[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozejdzie się po całym okręgu, a nazwisko Williama Blackhawka będzie
powtarzane od sklepu spożywczego po salony.
Któż nie kocha skandali?
Stał tu przez całą noc i dziwił się, jak mógł tego nie zauważyć.
Przypominał sobie dzień po dniu z ostatnich dwóch tygodni. Były pewne
wskazówki, które teraz stały się dla niego jasne, i Clair miała słuszność,
widząc coś znajomego w rysach twarzy Kiery. Ale on był ślepy.
Zlepy i głupi.
Spojrzał na zegarek, zastanawiając się nad krótką wizytą na sali
gimnastycznej. Może pozbyłby się frustracji. Ale nie byłby sam. O tej
godzinie oczywiście było tam kilku gości hotelowych i oczywiście ktoś z
personelu. Będąc w takim nastroju, nie wierzył sam sobie, że nie pourywa
im głów.
Wmawiał sobie, że właściwie powinien być wdzięczny Kierze, że
odeszła. Gdyby została, to na pewno związałby się z nią na bardzo długo.
132
RS
Może nawet na zawsze.
Całe życie unikał tego rodzaju komplikacji i nagle pojawiła się
Kiera, jak wróbelek, i po chwili odleciała.
Był ciągle tym poruszony i czuł w gardle gorzki smak pożegnania.
- Wyglądasz, jakbyś wrócił z piekła.
Odwrócił się gwałtownie i zobaczył Clair. Ubrana w czysty,
niebieski uniform wyglądała jak poranne słońce. Westchnął, gdy zobaczył
obok niej Dillona i Jacoba.
- Posiłki? - spytał.
- Przyjaciele. Wyglądasz, jakbyś całą noc uprawiał seks.
- Wyglądam tak jak oszukany człowiek, Clair. - Zmarszczył brwi,
patrząc na dwóch mężczyzn. - Ale my to już znamy, prawda? Jak się
czułeś, Dillonie, gdy się dowiedziałeś, że masz siostrę? A właściwie trzy,
razem z Kierą, i oczywiście jest jeszcze Trey. Możecie się z nim
zakolegować w okamgnieniu, zważywszy na jego olśniewający czar.
Clair z westchnieniem spojrzała na Dillona i Jacoba.
- Nie mówiłam?
- On jest rzeczywiście bardzo zły - skwitował Dillon, kiwając głową.
- Czy nie myślisz tak samo, Jacobie?
Jacob objął żonę ramieniem.
- Kilka miesięcy temu sam taki byłem, prawda, kochanie?
- Ja też. - Skinął głową Dillon. - Niezbyt miły widok.
- O czym, do diabła, mówicie? - Sam prawie kipiał ze złości. Zawsze
ich lubił, ale teraz skłaniał się do zmiany zdania. - Więc zgoda, może
myślałem o Kierze, ale nie lubię być okłamywany. A dlaczego wy
jesteście w tak cholernie dobrych nastrojach? Was przecież też okłamała.
133
RS
- Przypuszczam, że tak - powiedziała Clair - ale jednak ze słusznych
powodów. Wiem, jak to odczuwasz, Sam. Byłam jedną z niewinnych ofiar
Williama. Podobnie jak Kiera. Nie bądz na nią zły. Ona potrzebowała
prawdy, ale ciągle mąci jej się w głowie. Daj jej trochę czasu.
- Nie mamy czasu - powiedział, czując, że za chwilę eksploduje. -
Ona się przeprowadza do Paryża. Co mam z tym zrobić?
- No, nie jestem pewna. - Clair patrzyła na Dillona i na Jacoba. - Czy
macie, chłopcy, jakieś sugestie?
- Nie mogę się w to mieszać. - Dillon wzruszył ramionami.
- Ja również - powiedział Jacob i podrapał się po głowie. - Ale kilka
minut temu widziałem ją wchodzącą do windy razem z bratem. I chyba
mieli ze sobą bagaże.
Zapach róż i lilii wypełniał hol Four Winds. Bukiety kwiatów
ustawione na szklanych stołach witały gości wchodzących do hotelu.
A oni go opuszczali.
Bolało ją w piersiach. Czekała, że może ból ustąpi. Jakie to dziwne,
mieszkała w sześciu różnych stanach, pracowała w ośmiu dużych
kosmopolitycznych miastach, ale dopiero tutaj, w Wolf River, poczuła się
tak dobrze, jakby przynależała do tego miasta.
I ciągle myślała o Samie.
Miała nadzieję, że jak będzie w Paryżu, bardzo zajęta pracą, to
powoli o nim zapomni. Miała przed sobą wspaniałą przygodę. Ziściły się
jej marzenia.
