[ Pobierz całość w formacie PDF ]
albo na kawę.
Sara poczuła nagle ucisk w gardle. Boże drogi, Davy
naprawdę starał się, jak mógł! W Alton była tylko jedna
restauracja, w dodatku dosyć marna. Miała ochotę uści
skać swojego małego synka. Wzięła głęboki oddech, nie
pewna, czy w ogóle jest w stanie mówić.
- Byłoby mi bardzo miło - powiedziała wzruszona.
- Naprawdę.
Chłopiec przestąpił z nogi na nogę i spojrzał znacząco
w stronę sypialni.
- No, to wiesz... może już idź się ubrać...
Spojrzała na figurki rozłożone na stole.
- Mogę to dokończyć? Potrzebuję jakichś dwudziestu
minut.
Tym razem chłopiec zerknął w stronę drzwi fronto
wych.
- A... no... mogłabyś to zrobić szybciej? - Zauważył
coś na podwórku. - Ojej...
Ktoś zapukał mocno do drzwi. Davy aż podskoczył.
- To do mnie! - zawołał.
Sara zaczęła się poważnie zastanawiać, co się dzie
je z jej synem. Najpierw domaga się natychmiastowe
go wyjścia, chwilę później przychodzą do niego goście.
Cóż, jeśli ten ktoś zajmie go przez najbliższe pół go
dziny...
Z przedpokoju dobiegały tajemnicze szepty, potem
szelest papieru. Po dłuższej chwili Davy wrócił do ku
chni. Nabrał powietrza i zawołał:
- Mamo? Szczęśliwego Dnia Matki!
Sara podniosła wzrok znad stołu i skamieniała. Da-
vy'ego w ogóle nie było widać zza ogromnego bukietu
-przepięknej kompozycji granatowych irysów, żółtych
żonkili i wspaniałych, pomarańczowych lilii. Bukiet był
imponujący. I na pewno drogi.
Kiedy minęło pierwsze zaskoczenie, usiłowała coś po
wiedzieć, ale synek podszedł do niej, ostrożni? odłożył
bukiet i dodał:
- To jest tylko część niespodzianki, mamo. Bo my
jeszcze chcemy cię zabrać do Miliard na kolacji
Nat zorientował się, że nadeszła jego kolej i wszedł
do kuchni. Och, mina Sary rozwiała wszelkie wątpliwo
ści, jakie budził w nim ten cały plan! Dopiero teraz zro
zumiał, że naprawdę nie wiedziała o jego przyjściu.
- Witaj, Saro - powiedział.
Patrzyła na niego przez chwilę, mrugając szybko.
Najwyraźniej nie wierzyła własnym oczom. Spoglądała
to na swego syna, to na niego... Nat czekał, kiedy Sara
się zaczerwieni. I rzeczywiście, po chwili na jej twarzy
pojawił się ciemny rumieniec. Była taka wzruszająca!
Wsunął dłonie do kieszeni.
- Mamy rezerwację na szóstą.
- Rezerwację? - powtórzyła dziwnie cienkim gło
sem.
- Idziemy na kolację. Wiesz, dzisiaj jest Dzień Matki.
Widać było, że zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć.
Spojrzała bezradnie na swój poplamiony fartuch i zakryła
twarz dłońmi.
- Boże... - zdołała tylko wyszeptać.
- No już, mamo! - Davy postanowił wziąć sprawy
w swoje ręce. - Musimy się śpieszyć, tam się jedzie ja
kieś pół godziny.
Usiadła przy stole i siedziała nieruchomo, z twarzą
skrytą w dłoniach. Nat uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz, Davy - rzekł - myślę, że to trochę potrwa.
Zdaje się, że nieźle ją zaskoczyliśmy.
Chłopiec najwyraźniej był zachwycony.
- No nie? - odpowiedział uśmiechem na uśmiech
mężczyzny.
- No tak!
Dopiero teraz Sara zebrała siły, by na nich spojrzeć.
- Są takie piękne - powiedziała, dotykając kwiatów.
-. Bardzo wam dziękuję.
Davy podszedł do niej i uścisnął ją mocno.
- Nie ma za co - powiedział. - Razem je kupiliśmy,
ja i Nat.
Nat widział, że Sara jest zakłopotana. Przez chwilę
patrzyli sobie prosto w oczy. Zastanawiał się, czy od
wróci wzrok, ale wytrzymała jego spojrzenie.
- Dziękuję - powtórzyła.
Patrzył na nią i czuł, że serce przepełniają mu nowe,
bardzo, bardzo ciepłe uczucia.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł mięk
ko. Właśnie w tym momencie zrozumiał, że nie będzie
umiał trzymać się od niej z daleka. Nie wiedział, czy to
dobrze, czy źle, wiedział tylko, że muszą wykorzystać
tę krótką chwilę, która jest im dana.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]