[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Właśnie  przytaknął Edmund.
***
O ósmej zaczęło kropić. Postanowiłem dotrzymać Edmundowi towarzystwa i już po
dziewiątej byłem w łóżku. To była prawdziwa burza z błyskawicami i grzmotami, i to w tak
bliskiej, siejącej niepokój odległości. Odnosiło się wrażenie, jakby miała się nigdy nie
skończyć.
 SÄ… burze, które nie przechodzÄ…  powiedziaÅ‚ Edmund.  PamiÄ™tam, że w Ångetrakten
takie były. Grzmiało, błyskało i diabeł wie co jeszcze, przez dwanaście godzin bez przerwy.
Wtedy rzeczywiście człowiek czuje się mały i bezbronny.
 Jak twoja forma?  spytałem, by już nie rozmawiać o burzy. Ta była wystarczająco
straszna i bez naszych komentarzy.
 Chyba lepiej  odparł Edmund po kilku udanych próbach przełknięcia śliny.  Od
jutra znów jestem na chodzie.
Po dziesięciu minutach spał jak zabity. Zgasiłem światło. Leżałem, słuchając, jak
krople deszczu uderzają o dach. Słyszałem też grzmoty. Te zwiastowały co rusz pojawiające
się na niebie błyskawice. Odstęp czasowy między błyskiem a hukiem wynosił piętnaście do
trzydziestu sekund. Może Edmund miał rację.
I że ta burza wisiała i krążyła wokół nas?
A człowiek czuł się wobec niej maleńki.
Musiałem zasnąć, bo tuż po dwunastej coś wyrwało mnie ze snu. Już nie padało, za to
wiało przerazliwie. Słyszałem, jak Henry na dole włącza magnetofon. Mógłbym przysiąc, że
z kimś rozmawiał.
Aóżko Edmunda było puste.
Rozdział 14
Ciało znalazł Lasse Krzywa Gęba i to on przez dwa kolejne dni pojawiał się na
pierwszej stronie  Kurrena . Jego rodzice mieli maÅ‚y domek letniskowy w Sjölycke i wÅ‚aÅ›nie
tam Krzywa Gęba spędzał większą część lata. Jego odwiecznym marzeniem było zostać
zawodowym kolarzem. Takim jak Harry Snell. Albo Ove Adamsson6. Z racji swojego
wyglądu nie mógł zostać ani amantem filmowym, ani muzykiem, lecz nic nie stało na
przeszkodzie, by został niedoścignionym mistrzem w jezdzie na rowerze. Od kilku sezonów
był w miejskiej reprezentacji juniorów i można było się spodziewać, że za rok lub dwa zrobi
krok naprzód i przejdzie do seniorów. Nadzieja olimpijska, jak się zwykło mawiać w żargonie
sportowym. Krzywa Gęba dysponował odpowiednimi warunkami, w to nie wątpił nikt, kto
choć trochę siedział w temacie. Nikt nie myślał inaczej.
Ambicja nakazywała Krzywej Gębie wykorzystać te letnie dni na trening. Wcześnie
rano, bo o siódmej, codziennie wyciągał z szopy swoją kolarzówkę i robił szosą pięćdziesiąt,
sześćdziesiąt kilometrów.
Albo nawet osiemdziesiąt, albo dziewięćdziesiąt, jeśli był w dobrej formie, tak jak
choćby dzisiaj. Zazwyczaj stronił od tych wyboistych, żwirowych tras leśnych, obawiając się
wywrotki czy przedziurawienia opony.
Ale nie tego ranka. Prawdopodobnie szukał urozmaicenia, bo i takie odcinki zdarzały
się na zawodach w tamtych czasach. We wczesnych latach sześćdziesiątych. Jadąc przez las,
kierował się na wschód w stronę posesji Levisów. Podróż okazała się wyjątkowo krótka.
Krótka i potwornie wstrząsająca, jak to pózniej Lasse Krzywa Gęba określił na łamach
 Kurrena .
Po zaledwie kilku kilometrach pedałowania dojeżdża do krętej drogi obok naszego i
Lundinów parkingu. Ile sił w nogach. Mocno pochylony nad kierownicą. Zauważa, że stoją
tam dwa pojazdy. Czarny volkswagen i czerwone volvo PV 1800.
Właśnie ten drugi samochód powoduje, że z całej siły naciska na hamulec, tak iż tylko
cud sprawia, że nie przelatuje nad kierownicą.
