - Może pomyliłem kolejność, ale z pewnością on ni-
czego więcej ani nie uwielbia, ani nawet nie lubi.
Cameron zbliżył się do ogrodzenia.
- Cześć, Cam! - radośnie powitał szwagra Trent.
- Cześć - odparł spokojnie mężczyzna w kowbojskim
stroju.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]