[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Henry'ego widział gdzieś budowlę tego typu, czy po prostu
ją wyfantazjował? Jego syn postanowił wznieść swą siedzibę
wzorując się na obrazie ojca. Ba, nawet wraz z żoną odkryli
miejsce do złudzenia przypominające namalowany
krajobraz. Tak wygląda prawda. Cóż jeszcze chcesz
wiedzieć?
 A co z tym Royerem?  zapytał Karol.  Urwałeś w
najciekawszym miejscu.
 Z Royerem? Przyznam, że po kilku miesiącach
zacząłem tracić nadzieję. Zniknął jak duch. I nagle ten
pierwszy napad na pociąg! Znałem już wówczas porucznika
Mitchella. Opowiedział mi szczegółowo, jak to wyglądało:
dwu sprawców, z których jednego schwytane Zdradził
wspólnika, a tym wspólnikiem był, jak się okazało, człowiek,
którego sylwetka już dawniej została opisana w więziennych
dokumentach.
 Mitchell wspominał nam o tym  wtrącił Karol.
 Tym lepiej, nie potrzebuję powtarzać. Otóż po tej
informacji nabrałem pewności, że to jest jednak Royer. Lecz
cóż, znowu mi zniknął z horyzontu. Teraz już mnie to nie
dziwi. On się ukrywał tutaj i chyba się nie mylę.
 Na pewno!  krzyknąłem.  Pompa działa wspaniale
po tylu latach. To najlepszy dowód, że ktoś tutaj często
przebywał. Któż inny, jeśli nie Royer?
 Jutro obejrzymy resztę pokojów. Musi gdzieś tu trzymać
zapasy żywności. A poza tym o położeniu domu wiedzieli
tylko Greenowie, no i... Royer. Niejeden raz próbowałem ten
dom odnalezć, na próżno. Lecz posłuchajcie dalej. Minął rok.
Zjezdziłem szmat kraju po obu stronach granicy. Stąd ma
znajomość z Samem Harfieldem, stąd moja znajomość z
Czarnymi Stopami i Wysokim Orłem. Przywykłem do tych
dalekich wypraw. Wierzcie lub nie, lecz chwilami
zapominałem o głównym celu moich wędrówek. Coroczne
odwiedziny Red Deer przypominały mi jednak o mym
obowiązku.
 Przepraszam  wtrąciłem się.  Odwiedzałeś Dawida.
Opiekowałeś się nim po śmierci rodziców, to dla mnie jasne,
lecz...  tu zawahałem się czując, że zbyt obcesowo
wkraczam w cudze sprawy.
 Zmiało, śmiało...  zachęcił mnie Old Gray.
 Czy więc... to jest, chciałem zapytać...
Znowu zamilkłem.
 Pośpiesz się, Janie  zauważył żartobliwie Karol  w
ten sposób nie skończysz do jutra.
 Dobrze  nabrałem odwagi.  Więc... czy praca w
takiej zapadłej dziurze, jak Red Deer, jest odpowiednim
zajęciem dla Dawida?
 Ach, interesuje cię to?  uśmiechnął się Siwowłosy. 
Cóż, Dawid ukończył średnią szkołę. Gdzie, to nieważne.
Skłonności do malarstwa, jak jego ojciec lub dziadek nigdy
nie zdradzał. Miałem znajomości w Kompanii Hudsona.
Przyjaciele pomogli mi umieścić go w Red Deer w
charakterze urzędnika. Nie zapominajcie, że Dawid jest
półkrwi Indianinem. Obawiałem się, że praca w mieście nie
będzie mu odpowiadać. Natomiast w Red Deer może świetnie
nauczyć się zawodu i wykorzystać swe pochodzenie.
 W jaki sposób?  zdziwiłem się.
 Kompania Zatoki Hudsona wciąż jeszcze handluje z
Indianami, zwłaszcza na dalekiej północy, gdzie nie ma
rezerwatów. Dawid od czasu do czasu wyrusza w drogę jako
agent, a jego pochodzenie ułatwia mu nawiązywanie
kontaktów z Indianami. Podoba mu się ta praca. Kto wie, czy
za rok lub dwa nie umieszczę go w którejś z wyższych uczelni
ekonomicznych? Będzie miał wówczas otwartą drogę do
zajęcia lepszego stanowiska w Kompanii. Dobrze wiemy, jak
trudno jest Indianinowi czy Metysowi stać się  kimś" w
społeczeństwie bladych twarzy. Jesteś zadowolony z mej
odpowiedzi?
 Przepraszam za natręctwo.  Istotnie, prawdą jest, że
Indianom trudno dostosować się do naszych obyczajów i to
zapewne stanowi przeszkodę w ich życiowej karierze. Nie
ufamy im, a oni nam również nie ufają. Niewiele dotąd
uczyniliśmy, by te wzajemne nieufności przełamać.
 Natomiast sporo dokonaliśmy  odparł Karol  aby je
pogłębić.
 Obaj macie rację  zauważył Old Gray.  Kim ty
właściwie jesteś?  zaskoczył mnie pytaniem.  Traperem?
Na pewno nie. Poznałbym się na tym. A niedzielnym
myśliwym... również nie. Zbyt dobrze orientujesz się w
westmańskich sprawach.
 On był moim nauczycielem  skinąłem głową w stronę
Karola, wielce zadowolony z pochwały.  Jestem lekarzem...
Old Gray spojrzał na mnie zdumionym wzrokiem.
 Coś podobnego! Wędrowny lekarz? Jeszcze dotąd nie...
 Nie żaden wędrowny  zaprotestowałem energicznie,
przerywając mu w połowie zdania.  Niekiedy niosę pomoc
ludziom spotkanym na prerii, lecz nie w tym celu wędruję.
 A w jakim, jeśli wolno zapytać?
 Po prostu kocham się w przyrodzie, lubię konną jazdę,
dalekie wyprawy i...  przerwałem uświadomiwszy sobie,
jak naiwnie musiałyby zabrzmieć moje słowa.  Czy to
dziwne?
 Nie ma w tym nic dziwnego, jednak... zaskakujący to
wypadek.
Zapadła cisza, którą przerwał Karol:
 Wróćmy do Royera. Mnóstwo spraw nie zostało jeszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl