[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łeś, że to znajdę! Ty i ten jadowity karzeł Toe Rag! Znieważałeś i poniżałeś mnie
przez całe lata. . .
 Tak, tak, wszyscy o tym wiemy  odezwał się Odyn.
 No. . . to dobrze!
 Thorze. . .  odezwała się Kate.
 W końcu strząsnąłem z siebie to wszystko!  krzyczał Thor.
 Tak, widzę. . .
 Poszedłem tam, gdzie mogłem się w spokoju pozłościć, bo wiedziałem, że
będziesz zajęty tutaj i że tu będziesz mnie oczekiwał, a tam wykrzyczałem się do
syta, roztrzaskałem to i owo i znów jestem w porządku! I zacznę od tego, że podrę
to na strzępy!
Podarł kontrakt na kawałki, które rzucił w powietrze i spopielił wzrokiem.
 Thorze. . .  powtórzyła Kate.
 A teraz mam zamiar naprawić wszystkie zło, które uczyniłeś, żebym zaczął
bać się własnego gniewu. Ta biedna dziewczyna na stanowisku odprawy lotów,
która zamieniła się w automat do napojów. Aup! Bums! Jest z powrotem! Odrzu-
towiec myśliwski, który próbował mnie zestrzelić, kiedy leciałem do Norwegii.
Aup! Bums! Jest z powrotem! Widzisz, znowu nad sobą panuję!
 I moja lampka!
 I lampka Kate! Nie będzie dłużej kociątkiem! Aup! Bums! Thor tak mówi
i tak musi być! Co to za hałas?
Nad Londynem podnosił się z wolna czerwonawy blask.
 Thorze, wydaje mi się, że coś niedobrego dzieje się z twoim ojcem.
 Mam diabelną nadzieję, że się nie mylisz. Och. Coś niedobrego? Ojcze!
Wszystko w porządku?
 Byłem głupi i nieroztropny  łkał Odyn.  Byłem taki zły i podły i. . .
 Cóż, ja też tak sądzę  odrzekł Thor i przysiadł na brzegu łóżka.  No to
co teraz zrobimy?
 Nie wydaje mi się, żebym mógł żyć bez mojej pościeli i bez mojej siostry
Bailey i. . . To wszystko trwa już tak długo, a ja jestem taki strasznie stary. Toe
Rag mówił, że powinienem cię zabić, ale ja. . . ja wolałbym raczej zabić siebie
samego. Och, Thorze. . .
 Och  rzekł Thor.  Rozumiem. No cóż. Nie wiem, co mam teraz począć.
A niech to wszystko szlag trafi.
 Thorze. . .
 Tak, tak, co tam?
 Thorze, wiem, co należy zrobić z twoim ojcem i szpitalem w Woodshead.
To bardzo proste  powiedziała Kate.
 Tak? Co w takim razie?
 Powiem ci, pod jednym wszakże warunkiem.
179
 Doprawdy? A pod jakim?
 Pod warunkiem, że powiesz mi, ile kamieni jest w Walii.
 Co?!  wrzasnął oburzony Thor.  Precz ode mnie! Mówimy tu o latach
mojego życia!
Kate wzruszyła ramionami.
 Nie!  oświadczył Thor.  Wszystko, tylko nie to! A zresztą  dodał
chmurnie  i tak ci już powiedziałem.
 Nie powiedziałeś.
 Powiedziałem. Mówiłem, że straciłem rachubę gdzieś w okolicach Mid-
-Glamorgan. Chyba się nie spodziewasz, że zacząłem od nowa, co? Myśl, dziew-
czyno, myśl!
Rozdział trzydziesty trzeci
Zcieżką wiodącą przez tereny na północ od Walhalli  była tam cała sieć
ścieżek, które na pierwszy rzut oka prowadziły tylko i wyłącznie do następnych
ścieżek, a potem powracały na próbę do tych pierwszych  szły dwie postacie:
wielki, głupi, gwałtowny stwór z zielonymi oczyma i przytroczoną do pasa kosą,
która często poważnie zawadzała mu w marszu, oraz mała oszalała figurka, która
przylgnęła do grzbietu stwora, z maniackim uporem ponaglając go, a zarazem
jeszcze bardziej utrudniając marsz.
