[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale nie był to jeszcze, tutaj w Częstochowie, i tam w olsztyńskim lasku kres jej
męczeńskiej drogi. Tuż przed datą, którą uważać można za dzień wywiezienia jej do Ravensbruck,
zdołała wysłać jeszcze do Witolda przewidywanie losu" juk to pózniej określił adresat
zawarte w wierszu ułożonym na melodię rewolucyjnej pieśni. Zachowała się w pamiętnikach córek
po matce i ta karteczka:
Nie dbam, jaka spadnie kara,
nie dbam, co się ze mną stanie,
Ty wiesz jeden, Chryste Panie,
że w nas żyje mocna wiarą,
że się skończą krwawe gody,
że choć z nas niejeden zginie
w ciemnym lesie na Olsztynie
błysną jasne jutra wschody!
A kiedy nas osadzicie
za żelaznymi kratami
nasza wiara będzie z nami!
Wolnych serc nie uwięzicie!
A jeśli nas wywieziecie,
osadzicie w jakimś Dorfie
pracując przy czarnym torfie
będziem śnić o lepszym świecie!
Ziemia bez słońca
Jechała wciśnięta w kąt wagonu razem z innymi skazanymi na ten sam finał podróży. Obrzydliwe
wilgotnym zimnem godziny, długie i mroczne; prostokąt okratowanego okienka wysoko w górze
nie pozwalał rozpoznać pory dnia, ani ujrzeć miejscowości czy choćby tylko nazw stacji, przez
które według ścisłego rozkładu pociągu specjalnego wieziono je nie znaną im trasą. Potem wagony
zaczęły zwalniać, mocniej trząść; zgrzytanie; aż w końcu w ciemności znaczonej skąpymi
światełkami i krótkimi szczekliwymi rozkazami, które wystrzelały wokół stłoczonej więziennej
masy ludzkiej, popędzono je w śniegu i mrozie do ciężarówek.
Była już zima i gdy Maria Stachelska z domu Wrzosek znalazła się rankiem w obozie, szron
pokrywał dachy baraków. W celi przy okiennych szparach, z sufitu, zwisały sople lodu. Wszystko
tu ściśle określone, zorganizowane, według numerów, rytuał godzin, trasy od bloków do stacji
ostatecznej; miało to zakrawać na porządek, a w rzeczywistości nabierało w tych granicach
ordnungu" barw straszliwego koszmaru. Bunkier parter: 40 cel, suterena 3b, numer 54
cela śmierci. Obsługa murowanego bunkra to badaczki pisma świętego z kalefaktorką
Falkowską o imieniu Ojcumiła na czele. Więzniarki skazane na śmierć były o oznaczonej
godzinie zawiadamiane przez obozowego gońca o konieczności stawienia się w kancelarii. Szły tam
razem z blokową. Po dokładnym sprawdzeniu danych personalnych zostawały odprowadzane do
celi bunkra. Tam spędzały czas obiadu i tam pod wieczór dostawały do picia kawę zmieszaną z
dużą dawką uspokajającego płynu oraz słowa pocieszenia od badaczek na nowe, wieczne życie.
Gdy przychodziła pora wieczornego apelu, nie było już ich w szeregu współwięzniarek, zamknięty
samochód, tzw. mina", wiózł je na śmierć. Za miną" ciągnęła ciężarówka wypełniona już
wcześniej przez obsługę bunkra trumnami skleconymi z surowych desek o ściśle określonych
na piśmie wymiarach. Zanim od kwietnia 1943 roku ulepszono" ten proces, budując krematorium,
ciała wieziono do miasteczka Furstenberg.
Wanda Kiedrzyńska w swej dokumentalnej książce pt. Ravensbruck. Kobiecy obóz
koncentracyjny" wymienia wśród wielu ofiar zamordowanych w 1941 roku, zaliczonych do
politycznych, pierwszą Polkę rozstrzelaną w Ravensbruck, Wandę Maciejewską z Częstochowy.
Rozstrzelano ją 1 lutego 1941 roku. Była mieszkanką bloku 16 (strona B)". A nieco dalej autorka
podaje informację o niektórych więzniarkach Polkach, które zginęły w egzekucjach o nie ustalonej
dacie i których dokładnych personaliów nie dało się ustalić. Przypomina jednak niektóre nazwiska
m.in.: Mildnerową z mielowa, Pilchową ze Zląska oraz Stachelską.
To nazwisko Maryli bez imienia i bliższych danych powtarza się w książce jeszcze raz. Jest to
informacyjnie nieco dokładniejszy przekaz o losie naszej bohaterki: W tym czasie zginęła również
bez śladu Stachelska z bloku 13, która poszła do bunkra i nie wróciła". A więc obozową koleją
rzeczy mogła już jedynie liczyć na kawę z uspokajającym lekiem, pokrzepiający słowny wiatyk na
wieczną drogę z ust którejś z litościwszych badaczek. I ten obraz można było ujrzeć wyobraznią,
gdy przeczytało się to zdanie pieczętujące los Marii w książce Wandy Kiedrzyńskiej.
W istocie Ravensbruck i Fiirstenberg nie były ostatnimi przystankami na jej męczeńskiej drodze.
Bo oto jeszcze w początkach 1942 roku ktoś przyniósł matce Maryli kawałek brudnego kartoniku
opatrzonego adresem pod który miał dotrzeć. Nagryzmolona ręką Marii informacja: Kochani, żyję,
wiozą mnie znów w nieznane" była ostatnim od niej znakiem życia. Obca osoba, która przyniosła
kartonik, dodała, że kartka ta została prawdopodobnie wyrzucona z ciężarówki na drogę, gdyż
znaleziono ją w pobliżu Radomia na skraju szosy.
Nie minęło pięć tygodni, gdy w marcu 1942 roku, z przerażając w tych wypadkach pedanterią
niemieckich urzędów, radomskie gestapo zawiadomiło pismem matkę Maryli, że córka zmarła na
zapalenie płuc.
Nie dowiemy się już nigdy, co czuła, o czym myślała i śniła w tych ostatnich godzinach życia: o
wolnej Polsce, o dzieciach, matce, Emilu czy narzeczonym?...
Odeszła, gdy niebo nad jej ziemią było jeszcze czarne i zamknięte, a ludzie spragnieni świtu i
słońca. Może podobnie jak poeta w dniach kończących jego wędrówkę po tej ziemi, śniła Sen
najpiękniejszy z snów! Przyroda! - Jedyny Bóg: słońce!" I może tak jak i on czuła błogość
ciepła, zapach macierzanki i mięty; wiatr przechyla usychające zdzbła trawy", las o świcie
rozzielenia się z szelestem, wschodzące słońce pokrywa las złotem", śpiewają świerszcze,
południowy żar, potem gwiezdna noc, świetliki latające jak gwiazdy... Miękka, ciepła fala jak
matczyna kołysanka unosi z ciemności. Zwiatło! Niebo nie jest już czarne i zamknięte. Cichną
strwożone ptaki i nastaje chwila wielkiego znużenia, najdalsza od nienawiści".
[ Pobierz całość w formacie PDF ]