[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w bardziej normalnych okolicznościach. I to był błąd.
Farrel nie zmienił taktyki. Zasłaniając się dwoma
zabijakami, nadal nie zamierzał walczyć czysto. Dziś,
przy trzech na jednego, sprawa polegała tylko na tym, jak
szybko załatwi przeciwnika.
Johnny zgasił obcasem papierosa i odszedł od
110 Wendy Rosnau
półciężarówki. Nie miał ochoty naprawiać potem znisz-
czonej karoserii.
Od ściany stacji oderwał się Farrel, ubrany w czarne
dżinsy i czarną koszulkę.
No to co, Johnny, będzie jak za dawnych czasów?
Zapędziłem cię w kozi róg. Nie dasz rady uciec. Pamię-
tasz, jaką swego czasu miewaliśmy frajdę? Ty, ja, Clete
i Jack? roześmiał się chrapliwie.
Tak, było jak dawniej. Z drobną różnicą, że Clete
zdążył zamienić się w górę sadła. A Jack posiwiał
i wyłysiał. Jego twarz pokrywały dziury po ospie, miał
paskudne blizny na czole i obu policzkach. Wyglądał
znacznie grozniej niż przed laty.
Zaraz zacznie uciekać uprzedził kolesiów Jack.
Nigdzie nie pryśnie zapewnił Clete. Jest
załatwiony i dobrze o tym wie. Spojrzał z pogardą na
Johnny ego. Masz pojęcie, co z tobą zrobimy?
Ale zrobiły się z was baby odciął się Johnny.
Zamierzacie tak stać i gadać cały dzień?
Uwaga Johnny ego rozzłościła Clete a i Jacka, ale
Farrel skwitował ją tylko krzywym uśmiechem.
A więc zabierajmy się do roboty polecił kumplom.
Johnny patrzył, jak jeden zachodzi go z lewej, a drugi
z prawej. Jak zawsze, Farrel pozostał w tyle. Gotowy do
boju dopiero po opadnięciu pyłu i kurzu.
Po zmierzchu Nicole skręciła na podjazd. Padał
deszcz, więc obładowana zakupami przebiegła szybko
dziedziniec i wpadła do domu. Dzień okazał się znacznie
lepszy niż przewidywała. Odbyła rozmowę z Frankiem
Medoro, właścicielem nowo otwartej nowoorleańskiej
DÅ‚ugie upalne lato 111
galerii sztuki. Miał trzydzieści kilka lat, był przystojny
i mówił z francuskim akcentem. Oraz, co było najsym-
patyczniejsze, znał nazwisko Nicole, a także widział
kilka jej prac. Podekscytowana, poszła z nim na lunch
i zanim opuÅ›ciÅ‚a Palace Café przy Canal Street, zostaÅ‚a
zaproszona do wzięcia udziału w letniej wystawie obra-
zów, mającej odbyć się za kilka tygodni. Frank Medoro
chciał na próbę pokazać kilka jej prac.
Och, jak się cieszę, że już jesteś! stając
w drzwiach, wykrzyknęła Clair.
Nicole wręczyła jej przywiezione prezenty.
Chyba znalazłaś dziś rano moją kartkę? Wiedziałaś,
gdzie jadÄ™?
Tak. Dory było bardzo przykro, że nie mogła
spotkać się z tobą wczoraj w barze. W piekarni wybuchł
pożar. Dobrze wiesz, jak to jest, kiedy pracuje się na
własny rachunek. Dory dziękuje, że zadzwoniłaś do niej
dziś rano i zostawiłaś wiadomość na automatycznej
sekretarce.
Jutro zatelefonuję ponownie. Widząc, że Clair
jest nadal bardzo przygnębiona, Nicole spytała z niepo-
kojem: Jak babcia?
W porządku. Ale stało się coś złego, kochanie.
Z Johnnym.
Co z nim?
Idz do Mae. Ona wszystko ci opowie.
Nicole ogarnęło przerażenie. Wpadła do pokoju babki.
Co stało się Johnny emu?
Po policzkach Mae spływały łzy.
Johnny zniknÄ…Å‚. Nigdzie go nie ma. Bardzo siÄ™
niepokojÄ™.
