[ Pobierz całość w formacie PDF ]

– Twoje życie jest w Chicago – ciągnęła Stephanie. – Zostaw to mnie.
W dzisiejszych czasach oporny mąż to przeszkoda, a nie pomoc w
życiu.
– Niezupełnie tak to widzę.
– Nie zmusisz mnie, żebym za ciebie wyszła.
– A to akurat jest sprawa dyskusyjna.
– Dobra, może mogą zmusić ciebie, ale mnie nie zmuszą.
– Oni chcą dla ciebie jak najlepiej, Stephanie.
– Nie, Alec. Oni chcą, żebyś zapłacił za swój grzech.
– Chcą chronić ciebie.

Przed czym? Przed hańbą? Jestem dużą dziewczynką, Alec.
Popełniłam błąd i zapłacę za niego. Ale nie będę w to wciągać ciebie.
Sięgnęła do klamki, ale on zamknął drzwi. Patrzył na nią poważnie.
– Ustalmy jedno, Stephanie. Wychodzisz za mnie.
Przechyliła głowę, przyglądając mu się w wątłym świetle żarówki.
– To żart, tak?
– Czy ja się śmieję?
– Nie wiem, czym cię tak nastraszyli.
– Nikt mnie niczym nie straszył.
– To dlaczego pleciesz jak najęty?
– Mówię logicznie. To nie musi być na zawsze.
52

Każda dziewczyna marzy o tym, żeby usłyszeć takie właśnie
oświadczyny!
– Stephanie...
Jego słowa nie powinny być w stanie jej zranić. Prawie nie zna tego
faceta. Skrzyżowała ręce na piersiach.
– Ślub tylko pogorszy sytuację.
Postanowił ją naśladować i zrobił to samo.
– Ślub unormuje tę sytuację.
Zaśmiała się gorzko.
– Jak ty to sobie wyobrażasz?
– Jestem ojcem dziecka. Mam obowiązki.
– Jakie?
– Nie wiem – zawołał z irytacją. – Łożyć na nie.
– Możesz wypisywać czeki bez aktu ślubu.
– I tego chcesz?
– Tak.
– Nie mam nic do powiedzenia?
– Niewiele.
Patrzył na nią przez dłuższą chwilę, a w końcu uderzył w drzwi,
otwierając je, i opuścił stajnię.
Stephanie zdała sobie sprawę z tego, że wygrała. Starała się z tego
cieszyć, ale jakoś uczucie radości się nie pojawiało.
53
ROZDZIAŁ PIĄTY
– No a co miałam powiedzieć? – zapytała Stephanie, siedząc po pas w
wodzie na występie skalnym w kąpielisku na ranczu i patrząc na Amber.
– „Tak” – zaproponowała Amber, podpływając do Stephanie i siadając
koło niej.
Na jej czole nie było już widać śladu rany po wypadku.
Ta sadzawka to było ulubione miejsce Stephanie. Woda z małych
dopływów Wietrznej Rzeki spływała wodospadami i gromadziła się w
głębokim zbiorniku, drążonym przez tysiące lat.
Było koło południa. Słońce prześlizgiwało się po wilgotnych jasnych
włosach Amber i odbijało się w jej szmaragdowych oczach.
– I tak po prostu wyjść za niego? – Stephanie odgarnęła mokre włosy z
czoła i założyła je za uszy.
– Urodzisz jego dziecko.
– Ale my właściwie prawie się nie znamy.
– Trochę się chyba znacie. – Amber rzuciła jej znaczące spojrzenie.
Stephanie odpowiedziała takim samym spojrzeniem.
– Nikt już dzisiaj nie wychodzi za mąż z powodu dziecka.
Amber milczała, ale widać było, że jest odmiennego zdania.
– Co? – zachęciła ją Stephanie.
– Jesteś w ciąży, Steph.
– Doskonale o tym wiem.
Stephanie usilnie starała się wyprzeć ten fakt ze świadomości, ale się nie
udawało.
– Posiadanie męża nie byłoby najgłupszym rozwiązaniem.
54
– Myślałam, że trzymasz moją stronę?
– Bo trzymam twoją stronę. – Amber parsknęła śmiechem. – Po prostu
sugeruję, żebyś spróbowała.
– A jeżeli się nie uda? – Prawdę mówiąc, Stephanie była tego pewna,
rozważanie więc kwestii małżeństwa byłoby jedynie stratą czasu.
– Wtedy się nie uda. Żadne przedsięwzięcie...
– Amber, mówimy o małżeństwie!
Stephanie nie mogła uwierzyć, że można mówić w tak lekki sposób o
tak poważnych sprawach. Może i była niepoprawną romantyczką, ale nie
zamierzała stawać przed Bogiem i rodziną i składać fałszywą przysięgę.
– To nie musiałoby być małżeństwo w tradycyjnym rozumieniu tego
słowa.
– Ale może właśnie takiego bym chciała?
Amber podniosła głowę i przez chwilę milczała.
– Czy chcesz przez to powiedzieć, że czujesz coś do Aleca?

Nie! – zaprzeczyła Stephanie. Nie czuła nic do Aleca. Nie
pozwoliłaby sobie na to, by coś do niego czuć. – Potrzebuję po prostu...
– Czego?
– Normalności. Chcę, żeby w tym całym bałaganie była jakaś jedna
normalna rzecz.
– Zdefiniuj, co rozumiesz przez normalność.
– Amber celowo udawała, że nie pojmuje, o czym mówi Stephanie.

Randka? Kolacja przy świecach? Kino? Cokolwiek, co byłoby
chociaż trochę romantyczne.
Amber wybuchnęła śmiechem.

A co byłoby romantyczne? Bo na przykład Melissa śledziła
potajemnie Jareda, a Royce poderwał mnie w zwykłym barze.
55
Ułamała gałązkę i wrzuciła ją do sadzawki.
– To była jedna szalona noc, która trwa do tej pory.
Wbrew sobie Stephanie poczuła się urażona.
– Ty i Royce przeżyliście taką noc?
– Nie za pierwszym razem.
– A za którym?
– Nie twój interes.
– Wiedziałaś, że go kochasz?
– Wtedy jeszcze nie.
– Byłaś dziewicą?
– Nie.
– Ale potem go pokochałaś. Czyli wcześniej musiałaś już coś czuć.
– Przestań, Stephanie.
Stephanie zamilkła. Amber ma rację. Porównywanie się z Melissą czy z
Amber jest bez sensu. One żyją z mężczyznami, których pokochały, którzy
zawsze są w pobliżu i z którymi mają już na zawsze dzielić życie.
Za plecami usłyszały szelest liści. Na ścieżce wśród drzew pojawił się
Alec.
Jego uwaga skupiła się na Stephanie.
– Royce mówił, że cię tu znajdę.
Amber chciała wstać, ale Stephanie ją przytrzymała.
– Nie odchodź.
– Macie we dwoje parę spraw do omówienia.
– Już je omówiliśmy.
Stephanie nie chciała kłótni. Nie miała na to siły.
Amber spojrzała na Aleca, najwyraźniej starając się wyczytać coś z jego
twarzy.
56 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl