[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sposoby podstawiania, dzięki którym spełnione zostaje równanie Chaosu bez
potwierdzenia konkretnej przepowiedni.
- Ale nie w tym przypadku - oświadczył Wildheit.
- Na jakiej podstawie tak sądzisz?
- Ponieważ stoicie w obliczu ostatecznej katastrofy - powiedział Nad-
inspektor spoglądając na Różdżkę. - To będzie klęska, przy której zbledną wszystkie
inne nieszczęścia. Tu niczego nie da się podstawić ani zmienić. Nic z was nie
pozostanie.
Nastąpiło długie, przytłaczające milczenie. Potem podniósł się kolejny
mówca.
- Możesz mi wierzyć albo nie - powiedział - ale wasza przepowiednia
pokrywa się z naszą. Jednak my mamy zestawy wielu zmiennych o potencjalnie
różnorodnych interpretacjach i zamierzamy je wykorzystać.
- Tonący brzytwy się chwyta - powiedział Wildheit.
- Nie sądzę. Stwierdzono u was obojga niezwykle potężną moc katalityczną.
Jestem świadomy faktu, iż zabicie was nie musiałoby przerwać katalizowanej reakcji.
Niekiedy, w przypadku wydarzeń społecznych o charakterze martyrologicznym,
śmierć przywódcy może właśnie wyzwolić reakcję. Dlatego zamierzamy
przeprowadzić na was analizę Chaosu, by określić charakter waszej katalizy i
pokierować nią tak, by zmniejszyć rozmiary zniszczeń.
- To się nie uda - odparł Wildheit. - Wzory są już ustalone i nie ma w nich
przyszłości dla Ra.
- Wobec tego trzeba ją tam wpisać, inspektorze. Chcemy się właśnie
dowiedzieć, jak to zrobić. Dzięki temu, co uzyskamy poddając was badaniom, nie
tylko będziemy mogli przetrwać, lecz także z góry zapisać kształt własnej historii.
Myślę jednak, że lepiej będzie, jeśli zajmiemy się teraz praktyką, ponieważ czas
płynie, a mamy wciąż mnóstwo do zrobienia.
Klatka, w której umieszczono Wildheita, pomyślana była nie tyle jako sposób
na uwięzienie go, ile jako winda, za pomocą której można by przenosić go do
olbrzymiego aparatu w jednej z sal ze sprzętem naukowo - badawczym. Nad-
inspektor, zamknięty jak ptak w kulistej klatce został uniesiony wysoko w górę. Nie
mógł oprzeć się myśli o średniowiecznych sposobach karania. Polegały one właśnie
na windowaniu uwięzionego w klatce człowieka wysoko ponad ziemię i
pozostawianiu go tam, by umarł z pragnienia, głodu i zimna, stając się pożywieniem
dla padlinożernych ptaków. Miejsce przeznaczenia klatki z Wildheitem było znacznie
mniej eksponowane.
W olbrzymim bloku, o ścianach o powierzchni pięćdziesięciu metrów
kwadratowych, wykonanym z jakiegoś materiału ochronnego, przewiercony był
pionowy szyb. Pod kątem prostym do ścian, między przeciwległymi płaszczyznami
sześcianu, wydrążono okrągłe tunele. Dźwig zwiózł więźnia ostrożnie i powoli na
dno szybu, aż do miejsca przecięcia się tuneli. Kulista klatka została ustawiona na
osiach trzech wymiarów. Do wnętrza przedostawało się jedynie przytłumione światło
z góry. podczas krótkiej jazdy Nad-inspektor zauważył, iż na końcach poziomych
tuneli zainstalowane były głowice, które prawdopodobnie miały napromieniować
klatkę i zarejestrować uzyskane wyniki.
- Słyszysz mnie, inspektorze? - spytał nagle rozbrzmiewający echem w tunelu
głos.
- Kto tam jest?
- Penemue. Będę tłumaczem podczas tego seansu.
- Co zamierzają ze mną zrobić?
- Zostałeś osłonięty, najbardziej jak to możliwe, przed ubocznym
promieniowaniem entropii. Poddany będziesz teraz zmianom stanu entropii w celu
określenia twoich widm Chaosu. Mają nadzieję, że wydedukują wówczas charakter
twojego katalitycznego oddziaływania.
- Czy to im dużo powie?
- Nie sadzę. Jeżeli Saraya należycie wykonał swoją robotę, prawdziwym
katalizatorem staje się sytuacja, a ty jesteś zaledwie pośrednikiem, z którym ta
sytuacja się łączy. Myślę, że Ra również obawiają się, że to prawda, co nie
przeszkadza im próbować udowadniać, że jest inaczej.
- Czy należy spodziewać się bólu?
- To zależy od pola, jakie zastosują i od wyników, jakie uzyskają.
- Powiedz im, żeby się pospieszyli, bo w tej klatce dla papugi drętwieją mi
mięśnie, których i tak już prawie nie czuję.
Penemue nie miał raczej możliwości przyspieszenia programu, aczkolwiek
przyrządy niemal natychmiast zaczęły działać. Najpierw nastąpił silny podmuch
powietrza, wtłaczanego poziomymi tunelami i wylatującego przez szyby pionowe.
Wildheit znalazł się w samym centrum miniaturowego huraganu. Wicher hulał ze
świstem między drążkami klatki. Następnie wprowadzono do akcji aparaturę
świetlną. Na końcach tunelu rozbłysła czerwona, pulsująca jasność. Nieprzerwane,
jękliwe buczenie sygnalizowało kolejną fazę procesu, w trakcie którego w głąb
każdego poziomego tunelu wystrzelono wiązki jakichś promieni, ześrodkowane na
osobie Nad-inspektora.
Wildheit nie wiedział, jaki charakter mają te promienie. Przez chwilę
odczuwał jedynie silne promieniowanie cieplne. Następnie został porażony jedynie
ładunkiem elektrycznym. Włosy stanęły mu dęba. Iskry wyładowań z prętów klatki
skakały mu po ciele. Cofnął się możliwie najdalej od prętów, lecz duże, strzelające
iskry przeskakiwały mu między palcami, z ramion na klatkę piersiową, a z brody i
uszu na szyję.
- No i jak? - spytał zaniepokojony Penemue.
- Kiedy piecze się mięso, powinno się dolać trochę sosu i wrzucić nieco
jarzyn. Oni smażą mnie żywcem. Powiedz im, żeby wyłączyli tę piekielną maszynę.
- Spróbuję - głos Penemuego brzmiał niepewnie. Nim zdążył przekazać
prośbę inspektora, gdzieś z sali dobiegł dźwięk głośnego wybuchu. Maszyna zamarła.
- Nie musiałeś przedstawiać im tego tak przekonująco - powiedział Wildheit z
drwiną. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl