[ Pobierz całość w formacie PDF ]
karty tytułowej historycznej pieczęci wiało dumą miejsca, które ducha powszechnego dojrze-
niem oraz piersi wolnych osłoną tym dziełom człowieczeństwa stawać się dozwoliło.
Napieściwszy tak oczy, jak i palce starych książek kształtem, papieru lekkością i pergami-
nową mocą, liter stylowością intuicyjną, ozdób oraz inicjałów inwencją bogatą, tymi wraże-
niami w sobie dzwignięty, aż do pogodnego rozbłysku całej twarzy, skrzepiony przy tym cy-
gara smakiem i wonią przeszedł powoli do kart treści.
Gdyż oto wpadały mu do rąk białe kruki, o których istnieniu wiedzieć mógł tylko: książki,
które do skarbnicy europejskiego ducha przeszedłszy wyginęły doszczętnie w miejscach swe-
go urodzenia. Wygarnęła ich stąd miotła szwedzka, tępiły cichaczem ognie jezuickie, roz-
wiewały po świecie zawieruchy wieku ostatniego; a czego szczury nie dogryzły po strychach
zbarbaryzowanych dworów litewskich, to wyłowiła stamtąd w światy neta cen wysokich,
jakie za te szlacheckie i klasztorne śmiecie płacą antykwarze europejscy. Właściciel ich dzi-
66
siejszy nabywał te książki, jak wskazywały adnotacje, w Londynie, Lipsku, Petersburgu i
Sztokholmie.
Lecz i te kilka ziarn, zebranych z tak bardzo po świecie rozwianego spichrza, ten kram
rzadkości bibliofilskich posiadał na sobie mimo wszystko jakby to miał każdy inny, lepszy
czy gorszy zbiór taki ponury stygmat zatracania się nieustannego ziaren siewnych.
W tę ciszę kościelną dolatywały z dala bezładnie pomieszane echa salonowego gwaru. Na-
gle wpadł tu fircyk jakiś w foldze ruchów rozchwiejnych, poszastał się między półkami, sam
nie wiedzący, po co go tu zniosło, i wyskoczył niebawem.
Wyrywając książki z półek na traf, zabłąkał się profesor niebawem w tym lesie. Oto minął
rychło pisarzy Wieku Złotego, w tak zwanym Baroku natknął się na pyszne wydawnictwa
oliwskie, za czym, pociągnięty zewnętrznym luksusem wydawnictw Groelowskich i puław-
skich, wstąpił myślą w senatorskie koło postaci o posągowym geście i jasnym spojrzeniu
wieku Oświecenia na tę nową falę światowego przypływu, która szczytu swego nie się-
gnąwszy runęła w dziejów odmęty, by odwieczną współpracę ducha u warsztatu ludzkości i
tradycyjny kontakt z jego po świecie mistrzami przekazać oręża współdziałaniu po Europie.
Oto myÅ›laÅ‚ przerzucajÄ…c pożółkÅ‚e karty «Dekady» wÄ™drownego wojska ostatnich ryce-
rzy bez ziemi, wiodących ze sobą po Europie nowej jeszcze i truwerów swoich. Zpiewacy
obozowi zamieniani w rozbiciu ostatnim w bardów pielgrzymstwa, pozostawili po gościach
Europy księgi polskie spod tłoczni cudzoziemskich wszystkich miast Zachodu.
Przewijały mu się nieustannie pod ręką te rozsiewy pielgrzymstwa.
A gdy za sił rozbiciem dumał nad nimi przyszło i woli rozprószenie wśród skłóconej
przez wodzów gromady gdy na Wschodzie pozostał już tylko kadłub narodu obezwładniony,
a po stolicach Zachodu stwarzały się jego głowy bezczynne, gdy ogniwa wspólnoty duchowej
pryskać już zaczęły nawet w narodzie, z bardo wyłonili się w Europie nowej jeszcze i druidzi
ostatni, wieszcze narodu swego.