112 Wendy Rosnau
Niepotrzebnie. Nicole odetchnęła u ulgą. Wi-
działam go rano.
Naprawdę? Jak się czuł?
Doskonale.
Rozmawiałaś z nim? Mówił, co zamierza dzisiaj
robić? dopytywała się starsza pani.
Nie. Sądziłam, że to, co zwykle. Nicole podeszła
do wózka i wzięła babkę za rękę. Nie martw się. Johnny
potrafi o siebie zadbać.
Wiem. Ale pamiętam, co stało się kilka dni temu na
drodze. Jeśli ktoś skrzywdzi tego chłopca, nigdy sobie
tego nie wybaczę. To moja wina, że wrócił. Od początku
jestem wszystkiemu winna.
Wiem od Johnny ego o tym starym gospodarstwie
i płaconych przez ciebie podatkach. Ale to nie ty kazałaś
mu wyciągać nóż w barze Peppera. Przestań się zamart-
wiać. Nic mu nie będzie.
Wobec tego, gdzie teraz jest?
Pewnie wziął sobie wolny dzień i poszedł na ryby.
Nigdy by tego nie zrobił.
Nicole podeszła do drzwi wychodzących na werandę.
Znad odległego zalewiska docierały odgłosy zapadającej
nocy. Przeszukała wzrokiem ciemną linię drzew ros-
nących za drogą. Przestało padać. Powietrze było przesy-
cone odurzajÄ…cym zapachem magnolii.
Johnny, gdzie jesteś? wyszeptała. Pokaż się,
proszÄ™.
Nie miała pojęcia, w jaki sposób rozproszyć niepokój
babki. Dopiero na widok Johnny ego starsza pani ode-
tchnie z ulgÄ….
To zdumiewające, jak ten człowiek wkradł się do ich
DÅ‚ugie upalne lato 113
życia, pomyślała Nicole. Przyjechał zaledwie przed tygo-
dniem i od razu wszystko zaczęło koncentrować się
wokół niego. Dobre samopoczucie babci zależało od
tego, czy przyjdzie na śniadanie i czy pojawi się na
kolacji. Clair zaczęła przyrządzać ulubione przez niego
potrawy. Nawet Bick szukał towarzystwa Johnny ego
i podziwiał efekty jego pracy.
Co było takiego w tym człowieku, że tak łatwo zjednał
sobie wszystkich mieszkańców Oakhaven? I że ją samą
aż tak bardzo pociągał fizycznie?
Spędziła dziś w Nowym Orleanie wspaniały dzień,
a mimo to ciągle błądziła myślami wokół jego osoby,
a spojrzenie, jakim obdarzył ją rano, wysiadając z sa-
mochodu, pamiętała przez cały dzień. Nie mówiąc
o wczorajszym pocałunku...
Zabawne, ale nawet specyficzny sposób poruszania
się Johnny ego, powolny i leniwy, a także cedzenie słów,
były dla niej dziwnie podniecające.
Jak było w Nowym Orleanie? spytała Mae.
Tłoczno i gorąco. Rozmawiałam z właścicielem
nowo otwartej galerii, ale o tym opowiem ci jutro. Nicole
podniosła wzrok i spojrzała babce prosto w twarz. Zawia-
domiłaś szeryfa o zniknięciu Johnny ego?
Nie. Nie chcę, aby pomyślał, że Johnny uciekł
z miasta.
A mógłby?
Nie. To dobry chłopak.
W głosie Mae, z którego przebijał niepokój, Nicole
dosłyszała także miłość i dumę. Zrobiło się jej żal
zgnębionej starej kobiety.
Wróci, babciu, wróci na pewno.
114 Wendy Rosnau
Bick go szuka. Już raz Johnny zniknął z mego życia
na całe lata i teraz nie chciałabym znów go stracić. Więcej
siÄ™ na mnie nie zawiedzie.
Babciu, o czym ty mówisz?
Powinnam sprawić, żeby u nas poczuł się lepiej.
Powinnam nalegać...
Johnny wie, że ci na nim zależy. Dawniej też o tym
wiedział.
Wcale nie jestem tego pewna. Mae westchnęła
głęboko. Dręczy mnie to od piętnastu lat.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]