[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wypuszczając psa, który chciał iść z nimi.
- Zostajesz w domu - rozkazała mu stanowczym tonem.
Pies spuścił ogon i patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Wezmy go ze sobą - odezwał się Zane głosem nie znoszącym
sprzeciwu.
60
RS
- To przecież bardzo uroczysta i poważna chwila. Trudno brać ze
sobą psa, który będzie biegał, merdał ogonem i szczekał -
zaoponowała.
- Ale Jimmie kochał tego psa. Przygarnął go. Niech teraz więc idzie
z nami.
Może i ma rację, pomyślała.
- No dobrze, niech idzie - mruknęła.
Zane popatrywał na puzderko, które trzymała przy piersi, ale się
nie odzywał.
- Dokąd idziemy? - spytała.
- Do Zatoki Niebieskiej Czapli. Musimy popłynąć tam łódką.
- Aódką? - spytała zdumiona. Nigdy w życiu nie płynęła łódką.
Skierował się w milczeniu w stronę brzegu. Długa srebrzysta łódz
wciągnięta była do połowy na ląd. Bez słowa zepchnął ją na wodę.
Kelly odruchowo przyglądała się jego mięśniom okrytym
podkoszulkiem. Nagle wyprostował się i spojrzał na nią.
- No i co teraz? - spytała, próbując go wyczuć.
- Po prostu wsiadaj - rzucił tonem tak oczywistym, jakby już
popełniła błąd, pozostając na brzegu.
- Ale jak? - spytała, patrząc na rozkołysaną łódkę.
- Zwyczajnie - wycedził przez zęby.
Zawahała się. Wreszcie zdecydowała się postawić jedną nogę na
rufie, lecz wtedy dziób zaczął tańczyć. Ponieważ trzymała puzderko,
nie mogła pomóc sobie rękami w utrzymaniu równowagi. Cofnęła
nogę.
- Jeszcze nigdy nie wsiadałam do łódki i nie wiem, jak to się robi...
- Dobre sobie. Jak ktoś, kto tak dobrze pływa, może bać się wody?
- spytał z ironią i zanim się zorientowała, chwycił ją na ręce jakby
była dzieckiem, po czym w butach do konnej jazdy wszedł po łydki
do wody.
Posadził ją na przedniej ławeczce i przytrzymał łódkę za burtę.
- Teraz zawołaj psa.
Nie podobał jej się ten rozkazujący ton Zane'a. Spojrzała na niego
wymownie, lecz on patrzył w stronę brzegu. Dając więc za wygraną,
61
RS
gwizdnęła na psa.
Kieł przybiegł na skraj jeziora i zatrzymał się, patrząc bezradnie i
nie rozumiejąc zupełnie, dlaczego dzieli go od nich coś mokrego.
Zaczął się trząść.
- Piesku, wskakuj natychmiast - zniecierpliwił się Zane.
-Boi się wody.
Zane zaklął pod nosem, wrócił na brzeg i przyniósł
przestraszonego czworonoga. Kiedy postawił go na dnie łodzi, pies
zaczął merdać ogonem, ale bardzo niepewnie. Zane wskoczył w
milczeniu do łódki, chwycił wiosło i kilkoma zdecydowanymi
ruchami odpłynął. Z jego wysokich butów ciekła woda.
Przestraszony pies uciekł do Kelly i wskoczył na ławkę. Leżał przy
dziewczynie cały rozdygotany.
- Co się z nim dzieje? - odezwał się w końcu Zane.
- Mówiłam ci: po prostu boi się wody. Dlaczego tak się złościsz?
Przecież to ty chciałeś, by z nami popłynął.
Kelly wyprostowała się, chcąc sobie dodać pewności siebie, bo
łódz płynęła coraz szybciej. Czuła się tak, jakby mknęli po wodzie w
jakiś tajemniczy sposób.
-To daleko stąd? - spytała, przytulając drżącego psa.
- Jakieś piętnaście minut drogi. A pies niech siedzi na dnie, bo
może wypaść.
Usiłowała go zepchnąć z ławeczki, lecz jej się to nie udało. Biedak
tulił się do niej coraz bardziej.
-Tylko Jimmie mógł wytrzymać z takim psem - rzucił Zane
gniewnie.
- Tak, zgadza się, tylko Jimmie. - I jeszcze mocniej przycisnęła
puzderko do piersi.
Zerknęła na Zane'a i zorientowała się, że niepokojąco się jej
przygląda. Próbowała zmienić wyraz twarzy ze smutnego na
bardziej neutralny. Nie chciała być tak łatwo czytelna. Lecz nagle
poczuła, że łzy napływają jej do oczu.
- Może - zaczął Zane chłodno i jakby oficjalnie - opowiesz mi coś o
swoim pisaniu. Nawiasem mówiąc, mam twoje książki od
62
RS
Jimmie'ego. Lecz jakoś nigdy ich nie przeczytałem. Książki dla dzieci
nie należą do mojego ulubionego gatunku literatury. Powiedz mi coś
o nich.
- Jestem pewna, że nic w nich ci się nie spodoba - odparowała
Kelly. - Są optymistyczne. Nikt tam nikomu nie ścina głowy ani
wampiry nie piją niczyjej krwi. Moje książki są dla dzieci i mają
stwarzać im poczucie bezpieczeństwa. W moim pojęciu w ogóle
książki istnieją po to, by ludzie czytając je mogli się poczuć lepiej.
Zane wzruszył ramionami i dalej spokojnie wiosłował. W końcu
spojrzał na nią, sceptycznie unosząc jedną brew.
- W jakimś sensie masz rację. Bo książki są po to, by ludzie
czytając je w ogóle zaczynali coś czuć. A gama uczuć dzieci jest tak
szeroka, że dorośli nawet nie chcą brać tego pod uwagę.
- Skąd tak dobrze znasz dzieci? - spytała, kierując wzrok na skały.
- Może trzymasz jakieś własne gdzieś w ukryciu?
Słowa te wymknęły jej się odruchowo i już ich żałowała. Nie
powinno się głośno mówić o rzeczach, o których inni tylko szepczą.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo - odparł niespodziewanie
szybko i naturalnie.
Poczuła w sercu chłód, który zaczął się rozpływać po jej całym
ciele. Sprytnie jej odpowiedział. Zastanawiała się, co w podobnej
sytuacji powiedziałby kiedyś jej ojciec. Czy też posłużyłby się
nieszkodliwym i nic nie mówiącym żartem?
- A poza tym - ciągnął Zane - co za różnica, czy mam, czy nie mam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]