[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ognistą falę włosów na poduszce, lśnienie białej skóry w świetle księżyca.
Była wyjątkowa, upragniona, a to jeszcze wzmagało jego tęsknotę i wyrzuty su-
mienia. Nie planował, że się w niej zakocha. Nie przewidział, że będzie musiał się jej
wyrzec.
Kiedy się rozstali w Tokio, czuł fizyczny ból. Zamierzał zaraz po powrocie do do-
mu oznajmić ojcu, że znalazł kobietę swoich snów i ożeni się z nią, nie bacząc na kon-
sekwencje.
R
L
T
Tymczasem kilka godzin po wylądowaniu dowiedział się o wybuchu wojny. Po-
czątkowo zanosiło się na to, że obie strony poprzestaną na pokazie siły i okopią się na z
góry upatrzonych pozycjach, by mieć lepszy start w negocjacjach. Tymczasem sytuacja
wymknęła się spod kontroli. Wkrótce doszło do inwazji na terenie całego kraju. Kiedy
ojciec wtajemniczył go w plany batalii, zrozumiał, że jego związek z Alexandrą Ac-
redonną nie ma żadnej przyszłości.
To było sześć lat temu. Bardzo się zmienił od tego czasu, a ona tylko wypiękniała z
wiekiem. I stała się jeszcze bardziej niedostępna.
Ma z nim dziecko. Z każdą minutą był tego coraz bardziej pewny. Dziecko jest tu-
taj, więc musi je zobaczyć.
- Skąd wiedziałeś, gdzie jestem? - spytała Alex brata.
- Nie wiedziałem. Szczęśliwy traf, i tyle.
- A gdzie Marque?
- Wrócił do Paryża odwiedzić ojca. Ty też mogłabyś się u niego pojawić - powie-
dział Ivan z wyrzutem.
- Nie ma sensu. Wyrzuci mnie z pokoju.
- Postawił ci warunek, żebyś oddała dziecko do adopcji.
Dane zamarł. To coś nowego. Zawsze wiedział, że ojciec Alexandry jest despo-
tycznym człowiekiem - cecha przydatna u władcy - ale nie podejrzewał go o brak serca
dla najbliższej rodziny. Nie uznawać własnego wnuka?
- Tego nie zrobię. - Głos Alex zdradzał zdecydowanie.
- To twój obowiązek. - Ivan był równie uparty.
- Obowiązek!
- Jeśli chcemy odzyskać Carnethię, musimy prezentować jednolity front. Jeden za
wszystkich, wszyscy za jednego. Nie możemy mieć w rodzinie podejrzanego bachora.
- Słucham? - syknęła Alex, jakby była gotowa udusić brata własnymi rękami.
- Zwietnie wiesz, o co mi chodzi! Ojciec nie zaakceptuje tego dzieciaka. Wszyscy
wiemy, kto ci go zmajstrował.
- Zamknij się!
- Mam ci to przeliterować?
R
L
T
- Nie! Idziemy na dół. Tam skończymy tę interesującą rozmowę. - Alex wstała,
przewracając krzesło.
- Przyznaj się wreszcie. Wszyscy i tak wiedzą, że jedynym facetem, z którym kie-
dykolwiek spałaś, jest Dane Montenevada.
- Bzdura! - zawołała, zaciskając pięści z bezsilnej pasji.
Dane i tak za dużo usłyszał.
- Zaprzeczasz? Dziecko ma w sobie krew Montenevadów. Nadal nie wiem, jak ten
sukinsyn to zrobił, ale musieliście się zejść mniej więcej wtedy, kiedy miałem z nim to
pamiętne starcie. O co tu chodzi? Najpierw próbował mnie zaszlachtować, a potem zrobił
dziecko mojej siostrze. Czy to jakiś rodzaj chorej zemsty?
- Ivan, nie mam pojęcia, o czym bredzisz - rzekła lodowato, choć miała ochotę go
spoliczkować.
