[ Pobierz całość w formacie PDF ]

otworem droga do przygody, która mogła być jego ostatnią i na pewno
będzie największą.
— Czy polecisz ze mną, Hilvarze? — spytał aż za bardzo świadomy, o co
prosi. Hilvar rzucił mu twarde spojrzenie.
— Nie ma o czym mówić — powiedział. — Już dobrą godzinę temu
poinformowałem Seranis i wszystkich moich przyjaciół, że z tobą odlatuję.
Byli już bardzo wysoko, gdy Alvin wydał robotowi ostatnie instrukcje. Statek
zatrzymał się. Ziemia leżała z tysiąc mil pod nimi wypełniając sobą całe
niebo. Wyglądała bardzo niegościnnie; Alvin pomyślał sobie, ile statków
zatrzymywało się tak na chwilę w przeszłości, by następnie podjąć dalszą
podróż.
Nastąpiła dłuższa przerwa, jakby robot sprawdzał urządzenia sterownicze i
nie wykorzystywane od wieków układy. Potem rozległ się cichutki dźwięk,
pierwszy wydany przez maszynę, od kiedy znajdowała się ona w posiadaniu
Alvina. Było to ledwie słyszalne brzęczenie, które zwiększało, oktawa po
oktawie, swoją częstotliwość, aż wreszcie ścichło za granicą słyszalności. Nie
nastąpiło żadne uczucie zmiany położenia czy przyśpieszenia, ale Alvin
zauważył nagle, że po ekranie przesuwają się gwiazdy. Znowu pojawiła się
nad nim i przepłynęła Ziemia — po chwili pojawiła się ponownie, ale już w
innym miejscu. Statek naprowadzał się na kurs obracając w kosmosie, jak
igła kompasu szukająca północy. Przez kilka minut niebo obracało się
wokół nich, aż w końcu statek znieruchomiał — wielki pocisk wycelowany w
rozgwieżdżoną otchłań.
Pośrodku ekranu widniał tęczowo barwny, wielki pierścień Siedmiu Słońc.
Malutka Ziemia była wciąż widoczna jako ciemna plamka granicząca
odcieniem ze złotem i purpurą zachodzącego słońca. Działo się teraz coś, co
przekraczało wiedzę i doświadczenie Alvina. Czekał zaciskając dłonie na
poręczy swego fotela i wpatrując się w Siedem Słońc błyszczących na
ekranie. Mijały sekundy.
Nastąpiło szarpnięcie, któremu nie towarzyszył żaden dźwięk i pod wpływem
którego wzrok zdawał się tracić ostrość — Ziemia zniknęła, jak gdyby starta
gigantyczną dłonią. Byli sam na sam z kosmosem, sam na sam z gwiazdami
i dziwnie zmalałym słońcem. Ziemi nie było, tak jakby nie było jej nigdy.
Nastąpiło drugie szarpnięcie i tym razem towarzyszył mu cichy pomruk, jak
gdyby dopiero teraz wykorzystywany był pokaźniejszy ułamek mocy
generatorów. Przez chwilę wydawało się, że nic się nie dzieje; potem Alvin
dostrzegł, że zniknęło nawet słońce, a gwiazdy pełzną powoli ku rufie
statku. Zerknął za siebie i nie zobaczył nic. Zatarte przez półkulę nocy
zniknęło zupełnie całe niebo za nimi. Patrząc tak przez chwilę zobaczył
nurkujące w tę noc gwiazdy, które gasły zaraz, jak iskry wpadające do
wody. Statek gnał z szybkością większą niż prędkość światła i Alvin zdał
sobie sprawę z tego, że nie znajdują się już w znajomej przestrzeni Ziemi i
Słońca.
Kiedy ten nagły, przyprawiający o zawrót głowy wstrząs nastąpił po raz
trzeci, serce Alvina niemal przestało bić. Dziwne zamglenie wzroku było
teraz niewątpliwe; przez chwilę otoczenie wydawało się zniekształcone nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl