[ Pobierz całość w formacie PDF ]
morza, niewidoczny też od strony rzeki. Miał galion w kształcie smoka i
wymalowaną na dziobie nazwę „Defiance".
Całą noc nie mogła usnąć, miała wrażenie, że Daniel jest gdzieś w pobliżu, ale
aż tak blisko, całkiem nieopodal, w Kestrel Creek? Tego się nie spodziewała.
25
O kim ona myśli? Przecież to zbrodniarz, człowiek ścigany, na dodatek
pewnie i szpieg. Daniel de Lancey, którego znała, już nie istniał. Nie miała tu czego
szukać.
Odwróciła się, chciała wracać, gdy wtem ktoś zastąpił jej drogę, zarzucił
worek na głowę. Poczuła, jak napastnik przerzuca ją sobie przez ramię, jakby nic nie
ważyła, i niesie gdzieś, Bóg wie gdzie...
Daniel. To musiał być Daniel. Rozpoznawała go po zapachu... dotyku... To
jego dłonie. Była zdana na jego łaskę. Okropność! Gdy wymierzyła srogiego
kopniaka, usłyszała, jak zaklął cicho. Chwycił ją mocniej, tak że ledwie mogła
oddychać, a co dopiero poruszyć się.
W pozycji nietoperza, głową w dół, straciła kompletnie orientację. Słyszała
jakieś głosy, ktoś ją podawał komuś innemu, jeden przerzucał do drugiego jak
pakunek.
W końcu postawili ją i ściągnęli worek z głowy. Zasapana potoczyła wokół
wściekłym wzrokiem.
- Co tu robisz? Szpiegujesz mnie?
To był Daniel. Odwróciła się gwałtownie ku niemu. Stała w dość przestronnej,
wygodnie wyposażonej kabinie oświetlanej ostatnimi promieniami zachodzącego
słońca. Na ścianach tańczyły refleksy światła odbitego od wody, słychać było plusk
fal uderzających o burty. Daniel siedział przy eleganckim biurku z wiśniowego
drewna, bawił się gęsim piórem. Na blacie leżała otwarta książka, obok niedokoń-
czony list. Atmosfera komfortu, spokoju, idealny porządek, wnętrze starannie
wysprzątane, zadbane... Było to tak dalekie od tego, czego się spodziewała, że przez
moment nie była w stanie dobyć głosu. Wyobrażała sobie, że taka kajuta to ciemna,
cuchnąca nora. Pijana załoga wlewa w siebie beczki rumu i zabawia się z dziewkami
sprowadzanymi z tawern, taki mniej więcej rysował się jej obraz pirackiego okrętu.
- Słucham... - Daniel wydawał się lekko znudzony, jakby od poniedziałku do
niedzieli, tydzień po tygodniu, przyłapywał koło „Defiance" wścibskie damy.
26
Lucinda natychmiast się obraziła. Jak śmiał traktować ją z takim
lekceważeniem?!
- Nie szpiegowałam - wyjaśniła z urazą w głosie. - Wracałam od zatoczki do
domu i przez nieuwagę skręciłam nie w tę, co powinnam, ścieżkę.
- Zgubiłaś się? - zadrwił.
Wyraźnie jej nie dowierzał.
Przesunęła dłonią po włosach, usiłując je uładzić. Do peleryny przyczepiło się
źdźbło słomy, zapewne z worka, który zarzucił jej na głowę. Cóż, woniała teraz
wsią. Zerknęła w niewielkie lustro wiszące na ścianie. Wyglądała okropnie.
Daniel natomiast prezentował się tak wytwornie, że już za samo to mogła
serdecznie go znienawidzić. Zawsze nosił się z niedbałą elegancją, a dzisiaj miał na
sobie świetnie skrojony kaftan, śnieżnobiałą koszulę... Przyglądał się jej z chłodną
obojętnością, a ona spłoniła się jak dzierlatka. Wiedziała, co sobie myślał: zapuściła
się na brzeg zatoczki, żeby go zobaczyć. Im goręcej by zaprzeczała, tym mniej
będzie jej wierzył.
- Możesz sobie myśleć, co ci się podoba, ale wiedz, że cię nie szukałam.
- Tak tylko mówisz - rzucił niedbale.
- To prawda! - Wyprostowała się z godnością. Była zła i zakłopotana. - Masz
się za takiego cudownego amanta? Wspaniały pirat, dla którego tracą głowę
wszystkie kobiety w okolicy, to właśnie ty, tak? Uważasz, że nie mogłam się
powstrzymać przed kolejnym spotkaniem z tobą?
Z nieznacznym uśmiechem podniósł się zza biurka.
- A nie mogłaś, Lucy?
- Nie miałam ochoty i nie musiałam! I przestań mówić do mnie Lucy.
- No tak, zapomniałem. Cóż, dla mnie zawsze byłaś Lucy. - Podszedł do niej
tak blisko, że nagle kabina zrobiła się zbyt ciasna dla nich dwojga.
Lucinda wstrzymała oddech, zarazem posyłając Danielowi wściekłe
spojrzenie.
27
[ Pobierz całość w formacie PDF ]