A jeśli teraz oto przypomniał w tej chwili wzniosą w Paryżu pomnik jednemu z nich,
staną może najlepsi narodu obcego przed tłumem tej odgadywanej zaledwie poezji, jakby
przed druidową świątynią Karnaku, podziwiając tylko wiary ogrom, który ją zbudował, i
symboliczne dale naw tej świątnicy otwartej, wiodących od ołtarza krwawych ofiar ludzkich
w stronę wschodzącego na wiosnę słońca. I przypomną może tej świątnicy kapłanów, dru-
idów celtyckich, słowa spisane w kodeksie króla Hoela: Trzy są rzeczy niezbędne: miecz,
księga i harfa. Oto miecz, wyszczerbiony w potrzebie własnej rozprysną w obronie ludów
Zachodu; harfa zagrała dla ludu całego pod ręką Szopena; księga, acz pieczecią niezrozumia-
łej mowy dla obcych zamknięta, jest przecie dla nich wyczuwalnie Zakonem duszy narodu,
Arką jego przymierza z ludzkością.
I może nie jeden z tak zadumanych przypomni swych czasów W i o s n ę oraz to słowo
«mesjanizm», które dla jednego narodu bÄ™dÄ…c przemijajÄ…cÄ… doktrynÄ… książek, staÅ‚o siÄ™ dla
drugiego cmentarzem jego ofiar. Może przypomni te dziesiątki tysięcy mogił polskich po
wszystkich pobojowiskach wolności Francji, Niemiec, Włoch i Węgier i zapyta: jakie to sza-
leństwo czyniło, według słów Niemca jednego, tę szlachtę sztabem jeneralnym sankilotów
całego świata? Odpowiedzieć mu może tylko potęga władzy duchowej druidów w Europie,
ostatnich «wieszczów» narodu, ona tylko odrzec im potrafi, «czyj to ich porwaÅ‚ wichr i czyje
ramiÄ™...»
Lecz gdy w tym zadumaniu swym bibliotecznym, sumujący mimo woli książek fata i
dzieje, stanął tak oto w progu dni dzisiejszych, wziął niespodzianie w duszę krzyżowanie się
myśli spornych:
Jestże to naprawdę błogosławieństwem dla narodu, że najwyższy ton jego twórczości i
ostatnie wobec świata czyny dokonały się czasu trafem przez ducha romantyzmu i mistyki?
Czy nie kieruje to najlepszych wciąż jeszcze ku przeszłości, czyniąc z nich prędzej czy póz-
niej puchaczy po ruinach, odwracających na pół ślepe oczy odrazy od życia, każdemu dniu
67
dzisiejszemu nienawistne? Czy nie sprawia to, że właśnie najlepsi nie są zdolni do zachwyce-
nia w piersi tchu rzeczywistości i rozgrzania w nim serca w tempo dzielne? Czy to, co było w
najlepszych czasu swego, gdy ziemia własna spod nóg im się usuwała, wybiegiem w gwiaz-
dy: dla wywyższenia sił w ludziach czy to wszystko, nie rozsiawszy się koleją wieku całego
w pospolitość, nie stało się w obliczu znieruchomiałego życia mimowolnym rozsadnikiem
omamów, obłudy przed sobą zastoju? Kostniał oż tak Bizancjum: dusz carmen przez wieki,
pod klątwą niezmiennie jednym. Obliczem najłaskawszego Boga stawało się w surowości
swojej coraz to okrutniejsze i coraz to mniej mające wspólnego z życiem ludzi.
Czyżby druidzi nasi nawracało w zadumie uświadomili sobie coś więcej ponad to, co
przekazali, i te tajemnicę swych jasnowidzeń przemilczeli, jak to druidzi czynić zwykli?
I czy przemilczeli całkowicie?
Czymże jest tych wierzeń Mickiewiczowska Wulgata; potrzeba ofiary z najlepszych dla
odkupienia ducha winnych potrzeba Legionu? Czym tej religii ezoteryzm, rozwoju ko-
nieczność w śmierciach nieustannych, a ekstatycznemu oku widnych, niby ruch aniołów na
Jakubowej drabinie w przeradzaniach się ducha w coraz to wyższe formy? Czym wobec za-
trwożeń nad przyszłością grozba tej metampsychozy: cofnięcia, pognębienia w niże życia
najgłębsze każdej formy, która wczasów niepowstrzymanych obrocie nowego ducha z siebie
nie wysili?...
Wóz życia ugrzązł w piachach , a duszom karm w istocie wciąż tenże: z przed wieka! I
[ Pobierz całość w formacie PDF ]