[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zawył w nim wściekle i schował pazury. Logan opuścił ręce i odsunął się.
- Przepraszam - powiedział drewnianym głosem. - Nie powinienem...
Nawet Andy spaliłaby mnie na stosie za moje średniowieczne podejście do
kobiet. Więc - odchrząknął - śpij spokojnie. Nie musisz martwić się o ogień.
Drew wystarczy na całą noc. A rano - podszedł do drzwi - podzwonię tu i tam i
znajdÄ™ ci Å‚adne miejsce na resztÄ™ wakacji.
Nie sprzeciwiła się. Bo niby dlaczego miałaby się sprzeciwiać? Powinno
jej zależeć na opuszczeniu tego domu tak samo jak jemu zależy, żeby jak
najszybciej się wyniosła.
- Logan... - zawołała nieswoim głosem, gdy kładł już rękę na klamce.
Co znowu? Odwrócił się. Zauważył, że jest bardzo blada.
- Chcę tylko, żebyś wiedział, że mnie też jest przykro... że powiedziałam,
no wiesz co, na molo. %7łe wasze małżeństwo rozpadło się z twojej winy.
Zirytowałam się i naplotłam bzdur.
47
S
R
- Nie - odpowiedział szorstko. - Miałaś rację. Ponoszę za to
odpowiedzialność, ale nie było tak, jak to sobie wyobrażasz. - Otworzył drzwi.
- My się nie rozwiedliśmy. Moja żona umarła.
Do rana sztorm ustał i kiedy o wpół do ósmej Sara wstała i odciągnęła
zasłony, oślepiła ją słoneczna jasność.
Zwiatłość poranka nie podniosła jej jednak na duchu. To, co powiedział
Logan, bardzo jej ciążyło. Jakże okrutne było jej oskarżenie! Jakże bezmyślne.
Jego żona nie żyła. Z całą pewnością dlatego sprzedawał tę posiadłość. %7łeby
uwolnić się od wspomnień, od bolesnych przeżyć.
I w takiej oto sytuacji jeszcze bardziej go dobiła. Musiała stąd wyjechać.
Nie potrafiłaby znieść napięcia, jakie się między nimi wytworzyło.
Cały czas będąc w nędznym nastroju, posłała łóżko, umyła się, wciągnęła
dżinsy, żółty T-shirt, związała włosy w koński ogon i nie tracąc czasu na
makijaż, odszukała w notesiku telefon do Zacha. Dodzwoniła się do hotelu, w
którym mieszkał, ale powiedziano jej, że poszedł na basen. Podała więc numer
i poprosiła, żeby jak najszybciej oddzwonił.
W kuchni Logana nie było. Ale wstał. Kawa była zaparzona, a przy
tosterze leżała paczka bułeczek. Z kłębem pościeli wyszła do hallu i rozejrzała
się, gdzie może być pralnia. Otworzyła jedne drzwi, potem drugie i trzecie.
Miała już je zamknąć, zorientowawszy się, że prowadzą do gabinetu, gdy
zadzwonił telefon. Zach? Czekała, że może odbierze Logan, ale po trzecim
dzwonku wbiegła do pokoju i poderwała słuchawkę.
- Halo?
- To ty, słoneczko? Mówi Zach.
- Chwała Bogu. Słuchaj, mieliśmy tu okropny sztorm...
- My też. Ale wiało!
48
S
R
- Zach, słuchaj, czy możesz tu po mnie kogoś przysłać? Po burzy z
domku została ruina... Hunter przenocował mnie u siebie, ale... no wiesz, nie
lubię się nikomu naprzykrzać.
- Rozumiem. Przyjadę po ciebie. Ale nie wcześniej niż po czwartej. Może
być?
- W porzÄ…dku. Czekam.
- Uważaj na siebie. Do zobaczenia.
Sara wyłączyła się i odwróciła do wyjścia. I właśnie wtedy zobaczyła
portret. W zielonych ramach, ogromny, wisiał nad marmurowym kominkiem.
Wrażenie było tak silne, że na moment znieruchomiała.
%7łona Logana. Tak, to musiała być ona.
Z wewnętrznym drżeniem Sara wsparła się o biurko. Wielkie brązowe
oczy patrzyły prosto na nią. %7ływo. Myśląco. Tak jakby kobieta z portretu
zastanawiała się, co jakaś nieznajoma robi w jej domu. Sara chciała odwrócić
wzrok, ale było to ponad jej siły. Portret całkowicie nią owładnął.
Ależ piękna! Doskonały owal twarzy, rysy prawdziwej damy, falujące
miedziane włosy, spięte w ciężki, gładki kok. Elegancja w każdym calu,
widoczna w sposobie trzymania głowy, wygięciu szyi, ułożeniu szczupłych
dłoni. Złota ślubna obrączka i zaręczynowy pierścionek z brylantem.
Błyszczały tak samo jak jej oczy... Nie, nie tak samo. Oczy promieniowały
ciepłem...
Jakiś ruch z tyłu sprawił, że Sara ocknęła się i odwróciła. W otwartych
drzwiach stał Logan. Spoglądał to na nią, to na portret.
49
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
Miała nieprzyjemne uczucie, jakby przyłapano ją na czymś niegodnym.
Niczego złego jednak przecież nie zrobiła.
- Szukałam pomieszczenia, gdzie się pierze...
Oparł się ramieniem o framugę i przyglądał się jej zimno.
- A to zapewne wygląda na pralnię. No więc, na co czekasz? Proszę,
wsadz pościel do... no, na przykład, do kredensu. Nalej wody, wsyp proszek...
- Nie musisz się tak popisywać tym swoim sarkazmem. Może jednak
pozwolisz mi dokończyć? No, więc szukałam pralni, otwierałam kolejne drzwi
i kiedy zadzwonił telefon...
- Uznałaś, że to ty powinnaś odebrać.
- Bo spodziewałam się telefonu.
- Od Granta.
- PrawdÄ™ powiedziawszy, tak.
- A skąd niby wiedział, że tu jesteś?
- Telefonowałam do niego z samego rana. Oddzwonił. Prosiłam, żeby
przyjechał i zabrał mnie stąd...
- I przyjedzie?
- Tak.
- A zatem do tego czasu jesteśmy skazani na siebie.
Wyprostował się.
- Pralka i suszarka są w kuchni - rzucił przez ramię. - Za drzwiami.
Podreptała za nim jak psiak, który pozwolił sobie na nieposłuszeństwo,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]