[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jadące przed nimi zahamowały gwałtownie. Lorenzo
zakrył swoim ciałem Sherazad i Aszdżaja, wepchnął ich
pod siedzenie, potem krzyknął:
Zostańcie tu!
Nigdzie nie pójdziesz. Chwyciła go za rękę.
Już to kiedyś mówiłaś. Będę uważał.
Nie! Tak samo mówił mój kierowca, zanim wy-
siadł.
Derek zastukał do nich, przerywając dyskusję.
Pomożesz nam, Lor? W wozie Emilia poszła
opona.
Nie ma bomby? Aszdżaj odzyskał głos.
Derek zrobił wielkie oczy.
134 OLIVIA GATES
Myśleliście, że to bomba?
To chyba naturalne burknął Lorenzo, czując, że
Sherazad drży.
Derek spojrzał na jej bladą twarz i spoważniał.
Och, po waszych doświadczeniach... Przepra-
szam. Wzruszył ramionami i zniknął.
Aszdżaj pobiegł za nim. Sherazad zaczerpnęła po-
wietrza. Lorenzo głaskał ją i całował czule w policzek
i czoło.
Fałszywy alarm, tesoro.
Jej oczy były czerwone od hamowanych łez, oddech
urywany. Nadal wstrząsały nią dreszcze. Oto odpo-
wiedz na jego wątpliwości. Musi pozwolić jej odejść dla
jej dobra. Ale czy stać go na takie wyrzeczenie?
Sherazad powoli dochodziła do siebie, w końcu rzu-
ciła mu manometr.
Masz, sprawdz opony Emilia. Nie dam mu swoich
zapasowych.
Zdawało się, że już się uspokoiła. Może więc przesa-
dza z tym jej stresem, jest nadopiekuńczy? Nastrój Lo-
renza uległ całkowitej zmianie.
Skąd ta wiedza na temat motoryzacji, amore?
To proste. Mój tata był właścicielem ciężarówek,
a brat ma świra na punkcie motocykli. No, idz już.
Wypchnęła go z szoferki, posyłając mu całusa. Po
kilku minutach ruszyła za nim, niosąc na prowizorycz-
nej tacy plastikowe kubki z herbatą. Zmiała się z ich
nieudolnej walki z wielką oponą, a w końcu zrobiło się
jej żal tych nieudaczników. Wystarczyło kilka wskazó-
wek z jej ust i opona znalazła się na miejscu.
Wpołowie drogi do ciężarówki przystanęła i za-
wołała:
NIEBO NA ZIEMI 135
Gdzie Aszdżaj?
Myślałem, że w wozie.
Nie... Rozglądała się przerażona. Czy rozmi-
nowali łąki, czy tylko drogi?
Niewiele myśląc, Lorenzo ruszył przed siebie bie-
giem, a Sherazad za nim. Nagle zobaczyli chłopca. Jak
na zwolnionym filmie machał do nich, pochylony nad
ziemią.
Lorenzo miał wrażenie, że krzyk Sherazad dobiega
z jakiegoś nieskończonego tunelu, słyszał swoje własne
krzyki, a potem wybuch. Chłopiec padł bezwładnie na
ziemię. Sherazad zamarła wpół kroku, a potem osunęła
się na kolana. Gdy chwilę pózniej Lorenzo ją podtrzy-
mał, jego palce pokryła krew. Zrozpaczony powtarzał:
Sherazad, Sherazad...
W jej oczach widział tylko strach i zdumienie.
Aszdżaj... wykrztusiła.
Nie może jej tak zostawić. Niech inni zajmą się
chłopcem. Obok przyklęknął Emilio. Lorenzo zauwa-
żył go tylko dlatego, że Emilio miał przy sobie zestaw
pierwszej pomocy. Położyli Sherazad na plecach, Lo-
renzo zaczął ją badać. Jego wzrok i umysł zaćmiewa-
ły łzy.
Emilio sprawdzał drogi oddechowe.
Kiwnij, jeśli możesz sama oddychać.
Sherazad skinęła głową, a on założył jej maskę tle-
nową. Wreszcie Lorenzo się ocknął.
Co z krążeniem? Zerwał rękawy Sherazad.
Ciśnienie dziewięćdziesiąt na sześćdziesiąt i spada
szepnął Emilio. Bardzo słaby puls.
Sherazad ponownie wymamrotała:
Aszdżaj...
136 OLIVIA GATES
Już się nim zajęli! Lorenzo burknął mimo woli,
ale odchodził od zmysłów z niepokoju, a takżezłości, że
pobiegła za chłopcem. Możesz mi powiedzieć, gdzie
się zraniłaś? Jest tyle krwi...
Głowa... szyja... Sherazad zamknęła oczy.
Z gardła Lorenza wyrwał się przerażony krzyk. Emi-
lio potrząsnął nim mocno.
Albo się nią zajmujesz, albo zmiataj stąd i pozwól,
że ja to zrobię. Daniel jest lepszy niż ty, jeśli chodzi
o rany głowy. Za moment jego ciężarówka powinna
tu być.
Ktoś inny miałby opiekować się Sherazad? Wyklu-
czone!
Po chwili szczegółowe badanie potwierdziło jej dia-
gnozę. Lorenzo hamował łzy. Nie powinna słyszeć jego
płaczu. Zapewne w ostatniej chwili odwróciła się, uni-
kając dzięki temu o wiele gorszej sytuacji. Trzeba myś-
leć pozytywnie. Nie ucierpiała jej twarz ani najważniej-
sze organy, ale odłamki pocisku wyrządziły szkody
w prawym boku. Rany na głowie mocno krwawiły. Ale
ta najgrozniejsza rana, która odbierała mu głos ze stra-
chu, mieściła się na karku. Sherazad grozi poważne
uszkodzenie naczyń.
Lorenzo przygryzł wargę.
Emilio, natychmiast przygotujcie się do operacji.
Muszę operować.
Będziesz prześwietlać?
Nie trzeba. Zanim pójdziesz, podaj mi cewnik Fo-
leya. I przygotujcie dziesięć jednostek krwi grupy A,
jeśli mamy, i sześć plazmy i płytek krwi.
Emilio pobiegł wykonać polecenie, a Lorenzo starał
się zatamować krwotok. Nieustannie coś mówił, Shera-
NIEBO NA ZIEMI 137
zad zaś mruczała coś niewyraznie pod maską, otwierała
niewidzące oczy i ponownie je zamykała. I nagle znowu
lęk przypuścił szturm. A jeśli uszkodzenie tętnicy szyj-
nej doprowadzi do udaru? Zawołał Gulnar i Dereka,
którzy zostawili Aszdżaja i przybiegli do niego. Spoj-
rzał im w oczy i już wiedział. Aszdżaj zmarł.
Nie! Bandyci! Nie mógł już znieść bólu, a prze-
cież musiał skupić się na ratowaniu Sherazad.
Zduszonym głosem wydawał polecenia. Chwilę póz-
niej przenieśli ranną do jednego z samochodów w ich
konwoju, z własną klimatyzacją, salą operacyjną i dwo-
ma pomieszczeniami intensywnej terapii.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]