Z pewnością ból z czasem minie, mówiła sobie. Czas i odległość
zrobią swoje. I co z tego, pomyślała nagle z rozpaczą. I tak zawsze będę
go kochała.
134
RS
Zamrugała, czując łzy pod powiekami. Teraz stała tu i czekała na
brata, który jej zapowiedział, że odwiezie ją na lotnisko. Nie protestowała,
ponieważ wiedziała, że ma rację. Gdyby usiadła za kółkiem w takim stanie
umysłu, wylądowałaby prawdopodobnie gdzieś w rowie.
Zanim opuścili pokój hotelowy, Trey wziął ją w ramiona i mocno
przytulił, chociaż okazywanie czułości nie leżało w jego naturze. Była na
niego zła, że ukrywał przed nią prawdę, ale z drugiej strony rozumiała, że
na swój sposób starał się ją chronić. Mogła mu to wybaczyć. Ale czy
mogła wybaczyć sobie, że przysporzyła Clair i innym Blackhawkom tyle
smutku?
A czy oni mogliby jej to wybaczyć? Czy Sam mógłby jej wybaczyć?
- Gotowa?
Odwróciła się i zobaczyła Treya stojącego obok niej. Jego ciemne
oczy badały jej twarz.
- Tak.
- Może poczekaj tutaj, a ja pójdę z bagażami do samochodu. Zaczyna
padać.
Patrzyła, jak wychodzi przez szklane drzwi i idzie na parking, i nagle
usłyszała grzmot. Jakie to odpowiednie do sytuacji, pomyślała. Trey
wyjechał już z parkingu. Puls jej przyspieszył na myśl, że wychodzi stąd
na zawsze.
Ostatni raz rozejrzała się po holu. Wszystko było takie doskonałe,
zsynchronizowane. Na trzęsących się kolanach poszła do drzwi
wyjściowych.
Portier ustąpił jej drogi i uśmiechnął się.
- Dzień dobry, panno Kiero. Zamierza pani stawić czoło burzy?
135
RS
Kiera spojrzała na deszcz i czarne niebo i pomyślała, że to nic
takiego w porównaniu z burzą szalejącą w jej wnętrzu.
Czy zamierza stawić czoło burzy? Czy też, jak mówi Sam, znowu
ucieknie?
- Czy wszystko z panią w porządku? - spytał Joseph.
- Nie - wyszeptała. - Myślę, że nie.
Owionęło ją powietrze z zewnątrz. Patrzyła, jak Trey podjeżdża
samochodem pod wyjście, i odwróciła się do Josepha.
- Czy mogę coś dla pani zrobić? - spytał portier.
- Nie - odpowiedziała. - Myślę, że muszę to załatwić sama.
Odwróciła się i pobiegła do windy. Nacisnęła kilka razy przycisk i gdy
tylko drzwi się otworzyły, wskoczyła do środka. Malutka, siwowłosa
kobieta wsiadła razem z nią. Kiera co najmniej trzy razy nacisnęła
przycisk szóstego piętra.
- Szybciej, szybciej - mruczała, przestępując z nogi na nogę. Czy to
nie jest u mnie typowe? - pomyślała. Jestem impulsywna i niecierpliwa.
Czy nie zmienię się nigdy? Uderzyła w przycisk zamykający drzwi. -
Szybciej.
- Pęcherz? - spytała ze współczuciem kobieta.
- Mężczyzna.
- Och! - Kobieta skinęła ze zrozumieniem głową i nacisnęła ten sam
przycisk. Przygryzając wargę, Kiera patrzyła na zamykające się drzwi.
Nagłe jakaś ręka wślizgnęła się w szparę, powstrzymując drzwi przed
zamknięciem.
Do windy wszedł Sam.
136
RS
Wstrzymując oddech, patrzyła na niego, a on na nią. W jego
błyszczących oczach widziała zdecydowanie. Drzwi zamknęły się za nim.
Zauważyła, że jego garnitur i krawat są pogniecione, włosy
zmierzwione, a policzki wymagają golenia. A mimo to stwierdziła, że
nigdy nie wyglądał lepiej.
- Nie wyjeżdżasz. - Mięśnie jego szczęk pracowały. -Nie pozwolę ci.
- Sam...
- Nie mów ani słowa, do diabła. - Nacisnął przycisk stopu. - Teraz
twoja kolej, żeby być cicho i słuchać. Przyglądałem się mojej matce, jak
wychodzi za mąż i się rozwodzi pół tuzina razy - zaczął. - Dłużej trzymała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl