[ Pobierz całość w formacie PDF ]
je niespodziewanie, bez żadnego uprzedzenia. Patrzyła na
poranne słońce, niewinną twarz Michelle, wdychała za
pach róż i czuła, że jest jej dobrze.
Ale wtedy usłyszała warkot silnika i przypomniała sobie
jeszcze jedną właściwość szczęścia - było niezwykłe ulotne.
Zawsze gdzieś odpływało.
Jak ja wyglądam? - pomyślała nagle w popłochu. Włosy
sterczały jej dookoła głowy, nogawki za długich spodni od
RS
piżamy plątały się wokół nóg, a na spranej koszulce wid
niał idiotyczny napis: Ogrodnicy mają świetne galotki".
Wzruszyła ramionami. Dlaczego właściwie w ogóle my
śli o tym, jakie zrobi na nim wrażenie? Ma trzydzieści je
den lat i wyrosła już z wieku, kiedy czeka się nerwowo na
chłopaka.
Samochód wjechał na podjazd. Kiedy opadły kłęby ku
rzu, wzniecone przez antycznego forda, zobaczyła nadcho
dzącego Briana. Niósł na ramieniu wielką łopatę i dzwigał
pod pachą jakieś pudełko.
Uniosła leniwie dłoń, starając się, by powitanie nie wy
padło zbyt entuzjastycznie.
Ciemne włosy Briana opadały jak zwykle na jedną stro
nę. Sprane dżinsy opinały się na udach, a przez dziurę na
kolanie połyskiwała opalona skóra. Jessika bardzo chciała
skupić się na czymkolwiek innym, ale nie potrafiła ode
rwać wzroku od gościa.
- Cześć! - Oparł łopatę o barierkę tarasu i usiadł na
stopniu obok Jessiki.
Natychmiast poczuła zapach mydła, wody po goleniu
i niebezpieczeństwa. Zapach, który zapraszał, by pochyliła
się nad tym mężczyzną i zanurzyła palce w jego włosach.
Zapach, który powodował, że traciła rozsądek i zapomina
ła o wszystkim, czego nauczyło ją życie.
- Mam nadzieję, że to nie pączki - powiedziała, zerka
jąc na pudełko.
Brian zaśmiał się rozbawiony.
- Nie, coÅ› lepszego.
Jedyna rzecz lepsza od pączków to belgijska czekolada,
ale Jessika wątpiła, by mogła na nią liczyć.
RS
- Uwaga! - zawołał Brian podekscytowany i wyciągnął
coś z pudełka.
Gdyby ktoś kazał jej zgadywać, powiedziałaby, że ma
przed sobÄ… silnik od kosiarki.
- Spójrz, co znalazłem - zawołał z zadowoleniem w gło
sie. - Ktoś chciał to wyrzucić.
- Tak? A co to jest? - spytała niepewnie.
Brian wpatrywał się zachwycony w metalowy, pokry
ty smarem przedmiot i Jessika poczuła się jakoś dziwnie.
Chciała, żeby to na nią tak patrzył. Chciała, żeby ją uwo
dził. Oczywiście tylko po to, by mogła go odtrącić i zgnieść
jak robaka.
- Pompka - wyjaśnił z dumą. - Do naszego stawu,
Ha, więc to nasz staw, zdziwiła się w duchu. Ale musiała
przyznać, że jej się to podobało.
Miło było myśleć, że mają coś wspólnego. A jeszcze mi
lej było siedzieć sobie na schodach z tym niewiarygodnie
przystojnym facetem i patrzeć, jak wyciąga z pudła jakieś
żelastwo. Podobały jej się promienie słońca odbijające się
w jego włosach, uroczy uśmiech i to, że owłosione kolano
wystawało przez dziurę w spodniach.
Podobało jej się to wszystko i zaczynała się za to niena
widzić. Już raz ją zranił i nie chciałaby przeżywać tego po
wtórnie. Jeśli rzeczywiście zamierzała go zgnieść jak roba
ka, powinna jak najszybciej dokonać tej okrutnej egzekucji,
a w każdym razie pozbyć się go ze swojego życia. Jeszcze
chwila, a może być za pózno i to ona znowu poczuje się
zmiażdżona.
-Wielkie nieba, to Michelle? - wyszeptał zdumiony
i poderwał się ze schodów.
RS
Ruszył w stronę ogrodu. Jessika mogła podziwiać jego
spodnie. Z tyłu były przetarte tak samo jak z przodu.
- Cześć, mała! Nie sądziłem, że wstajesz przed połu
dniem.
Michelle odwróciła się i w jej oczach błysnęło coś przy
jaznego, ale szybko zostało ukryte pod maską obojętności.
- Tutaj jest co robić - wyjaśniła.
- Ej, spójrzcie na tego psa! - zawołał zdumiony Brian.
0'Henry podniósł się z pewnym trudem i podreptał
w jego stronÄ™.
Brian pochylił się, delikatnie położył dużą dłoń na brzu
chu szczeniaka i zaczął go lekko tarmosić.
Jessika patrzyła zafascynowana. Lubiła obserwować od
ruchy łagodności u tego dużego, silnego mężczyzny. Pa
miętała, że wtedy, przed wieloma laty, też tak było - wielki
chłopak, gwiazda szkolnej drużyny, z troską i bólem po
chylał się nad potrąconym kundlem. Odepchnęła od sie
bie szybko ten obrazek. Wspomnienia powodowały tylko
niepotrzebne komplikacje.
- Przyniósł pączki? - spytała Michelle zaczepnie, jakby
szukała pretekstu do sprzeczki.
- Coś lepszego - odpowiedziała Jessika z uśmiechem.
Dziewczyna poderwała się z kolan i podbiegła do scho
!
dów. 0 Henry próbował nadążyć za nią.
- Co może być lepszego niż pączki? - spytała retorycz
nie. - Czekolada?
-I to jest prawdziwa kobieta! Moja krew! - Jessika aż
klasnęła w dłonie i z uśmiechem otworzyła pudełko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]