[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjeżdżać goście.
- Czy to jest... duże przyjęcie? - zapytała zdenerwowana Loretta.
- Nie, tylko kilku mężczyzn.
- Sami mężczyzni? - dopytywała Loretta. - Nie widziałam żadnych kobiet na
twoim przyjęciu zeszłej nocy.
Ingrid spojrzała na nią dziwnie.
- Nie rozumiesz dlaczego? Loretta pokręciła głową.
- Wobec tego pozwól, że ci wytłumaczę - powiedziała Ingrid. - Z punktu
widzenia kobiet, lub raczej nazwijmy je damami, ja jestem osobą
nieprzyzwoitą, nie do zaakceptowania. Nierządnicą, którą mijają na ulicy z
odwróconymi głowami, abym je przypadkiem nie zaraziła. Ale ponieważ chcę,
aby Hugh był szczęśliwy, celowo zachęcam najbardziej interesujących,
inteligentnych mężczyzn w Paryżu, by przychodzili na nasze przyjęcia lub
obiady w ścisłym gronie, takim właśnie jak dzisiaj. - Spojrzała na Lorettę, by
sprawdzić czy kuzynka zrozumiała i mówiła dalej: - Hugh jest bardzo
inteligentnym mężczyzną. Zapewniam mu dom z dobrą kuchnią, świetnie
zaopatrzoną piwnicą i znakomitymi gośćmi. Udało mi się nawet stworzyć coś,
co nazywają salonem", w którym dyskutuje się na aktualne tematy na
najwyższym poziomie intelektualnym.
- To brzmi fascynująco - podsumowała Loretta.
- Wśród mile widzianych gości są artyści i muzycy - mówiła Ingrid - a
okazjonalnie, bardzo rzadko, zapraszamy również kobiety o wyjątkowych
osobowościach, które nie są akceptowane przez bardziej ortodoksyjne panie
domu. - Po chwili dokończyła z uśmiechem: - Najczęściej jednak naszymi
gośćmi są mężczyzni. Uważam zabawianie mężczyzn, którzy zajmują ważne
stanowiska w rządzie lub są sławni z innych powodów, za zajęcie fascynujące i
niezwykle intrygujące.
- Myślę, że jest to wspaniałe! - powiedziała Loretta. - Teraz rozumiem,
dlaczego markiz nigdy nie odejdzie od ciebie, chociaż może minąć wiele lat,
zanim będzie mógł cię poślubić.
- O to właśnie modlę się każdej nocy - powiedziała Ingrid po prostu. -
Kocham Hugha i umarłabym za niego, ale znacznie trudniejsze jest uczynić
wszystko, aby jego życie było szczęśliwe, żeby nigdy niczego nie żałował.
- Jestem pewna, że to osiągasz - powiedziała Loretta i ucałowała kuzynkę
serdecznie.
Ingrid przejrzawszy się w lustrze, pospieszyła na dół.
- Odczekaj dokładnie dziesięć minut - powiedziała przed wyjściem. - Potem
zejdz do srebrnego salonu, gdzie spotykamy się przed posiłkiem. Służący w
holu powiedzą ci, gdzie to jest.
Loretta uśmiechnęła się do niej.
- Czy sugerujesz, że powinnam mieć wielkie wejście"? - zapytała.
- Oczywiście! - odpowiedziała Ingrid. - Chcę, abyś wywołała sensację.
Zobaczysz, że wszyscy panowie będą zaskoczeni twoją urodą.
- Teraz mnie przestraszyłaś.
- Ciesz się komplementami, ale pamiętaj - Fabian jest niebezpieczny!
- Dziękuję ci, kochana Ingrid, i mam nadzieję, że nie sprawię ci zawodu.
- Po prostu myśl o tych dwóch starych dżentelmenach, knujących
wyswatanie swoich dzieci, nie biorących pod uwagę, czy one sobie tego życzą,
czy też nie. I jestem pewna, że nie tylko nie będziesz miała trudności z
odegraniem swojej roli, ale znajdziesz w niej wiele przyjemności.
Posłała Loretcie promienny uśmiech i opuściła pokój. Panna Court została
sama.
Podeszła do kominka i przejrzała się w wiszącym nad nim lustrze. Przez
chwilę widziała tylko swoje oczy, duże i trochę przestraszone. Potem obejrzała
dokładnie fryzurę oraz paryską suknię, która podkreślała krągłość jej piersi, a
talię czyniła niewiarygodnie smukłą, i powiedziała do siebie stanowczo:
I wtedy przypomniała sobie z przerażeniem, że choć omówiły z Ingrid
prawie wszystko, nie zadecydowały, jak będzie się nazywała.