Lewe przednie drzwi są otwarte, a pod nimi leży twarzą do ziemi ciało. Mężczyzna w
czarnych, wąskich butach, jasnych spodniach z elany i białej koszuli z krótkimi rękawami. To
widzi Krzywa Gęba, kiedy zawraca rower i dostaje się z powrotem na niewielkie wzniesienie.
6
Harry Snell, Ove Adamsson  kolarze szwedzcy.
Na siedzeniu kierowcy pasiasta marynarka. Co prawda mężczyzna leży na brzuchu, lecz
jakby skulony, ramiona dziwnie wysunięte do przodu. Krzywa Gęba powtarza w kółko
reporterom i fotografom, że właśnie po tych ramionach zrozumiał.
Zrozumiał, że coś było nie tak. %7ływy człowiek nie leżałby w ten sposób. Widać to od
razu, o ile ma się rozum i oczy na swoim miejscu, a te ponoć Krzywa Gęba miał tamtego
ranka.
Jest dopiero kwadrans po szóstej. Czujnie i ostrożnie prowadzi swoją kolarzówkę w to
przerażające miejsce.
Dopiero teraz widzi wszystko dokładnie.
Widzi ogromną dziurę w głowie mężczyzny. Wszędzie mnóstwo krwi. We włosach, na
koszuli, dookoła na trawie.
Nie wie, kto to jest, gdyż naturalnie nie ma odwagi chwycić ciała i go obrócić. Zresztą
tego nawet nie wolno robić. To policja jest od tego, by obracać martwe ciała, a nie Lasse
Krzywa Gęba.
Nie, to nie Krzywa Gęba identyfikuje ciało leżące na parkingu, czynimy to my. Henry,
Edmund i ja, bo właśnie do nas podbiega, krzycząc wniebogłosy.
To właśnie my biegniemy z nim z powrotem ścieżką w górę i to my otaczamy
półkolem Bertila Berrę Armatę Albertssona, nie będąc w stanie wydusić z siebie
jakiegokolwiek słowa.
%7ładen z nas. Cała nasza trójka wie, że na ziemi leży Berra Armata, ale nikt nie
zdobywa siÄ™ na najmniejszy komentarz. Totalna cisza.
Lasse Krzywa Gęba też milczy. Przez pół minuty czterech ludzi stoi i wpatruje się w
piątego, który człowiekiem już nie jest, i jest to najdłuższe pół minuty w naszym życiu.
Potem patrzę na zegarek i widzę, że jest za pięć wpół do siódmej. Jest poranek
dziesiątego lipca. A więc Potworność stała się faktem.
Kiedy Lasse Krzywa Gęba zostawił nas, by zadzwonić od Lundinów na policję,
pozostała jedna rzecz, którą musiałem sprawdzić, mimo że głowę miałem pustą jak
wydmuszka. Udało mi się złapać kontakt wzrokowy z Henrym. Ustami formułował wyraz:
 Ewa , rzucając spojrzenie w kierunku Genezaret. Nie wiem dlaczego, ale czułem, że nie
powinienem mieszać w to Edmunda. To wszystko musiało zostać między mną a moim
bratem. To, co się działo.
Wydawało mi się, że Henry zrozumiał to moje niewypowiedziane na głos pytanie, ale
nie odpowiedział na nie. Skinął tylko lekko głową i zapalił lucky strike a.
Westchnąłem i oparłem się o Edmunda. Ten stał i dygotał z zimna. A tak poza tym to
jego przepowiednia sprawdziła się.
W nocy dopadła mnie angina.
Rozdział 15
Pierwszy wóz policyjny nadjechał, gdy byliśmy jeszcze na parkingu. Staliśmy w
towarzystwie Krzywej Gęby, Gladys Lundin oraz młodszej od niej o jakieś trzydzieści lat
kobiety, która niemal była jej wierną kopią. Tylko trochę drobniejszą i bardziej bladą. Nie
miała lasek, za to odpalała papierosa od papierosa, a jej piersi prawie zasłaniały pępek.
 Bywa i tak  brzmiał pierwszy komentarz Gladys.  Całe szczęście, że moich
chłopów nie ma w domu, inaczej wpadliby tu gliniarze i ich zgarnęli.
Poza tym nie było więcej komentarzy. Berra Armata cały czas leżał w tym gruzie, nikt
nie przejawiał chęci, by mu się uważniej przyjrzeć. Staliśmy w luznym półkolu, plecami do
Potworności. Wtedy wyłonił się biało-czarny amazon z trzema umundurowanymi
policjantami i jednym w cywilu. Spisali nasze nazwiska i poszliśmy do domu, by czekać tam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl