[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poborca subsydiów i kontrybucji, skarbnik oraz intendent wojskowy, inspektor portów i dróg w
całym królestwie, rajca w Izbie Obrachunkowej. Nadał mu te stanowiska Filip Piękny, który go
nawet wyposażył w dziedziczną rentę, jaką obdarzano wielce zasłużonych wobec Korony. Coquatrix
nigdy nie składał sprawozdań ze swych czynności. Obawiał się obecnie, aby Karol de Valois,
zawsze wrogi wynoszeniu mieszczan na wielkie stanowiska, nie pozbawił go urzędów i nie zagrabił
ogromnej fortuny, jaką sobie zdobył. Coquatrix dziesięciokrotnie tytułując hrabiego de Poitiers
panem regentem zapewnił go o przywiązaniu paryskiej ludności. Słowo jego miało wielką wagę,
był on bowiem wszechwładny w Ratuszu i dość bogaty, by w razie potrzeby opłacić wszystkich
miejskich opryszków, każąc im wywołać rozruchy.
Wiadomość o powrocie Filipa de Poitiers szybko się rozniosła. Przybiegli do Luwru przychylni
hrabiemu baronowie i rycerze. Osobiście zawiadomiona Mahaut d'Artois stawiła się jedna z
pierwszych.
- Jak się czuje moja droga Joanna? - spytał teściową Filip, otwierając przed nią ramiona.
- Oczekujemy rozwiązania z dnia na dzień.
- Zaraz pójdę do niej, gdy tylko uporam się z robotą.
Po czym naradził się ze stryjem Ludwikiem d'Evreux i z konetablem.
- A teraz, Gaucher, możecie ruszyć na Pałac. Usiłujcie, jeśli się da, przed południem. Ale starajcie
się, jeśli można, unikać przelewu krwi. Ubolewałbym, gdyby mi przyszło wkroczyć do Pałacu po
trupach.
Gaucher objął dowództwo nad zbrojnymi oddziałami, które zebrał w Luwrze, i udał się na wyspę
Cite. Jednocześnie posłał prewota do dzielnicy Temple po najlepszych cieśli i ślusarzy.
Pałacowe bramy były zamknięte. Gaucher, mając u boku naczelnego dowódcę kuszników, zażądał
otwarcia wrót. W górnym okienku głównej bramy ukazał się starszy wartownik i odparł, że nie wolno
mu jej otworzyć bez zezwolenia hrabiego de Valois albo hrabiego de la Marche.
- Macie jednak otworzyć - odpowiedział konetabl - bo chcę wejść i przygotować Pałac na przyjęcie
regenta, który za mną podąża.
- Nie możemy.
Gaucher de Chatillon poprawił się na siodle.
- Więc sami otworzymy - rzekł.
Dał znak, by zbliżył się cieśla królewski, mistrz Piotr z Temple, oraz towarzyszący mu robotnicy,
którzy nieśli piły, obcęgi i wielkie żelazne lewary. Jednocześnie kusznicy otrzymali rozkaz stanąć w
pogotowiu. Obrócili kusze i włożyli stopy w rodzaj żelaznego strzemienia, które ułatwiało im
oparcie łuku na ziemi, podczas gdy napinali cięciwę. Następnie umieścili bełty na karbach i stanęli
celując w blanki strzelnicy. Aucznicy i włócznicy łącząc tarcze utworzyli ochronny pancerz wokół
cieśli i nad ich głowami. W przyległych ulicach, w należytej odległości zebrali się gapie i chłopacy,
by oglądać oblężenie. Wydawano im piękne widowisko, o którym całymi dniami będą opowiadać.
Naprawdę tam byłem, jak tu stoję... Widziałem, jak konetabl wyciąga swój potężny miecz...
Przeszło dwa tysiące, zaklinam się, było ich przeszło dwa tysiące .
Wreszcie Gaucher, uniósłszy przyłbicę, zawołał jak na polu bitwy.
- Panowie, co tam przebywacie, oto mistrzowie cieśle i ślusarze, co zaraz wysadzą wam bramy.
Patrzcie też na kuszników pana de Galard, otaczających Pałac ze wszech stron. Nikt się nie wymknie.
Wzywam was po raz ostatni do otwarcia wrót, bo jak nie zdacie się po dobrej woli, utnie się wam
wszystkim głowy nie zważając na najszlachetniejszy ród. Regent nie pobłaży nikomu.
Po czym opuścił przyłbicę na znak, że już nie będzie parlamentował.
Za murami chyba zapanowała wielka panika, bo ledwie robotnicy podłożyli lewary, wrota same się
uchyliły. Poddała się załoga hrabiego de Valois.
- Wielki był czas rozsądnie się poddać - powiedział konetabl, wjeżdżając na dziedziniec Pałacu. -
Wracajcie do waszych domów czy siedzib waszych panów, nie gromadzcie się, a nie stanie się wam
żadna krzywda.
W godzinę pózniej Filip de Poitiers obejmował w posiadanie apartamenty królewskie. Od razu
powziął wszelkie środki ostrożności. Zamknięto zwykle dostępny dla wszystkich dziedziniec
pałacowy i obstawiono go wojskiem, gości zaś przesiewano. Kramarzom, którzy mieli przywilej
handlowania w wielkiej galerii, polecono zamknąć stoiska na cały dzień.
Gdy hrabiowie de Valois i de la Marche przybyli do Paryża, pojęli, że ponieśli klęskę.
- Filip nas złośliwie wykiwał - rzekli.
Nie mając innego wyjścia pospieszyli do Pałacu, aby pertraktować o swym podporządkowaniu się.
Wokół hrabiego de Poitiers zastali licznie zebranych panów, notablów i duchownych, a wśród nich
biskupa Marigny, zawsze skorego stanąć po stronie silniejszego.
Stwierdzając z goryczą obecność Coquatrixa, Gentiena i kilkunastu mieszczan, Valois rzekł
półgłosem do Karola de la Marche:
- Brat wasz długo nie pociągnie. Niezbyt jest pewny swego, skoro musi opierać się na pospólstwie.
Przybrał jednak bardzo pogodną minę, zbliżając się do Poitiers, i poprosił o wybaczenie za incydent
przy bramie.
- Moi giermkowie ze straży nie wiedzieli o niczym. Otrzymali surowe zalecenia... z powodu
królowej Klemencji.
Spodziewał się ostrej odprawy i niemal jej pragnął, aby sprowokować otwarty konflikt z Filipem.
Ów jednak nie daÅ‚ mu sposobnoÅ›ci do skorzystania z kłótni i odpowiedziaÅ‚ tym samym tonem:
- Z żalem musiałem tak postąpić, stryju, aby uprzedzić zakusy naszego kuzyna z Burgundii, przed
którym wasz wyjazd otworzył wolne pole. Nocą w Fontainebleau otrzymałem wiadomość, a nie
chciałem was budzić.
Usiłując złagodzić swą klęskę, Valois udał, iż wierzy w wyjaśnienie; starał się nawet uśmiechnąć do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]