[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na który nałożył się przelotny cień, - Na pewno
Hilary będzie wołała mniej formalne miejsce. Ja też.
Hilary podobał się spacer o zmroku wzdłuż
Broad Street. Drew Redman szedł z przodu z Can
dida, która oczarowała go bez najmniejszego wy
siłku.
- Drew chyba zapomniał o nadchodzącej staro
ści - mruknął Rhodri, który został w tyle z Hilary.
- On chyba nie jest taki stary, prawda? - uśmie
chnęła się. - Ile lat ma jego syn?
- Tyle co ty. Z tego wynika, że mógłby być
twoim ojcem.
Hilary uśmiechnęła się złośliwie.
- Naprawdę? Czy ty też patrzysz na mnie oj
cowskim wzrokiem?
112 NAGRODA POCIESZENIA
Rhodri spojrzał na nią gniewnie i zaczął iść tak
szybko, że chcąc dotrzymać mu kroku, Hilary musia
Å‚a niemal biec.
- Nie - rzucił krótko - nie patrzę.
Dogonili pozostałych koło Bath Place, gdzie
Hilary z podziwem patrzyła na urocze pastelowe
domy, nachylone wobec siebie pod dziwnym kÄ…tem.
Potem skręcili w lewo w bramę ogrodu Turf Tavern,
schowanego pod miejskim murem, w cieniu dzwon
nicy New College.
- To trochę dziwne, że nazywa się ono nowe",
a stoi tu od sześciu stuleci - zauważyła Gandida,
której uśmiech ułatwił im przejście przez zatłoczony,
przytulny bar i znalezienie stolika.
- Określenie nowy" ma w Oxfordzie znaczenie
względne. Sądzę, że kolegium pochodzi z trzynastego
wieku, ta gospoda też - powiedział Rhodri i objął
Hilary ramieniem.
Gospoda bardzo jej się podobała. Przyjęła wszy
stkie sugestie Rhordiego dotyczące jedzenia i pózniej
nie miała pojęcia, co właściwie zjadła, tak była pod
niecona otoczeniem i zaprawionym korzeniami jab
Å‚ecznikiem.
- Jak pan widzi - powiedziała z ironią Candida
do Drew Redmana - mojej siostrze znacznie bardziej
podobają się takie miejsca niż wytworne hotele.
Roześmiał się i pochylił przez stół, żeby poroz
mawiać z Hilary.
- Rhodri powiedział mi, że jest pani bibliotekar
ką gdzieś w walijskiej głuszy.
- Piękne małe miasteczko Penafon - potwier
dziła.
- I wieczorami ma pani dużo wolnego czasu?,
- Oczywiście. Rhodri powiedział, że ma pan
pewną pracę, którą mogłabym wykonywać w domu.
- Proszę, mów mi Drew. - Wyjaśnił jej, że jego
NAGRODA POCIESZENIA
113
firma zajmuje się sprzedażą wytwornych druków ślu
bnych.
Hilary ze zdziwieniem dowiedziała się, że jej
zadaniem byłoby codzienne kupowanie dzienników
takich jak The Times czy Telegraph, wyławianie
zapowiedzi ślubów i spisywanie adresów rodziców
panien młodych na specjalnych fiszkach.
- Musisz sprawdzić, którzy z nich mogliby ku
pić nasze ślubne zestawy - uśmiechnął się. - Oczywiś
cie, jeśli panna młoda mieszka w Timbuktu, to poży
tek będzie niewielki.
- To chcesz tylko, żebym co wieczór przejrzała
gazety i przysłała ci adresy?
- Tak. Co kilka dni. Będę ci płacił pewną sumę
za godzinę i myślę, że mogłabyś poświęcić na to
osiem do dziesięciu godzin tygodniowo. Boję się, że
może to być nudne.
- Nie bardziej niż czekanie przy stoliku i biega
nie po schodach z tacą porannej herbaty - powiedział
stanowczo Rhodri.
- To prawda - przyznała Candida. - To jest coś
wymarzonego dla Hilary. Dziękuję ci, Drew.
Przez chwilę Hilary czuła się urażona, że oni tak
ochoczo układają jej życie, ale stłumiła ten odruch.
- Cześć, tato - odezwał się jakiś głos z tyłu i Drew
zerwał się, trochę zażenowany. Wysoki, młody człowiek
stał obok i uśmiechał się, oczekując prezentacji.
- Nie wiedziałem, że wpadnę na ciebie wieczo
rem - powiedział trochę podniecony ojciec. - Myś
lałem, że umówiłeś się z przyjaciółmi. Te piękne panie
to Candida Mason i jej siostra Hilary. Rhodiriego
Lloyd-Ellisa oczywiście już znasz.
Młody człowiek ukłonił się, wydobył skądś krze
sło i usiadł na nim obok Hilary. Ku jej zaskoczeniu
był wyraznie bardziej zainteresowany nią niż Can
dida, wypytywał o jej pobyt w Oxfordzie i wszystko
114 NAGRODA POCIESZENIA
inne, co tylko gotowa była mu o sobie powiedzieć.
Miał, jak ojciec, ciemne włosy i błyszczące piwne
oczy, które patrzyły na jej twarz z nieskrywanym
zainteresowaniem. Studiował filologię angielską i po
kilku minutach Hilary pogrążyła się w dyskusji
o współczesnej literaturze amerykańskiej. Była nią
tak pochłonięta, że gdy Rhodri dotknął jej ramienia,
przestraszyła się.
- Jeszcze raz pytam, Hilary, czego siÄ™ napijesz?
- Soku pomarańczowego albo czegoś takiego
- odparła i odwróciła się do Andrew Redmana.
- Wiesz, nie zgadzam się z tobą - w książce Toni
Morrisona znalazłam nowe ujęcie niewolnictwa.
I ponownie zagłębili się w dyskusję, którą
w końcu przerwała Candida.
- Już czas, dzieci. Wychodzimy.
Hilary poderwała się zażenowana, gdyż dostrze
gła kamienną twarz Rhordiego i uświadomiła sobie,
że większą część wieczoru spędziła na rozmowie
z Andrew i nie zamieniła ani słowa z innymi.
- Przepraszam. Czasem siÄ™, niestety, zapomi
nam.
- Było mi bardzo przyjemnie - powiedział And
rew, wyraznie nie dostrzegając chłodnej atmosfery.
- Jak długo zostaniesz w Oxfordzie?
- Tylko do jutra - powiedziała Hilary, czując
lodowate spojrzenie Rhodriego.
Młody człowiek chciał coś jeszcze powiedzieć,
ale Drew Redman rzucił mu wymowne spojrzenie.
- Lepiej idz do przyjaciół, Andrew - powiedział
cicho. -Spotkamy się na śniadaniu.
Gdy wracali do Randolph Hotel, gdzie czekali
na taksówkę, Hilary była przygnębiona. Nie ulegało
wątpliwości, że i Rhodri, i Candida mieli pretensję, że
nie przyłączyła się do rozmowy. W taksówce Rhodri
nie próbował nawet usiąść między nią a siostrą,
NAGRODA POCIESZENIA H5
a kiedy dotarli do domu Candidy, kazał taksów
karzowi czekać i nie przyjął zaproszenia na kawę.
- Chyba dzwoni telefon - taktownie powiedzia
ła Candida. - Dobranoc, Rhodri i dziękuję za miły
wieczór.
Pobiegła do domu, pozostawiając ich samych.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]