- A ja twierdzę, że to bękart zdrajcy i narzędzie propagandowej kampanii, jaką
tamci prowadzą przeciwko nam. Ojciec cię nie przyjmie, dopóki się go nie pozbędziesz. I
powinnaś, dla dobra naszej sprawy.
- Nasza sprawa! - sarknęła. - Nasze mrzonki o potędze, chciałeś powiedzieć.
- Sama widzisz. Jak możesz oczekiwać, że ojciec ci wybaczy, skoro wygadujesz
takie rzeczy? Nie szanujesz honoru rodziny. Nie wierzysz w zwycięstwo. Wyłamujesz
się ze wspólnego frontu.
- O jakim froncie mówisz? Masz wielu nowych rekrutów? Musztrujesz ich, żeby
stali się prawdziwymi żołnierzami? Chcesz na ich czele odbić pałac królewski?
- Dobrze wiesz, że wszystko wymaga czasu. Na razie pora nie jest odpowiednia na
szukanie sprzymierzeńców.
- Właśnie! - Ze złością kopnęła krzesło. - To się nigdy nie stanie i dobrze wiesz,
dlaczego. Trzeba mieć żelazną wolę i niesamowitą charyzmę, żeby pociągnąć za sobą
tłumy. Nasz ojciec wiele lat temu miał te cechy. Teraz jest zbyt stary i za bardzo chory, a
ty i Marque...
Nie skończyła. Nie chciała ranić go niepotrzebnie, a powiedziała już wystarczająco
dużo. Ktoś powinien nim mocno potrząsnąć, by zaczął się liczyć z rzeczywistością.
- To jeszcze jeden dowód, że przestałaś być jedną z nas - rzekł lekceważąco.
R
L
T
- Och, Ivanie! - Z trudem panowała nad gniewem.
- Czekaj no. - Uwaga brata skierowała się nagle na co innego. - Dlaczego tu stoi
ten parawan?
- Nie twój interes, jak przemeblowałam swoją sypialnię - odparowała.
Wstał, wciąż patrząc na parawan. Zagrodziła mu drogę.
- Dlaczego nie pozwalasz mi wejść głębiej? Coś przede mną ukrywasz?
- Niczego nie ukrywam. Mam prawo do prywatności i zabraniam ci ją naruszać.
Jej protesty nie zdały się na nic. Ivan odepchnął ją bezceremonialnie i wpadł na
drugą stronę pokoju.
Alexandra rzuciła się za nim, gotowa zasłonić Dane'a własnym ciałem, gdyby za-
szła taka potrzeba. Tymczasem łóżko było puste.
Rozejrzała się nerwowo, szukając wyjaśnienia zagadki, ale nigdzie nie było śladu
więznia. Dane rozwiał się w powietrzu. Nawet sznury zniknęły. Został tylko hak w ścia-
nie nad wezgłowiem.
Ivan był za bardzo zajęty zaglądaniem w każdy kąt, by zwrócić uwagę na podej-
rzaną minę własnej siostry. Najwyrazniej miał nadzieję, że przyłapie ją na kolejnym ro-
mansie, a tymczasem przeoczył fakt, że na jej twarzy odmalowała się wielka ulga.
- Nic tu nie ma - stwierdził, wyraznie zawiedziony. - Powinnaś ukryć kochanka
pod łóżkiem, byłoby o czym mówić. - Tu zerknął na Alex i dodał: - Wiem, wiem. Dla
ciebie istnieje tylko jeden facet. Ten sam, który poderżnął mi gardło i zostawił, żebym się
wykrwawił. Dobra z ciebie siostra. Może pewnego dnia użyję cię jako przynęty i złapię
twojego kochasia na haczyk. Przysięgam, kiedyś mu odpłacę za to, co mi zrobił.
- Możesz zostać, ale ja idę na dół - oznajmiła Alexandra.
- W porządku, pójdę z tobą. I tak muszę coś zjeść. Poczęstujesz mnie obiadem?
Wypuściła brata i obejrzała się na pusty pokój, po raz kolejny zadając sobie pyta-
nie, gdzie zniknął Dane.
- Kavon zrobił zakupy. Przygotuję ci kanapki, ale potem już jedz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]