[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale nie mógł znieść, że żyją obok siebie, jedno tak bliskie drugiego. Jego serce było zbyt
nieodporne. Jeśli nie będzie ostrożny, straci ją, kiedy Erin wyjedzie do Nowego Jorku. Dużo
wysiłku kosztowało go unikanie jej każdego dnia i był już u kresu wytrzymałości. Tamtego dnia
w San Antonio, kiedy zapomniał się, zachował się jak zwykły szczeniak a nie jak prawdziwy
mężczyzna. Ta słabość była dla niego nie do zniesienia. Słyszał w podświadomości głos swojego
ojca, który strofował go, powtarzając, że żadna kobieta nie ma prawa postawić go w takiej
sytuacji.
W końcu, któregoś ranka, zdecydował, że nadeszła właściwa chwila na atak, na stanięcie
twarzą w twarz z Erin i z samym sobą. Kiedy wszedł do salonu, gdzie jak wiedział, wykonywała
swoje ćwiczenia, zatrzymał się w drzwiach i popatrzył na nią.
Erin podniosła się prawie bez trudności i odsunęła włosy do tyłu.
—Chciałeś czegoś? —zapytała jakby zwracała się do kogoś obcego.
Ty wziął papierosa do ust, i spojrzał na nią, tak jak w tych pierwszych dniach: z
obraźliwym uśmiech, który spowodował, że włosy stanęły jej dęba.
—Nieźle wyglądasz —powiedział—. Poprawia ci się figura.
—Nie żartuj ze mnie —odpowiedziała, próbując zachować spokój—. Nie mogę poprawić
swojego wyglądu.
—I tu się nie zgadzamy.
Erin oparła się na fotelu, i spojrzała na niego uważnie. Był trochę szczuplejszy i miał
więcej zmarszczek na twarzy.
—Czy coś się stało? —zapytała, zaskakując go tym—. I nie me mówię o nas.
—Dlaczego tak ci się wydaje? —nalegał, wydmuchując chmurę dymu.
—Wydajesz się zmartwiony.
—Mam problemy finansowe —zaczął po krótkiej chwili—. Czy też powinienem
powiedzieć, mamy, pani Wade?
—To coś poważnego?
—Wystarczająco. Zainwestowałem dużą ilość pieniędzy w pasze dla zwierząt na zimę.
Silos należał do korporacji, która splajtowała. Pasze zostały skonfiskowane, i to zmusiło mnie do
sprzedaży części bydła, kiedy cena na rynku była dosyć niska. W interesach jest jak w domino,
jedna strata następuje po drugiej. Raz wychodzi a raz nie. Musimy zastanowić się nad całą
sprawą. Możemy stracić połowę tego co mamy.
—Dobrze, połowa nie jest tak straszna, jeśli mówimy o czymś co jest wielkości
Staghorn, prawda?
—Mogłabyś żyć bez połowy ciała?
—Wiesz, że nie to chciałam powiedzieć.
I jakby te słowa stanowiły rodzaj zaklęcia, Tyson odwrócił się na pięcie i zniknął. Gdyby
chociaż raz udało im się coś normalnie przedyskutować!
Erin nie uwierzyłaby nigdy, że Święta mogą być tak smutne. Chcąc zamaskować rozmiar
prezentu, zapakowała go w kilka, coraz większych paczek. Położyła ją potem pod drzewkiem, ale
nie mogła przestać martwić się reakcją Ty, kiedy otworzy prezent. Jej małżeństwo było
zrujnowane, a ona kupiła bardzo drogi pierścionek. Myślała, żeby go zwrócić, ale jej serce nie
było do tego zdolne. Jeśli istniała chociaż maleńka nadzieja, że któregoś dnia może zacząć coś
dla niego znaczyć, nie mogła się poddać.
W dniu Świąt wstała wcześnie. Kiedy weszła do jadalni, Ty już tam był, siedząc za
stołem, bardzo elegancki w nowych spodniach i koszuli w prążki. Był doskonale obcięty i świeżo
ogolony. Erin wiedziała, że zrobił to dla niej, ale nie potrafiła być mu za to wdzięczna. Napięcie
pomiędzy nimi było bardzo silnie odczuwalne, i w jego obecności czuła się bardzo zakłopotana.
—Wesołych Świąt—powiedziała.
— Wesołych Świąt —odpowiedział, podnosząc się z krzesła, i wskazując jej miejsce na
wprost. Zwrócił uwagę, że chodzi bez już kuli i prawie nie utyka. Sukienka, którą miała na sobie
miała taki sam kolor jak jej oczy. Miała rozpuszczone włosy, które podkreślały delikatny makijaż
twarzy.
—Cudowna —zamruczał, a kiedy ona spojrzała na niego, zaskoczona, dodał—. Mówię o
dekoracji choinki.
Erin odwróciła się w kierunku drzewka i zobaczyła nową paczkę razem z tymi, które
wiedziała, że były od José i Conchita.
—Kupiłeś coś dla mnie? —zapytała, patrząc na niego.
—Więc, tak...
—Ja również mam coś dla ciebie.
Obie paczki były bardzo duże i Erin zastanowiła się, czy on zrobił to samo co ona. Zbyt
wielka zbieżność, pomyślała.
Nalała sobie filiżankę kawy, z pięknego srebrnego serwisu, który Conchita zostawiła na
stole, wzięła rogalik i usadowiła się w fotelu.
—Chodzisz już dużo lepiej —skomentował zachowanie żony, rozpierając się wygodnie w
swoim fotelu z filiżanką w dłoni.
—Ciężko na to pracowałam.
—Ogromna różnica w porównaniu z twoimi pierwszymi dniami na ranczo.
—Tak. Zmiana na lepsze.
—Chcesz otworzyć prezenty? —zapytał, popijając kawę.
—Dobrze —Erin podeszła do drzewka, mając nieco miękkie kolana, w tym czasie Ty
wyszedł zawołał José i Conchita.
Małżeństwo weszło do pokoju bardzo roześmiane, biorąc prezenty i wręczając swoje.
Erin znalazła w swojej paczce przepiękny szal, który Conchita zrobiła ręcznie, a Tyson krawat.
Gospodyni znalazła w paczuszce od Tysona wyszywane chusteczki, od Erin dostała małe
puzderko ze srebra a José postał krawat i portfel.
—Bardzo dziękuję —powiedziała uśmiechnięta Conchita—.Chcielibyśmy teraz pójść do
mojej siostry. Jeśli nie macie Państwo nic przeciwko, wrócimy przed kolacją.
—Oczywiście, że nie —odpowiedział Ty.
—Wrócimy wcześnie. Dziękujemy za wszystko —powiedzieli i wychodzą zamknęli
drzwi.
Erin i Ty znowu zostali sami, zupełnie sami, po raz pierwszy od dnia w którym kupili
choinkę.
ROZDZIAŁ 1O
Erin kończyła pić swoją kawę z jawnym zdenerwowaniem. Gdybym mogła wrócić do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]