[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamienialiśmy parę słów. Rozmawialiśmy głównie o sprawach, które nas obu obchodziły  o
drużynach koszykarskich z Kentucky, o najlepszych miejscach na wędkowanie i o górskich
ostępach, gdzie można było trafić największego byka w sezonie polowań na jelenie. Jesse był znany
w całej okolicy jako specjalista od łapania ogromnych bassów, choć nikt nie wiedział, gdzie na nie
chodzi. Mnie jednak zaufał na tyle, że pokazał mi drogę do niewielkiego stawu pod Fawley
Mountain, który był jego sekretnym łowiskiem. Spędziliśmy tam razem cały jeden weekend na
gadaniu o życiu i łowieniu ryb przy świetle gwiazd. Jesse miał wprawę w posługiwaniu się
toporkiem, więc zbudowaliśmy nawet szałas na nocleg. Było tak fajnie jak kiedyś na letnich
wycieczkach z bratem, kiedy obaj byliśmy jeszcze dziećmi.
Poza tym jednym wypadem na ryby nasze spotkania z Jessem były krótkie i dochodziło
do nich zazwyczaj przy szafie z napojami na stacji benzynowej. Mimo to poznałem go niezle.
Mieszkał z wujostwem i trójką ich dzieci. Nigdy nie znał swojego ojca, a o matce w ogóle się nie
mówiło. Z naszych rozmów wiedziałem też, że ma marzenia. Nie było to nic szczególnie
egzotycznego czy nadzwyczajnego. Chciał na kawałku ziemi zbudować dom i założyć rodzinę. Gdy
go spytałem, skąd wezmie na to pieniądze, odpowiedział tak, jakby ta sprawa była od dawna
przesądzona.  Wujek załatwi mi robotę w kopalni. Pod ziemią da się wyciągnąć niezłą kasę . No i
już. Opowiadał o swoich planach z takim przekonaniem, że słuchając go, nie miałem wątpliwości,
że postawi na swoim.
Jesse miał w sobie upór i przekonałem się, że jak się zawezmie, to dopnie swego. Wiosną
następnego roku przestał się pokazywać w miejscach, które wcześniej regularnie odwiedzał. Gdy
nadeszło lato, a jego wciąż nie było w żadnym z ulubionych miejsc wędkowania, zacząłem
podejrzewać, że śladem innych wsiadł do greyhounda i wyniósł się stąd. I wtedy nagle, tuż przed
świętem 4 Lipca, zajechał z klekotem na stację benzynową tym swoim plującym spalinami i
rzężącym szarym camaro. Dostał go od sąsiada w zamian za miesiąc pracy w obejściu, gdzie stare
camaro od dawna porastało zielskiem. Zaholował je potem do siebie i każdą wolną chwilę
poświęcał na doprowadzenie go do porządku. Wszyscy koledzy mu mówili, że stary grat nigdy nie
rusży z miejsca, ale to go nie zniechęciło. Włożył mnóstwo pracy w tę kupę złomu i udowodnił, że
się mylili. Z okazji pierwszej jazdy zebrał się taki tłum, że można było pomyśleć, iż chodzi o jakieś
najnowsze cacko prosto z salonu, a nie o ledwie dyszącego starego grata na łysych oponach.
A obok Jessego na miejscu pasażera siedziała Lindsey Calhoun i sam już nie wiem, z
czego był bardziej dumny  z samochodu czy siedzącej obok ładnej dziewczyny. Lindsey była
zielonooką blondynką o zarazliwym śmiechu. Zresztą w podobny sposób śmiała się Darła, jej
blizniaczka. Ich ojciec był kierownikiem supermarketu A&P, matka  kasjerką w miejscowym
banku. Jesse i Lindsey tworzyli ładną parę.
 Ożenię się z Lindsey  oświadczył Jesse z przekonaniem.  Jak tylko skończę
szkołę. Ona jest dla mnie. I będzie moja.
" " "
Nad ranem wyrwały mnie ze snu majaki o Jessem. Poddałem się, zwlokłem z łóżka i
nastawiłem maszynkę do kawy w nadziei, że zastrzyk kofeiny pomoże mi się zebrać w sobie przed
tym, co mnie dziś czekało. Mister Coffee zaczął pyrkać, otworzyłem na oścież drzwi przyczepy i
usiadłszy na schodkach z betonowych bloczków, patrzyłem na przecinkę między drzewami i na
widoczne przez nią czyste, bezchmurne niebo. Było czarne jak smoła, rozświetlone tylko dalekimi
punkcikami gwiazd. Rześkie powietrze pomogło mi otrząsnąć się z dawnych wspomnień. Aromat
kawy spowodował, że wypiłem aż dwa pełne kubki, pózniej opłukałem naczynie i odstawiłem na
suszarkę. Czekał mnie długi i ciężki dzień i trzeba było brać się do roboty. Stałem właśnie przed [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl