[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wytrzyma owej intensywności doznań. Po jej twarzy toczyły się łzy. Nagle zaczęła się strasznie trząść. Wyczerpana,
opadła na łóżko. W szarych oczach mężczyzny, patrzącego na nią z góry, wyczytała ogromny triumf.
Kochanek przesunął dłonią po jej ciele, zatrzymując się na chwilę na wzgórku łonowym. Stopniowo przenosił rękę
wyżej i wyżej, aż w końcu dotarł do nabrzmiałych piersi. Opadł obok dziewczyny, rozkoszując się jej ciepłem i
uległością.
- Tak się czują ludzie po tym, jak się kochają? - zapytała Ivy drżącym głosem.
Ryder pokiwał głową.
154
- Tak, choć to nieco bardziej skomplikowane. I niebezpieczne.
- Czemu?
Zerknął na czarny wzgórek rysujący się poniżej linii brzucha.
- Bo mogłabyś zajść w ciążę - odparł szorstko. Serce podskoczyło jej w piersiach z radości. Po
chwili jednak przypomniała sobie o czymś i rzekła ze smutnym uśmiechem:
- Nie. To niemożliwe. Ja... - zamilkła na moment. - Ryder, ja nie mogę mieć dzieci.
Wstrzymał oddech. Zaskoczony, uniósł głowę i spojrzał na nią.
- Och, Ivy!
Ivy nie mogła zrozumieć wyrazu bólu na jego twarzy. Wyglądał, jakby to on coś stracił. A przecież... to ona - Ivy, nie
mogła mieć dzieci. Bardzo nad tym bolała. Nawet w najcięższych chwilach z Benem cieszyłaby się z maluszka.
Przypomniała sobie chłopczyka z Jacksonville, którego Ryder uratował przed wpadnięciem do rzeki. Był wobec
niego taki czuły i opiekuńczy. Bardzo kochał dzieci. Na pewno chciałby je mieć, a ona właśnie powiedziała mu, że to
niemożliwe. A jednak... inna kobieta mogłaby mu je dać. Odepchnęła od siebie tę bolesną myśl i pogładziła go po
twarzy.
- Przykro mi - szepnęła, tłumiąc łzy. - Tak bardzo chciałam mieć dzieci.
Schylił się i pocałował ją delikatnie w usta, ocierając się przy tym niedbale o jej piersi.
- To nic. W porządku - pocieszył ją. - Nie jesteś przez to gorsza. Nie tracisz nic ze swojej kobiecości. Jesteś
wspaniałą dziewczyną. Chyba już ci to pokazałem.
Uniósł głowę i znacząco spojrzał na spłonioną Ivy. Drgnęła speszona. Nie nawykła do takich komplementów. Nie
spuszczając jej z oczu, zapytał z łagodnym uśmiechem:
- Ciągle się mnie wstydzisz? Teraz, kiedy zaspokoiliśmy swoje pierwsze pragnienie?
- Niestety... - Wzdrygnęła się lekko. - Ben nigdy tak na mnie nie patrzył. Nie pozwoliłam mu. - Jej ogromne zrenice
rozszerzyły się jeszcze bardziej. - A ja pozwoliłam ci... przyglądać mi się, kiedy...
Twarz mężczyzny stężała. Nabrzmiałym z emocji głosem zapytał:
- Mam ci powiedzieć, jak wyglądałaś? A może łatwiej ci to sobie wyobrazić, kiedy przypomnisz sobie moją twarz w
chwili uniesienia?
Ivy się zaczerwieniła.
- Nigdy nie przypuszczałam, że zrobię coś takiego...
- Czemu więc to zrobiłaś?
- Tak bardzo cierpiałeś. Och, Ryder! Musiałam coś zrobić, żeby pomóc!
Zadrżał z radości. Ciągle jest jakaś nadzieja! Skoro tak jej na nim zależało, to kto wie... Może pewnego dnia będzie
jej zależeć jeszcze bardziej. Taką przynajmniej miał nadzieję...
Złapał ją za rękę i począł delikatnie ssać jeden ze smukłych palców. Potem schwycił między zęby
drugi, i jeszcze jeden, i jeszcze jeden... Patrzył na nią z ogromną czułością i rzekł cicho:
- W takim razie wyjawię ci tajemnicę. Nigdy nie pozwoliłem na to żadnej kobiecie.
Twarz Ivy rozjaśniła się od ogromnego uśmiechu. Szepnęła prawie niesłyszalnie:
- Ale mi pozwoliłeś...
- Nie powstrzymałem cię - sprostował. Nie miałem żadnych szans. Boże święty, któż by się tego spodziewał?
Aagodna niewinna mała Ivy popychająca mnie na łóżko i robiąca ze mną, co jej się żywnie podoba. Twoją matkę by
zamurowało.
Uniosła się lekko, wspierając się rękoma, tak że jej ciało zawisło nad nim. Z przerażeniem w oczach wydusiła:
- Chyba jej o tym nie powiesz?!
- Na litość boską! Zabiłaby nas oboje! Chodz no tu, moja panno! - Przyciągnął Ivy do siebie i mocno ją przytulił. Ta
cudowna młoda kobieta należała do niego! - Chcę spędzić z tobą noc.
Ivy nie odczuwała już owego gwałtownego podniecenia, które popchnęło ją w ramiona Rydera. Zawahała się. Nie
mieściło jej się to w głowie, choć chwilę temu przeżyła z tym mężczyzną miłosne uniesienie.
- No... Sama nie wiem - odparła niepewnie, marszcząc brwi.
Delikatnie rozprostował zmarszczone łuki brwiowe.
- Nie to miałem na myśli - uspokoił ją. - Po prostu, chcę się do ciebie przytulić i tak zasnąć.
157
[ Pobierz całość w formacie PDF ]