Właśnie zastanawiała się, jak może to naprawić, kiedy drzwi otworzyły się i
lokaj podał jej bilet na srebrnej tacy. Biorąc go, domyśliła się, że Ingrid też
zauważyła to uchybienie w ich precyzyjnym planie. Bilet zaadresowany był do
lady Brompton, a na kartoniku w kopercie napisane było tylko jedno słowo -
Lora.
Lokaj opuścił pokój i Loretta uśmiechnęła się do siebie. To świetne, bardzo
angielskie, potoczne imię.
- Nazywam się lady Brompton! - poinformowała swoje odbicie w lustrze.
Kiedy spojrzała na wskazówki marmurowego zegara stojącego naprzeciw niej,
zrozumiała, że pora zejść na dół.
Lokaj czekał na nią w holu i kiedy kazała mu zaprowadzić się do srebrnego
salonu, poszedł przed nią, aby otworzyć drzwi.
Przez chwilę, po wejściu do pokoju, którego nie widziała wcześniej, Loretcie
wszystko wydawało się okryte mgłą.
Potem zobaczyła Ingrid stojącą w otoczeniu mężczyzn w ciemnych
ubraniach. Ruszyła powoli po dywanie z Aubusson w jej kierunku.
Wydawało się, że Ingrid nie zauważyła jej. Uspokoiła się dopiero, gdy
kuzynka westchnąwszy z podziwu, powiedziała:
- Dzień dobry, najdroższa! Mam nadzieję, że miałaś dobranoc!
- Spałam spokojnie - odpowiedziała Loretta - ale obawiam się, że za długo.
- Zjawiłaś się punktualnie na posiłek, a to święta godzina we Francj i -
zauważyła Ingrid. - Teraz przedstawię ci moich gości.
- Myślę, że najpierw - przerwał markiz - lady Brompton powinna dostać
kieliszek szampana, aby zmyć z siebie pył podróży.
Błysk w jego oczach świadczył o przećwiczeniu z Ingrid, jak ma się
względem Loretty zachowywać i kim ona ma być.
- Czy mogę powiedzieć, jak uroczy jest wasz dom! - rozpoczęła Loretta
konwersację, biorąc z rąk markiza kieliszek szampana. - Byłam zbyt zmęczona
zeszłego wieczoru, aby to wszystko zauważyć, ale teraz widzę, że macie
kolekcję skarbów. Umieram z chęci przyjrzenia się im uważnie.
- Będzie pani miała okazję obejrzeć je wszystkie - obiecał markiz.
Potem zwróciła się do niej Ingrid:
- Proszę pozwolić przedstawić sobie hrabiego... Pomimo tego, że Loretta
starała się grać swoją rolę
jak wytrawna aktorka, była raczej przestraszona i nie słyszała nazwisk
dżentelmenów, których jej przedstawiano jednego po drugim. W końcu Ingrid
powiedziała:
- Markiz de Sauerdun! ł pozwól, że cię ostrzegę: nie wierz żadnemu jego
słowu!
- Nie spodziewałem się, że będzie pani dla mnie taka nieuprzejma! - odparł
głęboki męski głos.
Słychać było w nim pewne zaskoczenie, jak gdyby dostrzegł, że Ingrid ma
powody, dla których to powiedziała.
Loretta spojrzała na markiza w sposób równie wystudiowany, w jaki on
uniósł jej rękę do ust.
Nie wiedziała dokładnie, czego oczekiwała. Z pewnością nie mężczyzny,
który wyglądał tak niezwykle, tak porywająco, przystojnie i męsko. Teraz
dopiero zrozumiała, co Ingrid starała się jej wyjaśnić.
Nie umiała sobie wytłumaczyć, dlaczego tak bardzo różnił się od innych
mężczyzn w pokoju. Coś trudnego do określenia sprawiało, że dominował nad
nimi, jak gdyby był bogiem, który zszedł pomiędzy istoty ludzkie.
Kiedy patrzył jej w oczy, wiedziała, że był świadomy siły palców
trzymających jej dłoń i magnetycznej wibracji, jaka wydawała się ich łączyć. I
wtedy poczuła lęk. Przez chwilę patrzyła na niego jak urzeczona, a pózniej z
nadludzkim wysiłkiem odwróciła oczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]