W końcu wędrowcy dotarli do długiego, niskiego i cuchnącego budynku, do
którego wbiegli spiesznie, wołając o konie. Wyszedł ku nim stary koniuszy, po-
znał, a ponieważ słyszał już o tym, że popadli w niełaskę, nie czuł się w obowiązku
nieść im pomoc. Na to w powietrzu przemknęła z błyskiem kosa, a głowa koniu-
szego, zaskoczona, podskoczyła w górę, podczas gdy reszta ciała z urazą postąpiła
krok do tyłu, zachwiała się i, przy braku przeciwwskazań, we właściwym czasie
przewróciła się na grzbiet. Głowa zaś potoczyła się na siano.
Napastnicy pospiesznie zaprzęgli do wozu dwa konie, z hałasem odjechali
z placu przed stajnią i popędzili drogą na północ.
Dobrą milę gnali pędem, a Toe Rag popędzał konie długim i okrutnym bi-
czem. Potem konie zwolniły i zaczęły oglądać się niespokojnie. Toe Rag chłostał
je coraz mocniej, lecz w efekcie tylko pogłębił ich niepokój, aż w końcu straci-
ły panowanie nad sobą i zawróciły gwałtownie, przewracając wóz i wysypując
jadących na ziemię, z której ci natychmiast poderwali się, wściekli.
Toe Rag zaczął wrzeszczeć na przerażone konie, lecz po chwili umilkł, gdyż
kątem oka dostrzegł, co je tak przestraszyło.
Nie było to nic szczególnie groznego  zwykła biała, metalowa skrzynka,
która leżała przewrócona na kupie śmieci i grzechotała.
Konie stawały dęba i usiłowały zbiec jak najdalej od białej, metalowej, grze-
choczącej skrzynki, lecz były teraz nieprawdopodobnie zaplątane w lejce. W re-
zultacie spieniły się tylko. Toe Rag szybko zdał sobie sprawę, że nie zdoła ich
uspokoić, dopóki nie zajmie się skrzynką.
 Cokolwiek to jest  skrzeknął do zielonookiego potwora  zabij!
Zielonooki odpasał kosę i wspiął się na stertę śmieci, gdzie spoczywała grze-
181
chocząca skrzynka. Kopnął ją, lecz ona w odpowiedzi zagrzechotała jeszcze gło-
śniej. Stwór naparł na nią od tyłu nogą i z potężnym zamachem pchnął ze sterty.
Skrzynka ześliznęła się trochę, potem przewróciła i przekoziołkowała aż do samej
ziemi. Zległa na kilka sekund, aż wreszcie jej drzwiczki, uwolnione, otworzyły się
na oścież. Konie zarżały ze zgrozy.
Toe Rag i zielonooki rzezimieszek, zakłopotani i zaciekawieni, podeszli bliżej,
zaraz jednak cofnęli się w popłochu, gdy z wnętrza skrzynki wychynęło nowe,
potężne bóstwo.
Rozdział trzydziesty czwarty
Następnego popołudnia, w należytej odległości od wszystkich tych wydarzeń,
a także w należytej odległości od harmonijnie zaprojektowanego okna, przez które
wlewało się popołudniowe światło, leżał w białym łóżku stary, jednooki mężczy-
zna. Na podłodze, jak na wpół zapadnięty namiot, przycupnęła gazeta, ciśnięta
w to miejsce zaledwie przed chwilą.
Mężczyzna nie spał i nie był tym uszczęśliwiony. Subtelnie wątłe dłonie deli-
katnie ściskały białą tkaninę pościeli.
Jego nazwisko podawano różnie: raz jako Odwiń, to znów Wodin lub Odyn.
Był  a raczej jest  bogiem, co więcej, bogiem zmartwionym i przygnębionym.
Był  jest  zmartwiony i przygnębiony z powodu artykułu, który przeczy-
tał właśnie na pierwszej stronie gazety, a który mówił o tym, że inny bóg grasuje
na wolności i naprzykrza się ludziom. Rzecz jasna, nie mówił o tym w tych do-
kładnie słowach, a tylko opisywał wydarzenia ostatniej nocy, kiedy to zaginiony
myśliwiec odrzutowy z pełną prędkością wyleciał z jednego z domów w północ-
nym Londynie, w którym na pierwszy rzut oka w żaden sposób nie mógł był się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl