[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ale nie udało mi się odczytać wyrazu jego twarzy. Nie miałam pojęcia, o czym myślał.
Wzięłam głęboki, oczyszczający oddech i zaczęłam.
- Oddajemy naszą krew ziemi. %7łycie za śmierć, śmierć za życie. Niechaj zmarli
powstaną, aby pić naszą krew. Niechaj nasycą się nią i będą nam posłuszni.
I wtedy jego oczy rozszerzyły się; zrozumiał. Jeden kłopot z głowy. Wstałam i
pociągnęłam go za sobą. Oprowadziłam go po obwodzie okręgu. Czułam to jak coraz
silniejszy prąd przenikający mój kręgosłup. Spojrzałam mu prosto w oczy. Były niemal
srebrne w blasku księżyca. Obeszliśmy krąg i zakończyliśmy w miejscu, skąd
rozpoczęliśmy nasz marsz, przy ofierze.
Usiedliśmy na zbroczonej krwią trawie. Zanurzyłam prawą dłoń w ranie na szyi kozy.
Musiałam uklęknąć, aby dosięgnąć twarzy Zachary ego. Rozsmarowałam krew na jego
czole i obu policzkach. Gładka skóra, słaby, świeży zarost. Pozostawiłam też ciemny
odcisk dłoni nad jego sercem.
Pleciona opaska na jego ramieniu wyglądała jak pasek ciemności. Pomazałam krwią
paciorki, koniuszki moich palców napotkały delikatne małe piórka wplecione pomiędzy
sznurki. Gris-gris potrzebowało krwi, czułam to, ale nie krwi zwierzęcej. Zwalczyłam to
odczucie. O osobiste amulety i magię ochronną Zachary ego będziemy martwić się
pózniej.
Zachary posmarował mi twarz krwią. Rozprowadził ją tylko koniuszkami palców, jakby bał
145
się mnie dotknąć. Czułam, jak drżała mu ręka, gdy przesuwał nią po moim policzku.
Poczułam nad piersią chłodną wilgoć krwi. Prosto z serca.
Zachary odkręcił słoik z własnoręcznie przyrządzoną maścią. Miała białawy kolor, z
drobnymi plamkami fosforyzującej zieleni. Te świecące drobiny to była cmentarna pleśń.
Nałożyłam maść na ślady krwi. Skóra szybko ją wchłonęła.
Zachary pomazał mi twarz maścią. Krem był gęsty, tłusty. Czułam zapach sosnowych
igieł dla pamięci, cynamonu i gozdzików dla ochrony, szałwi dla mądrości i jeszcze
jakiegoś ostrego zioła, być może tymianku, który miał to wszystko połączyć. Trochę za
dużo cynamonu. Noc zaczęła nagle pachnieć szarlotką.
Zaczęliśmy smarować maścią i krwią kamień nagrobny. Nazwisko zmarłego na kamieniu
prawie całkiem się zatarło, zostały tylko płytkie wyżłobienia w marmurze. Dotknęłam ich
opuszkami palców. Estelle Hewitt. Urodzona osiemnastego, miesiąc i rok nieczytelny,
zmarła w 1866 roku. Poniżej było wyryte coś jeszcze, ale nie zdołałam już tego
rozszyfrować. Kim była? Nigdy jeszcze nie ożywiałam trupa, o którym nic nie wiedziałam.
To było raczej niewskazane, ale nic z tego, co tu teraz robiliśmy, nie uznałabym za
wskazane.
Zachary stanął przy grobie, przy jego końcu. Ja zajęłam miejsce obok nagrobka. Miałam
wrażenie, jakby pomiędzy Zacharym a mną pojawiła się niewidzialna nić. Wspólnie
zaintonowaliśmy śpiew, nie było żadnych pytań czy wątpliwości.
- Usłysz nas, Estelle Hewitt. Przywołujemy cię z grobu. Na krew, magię i stal,
przyzywamy cię. Powstań, Estelle, przybądz do nas, przybądz do nas.
Odnalazł moje spojrzenie, a ja poczułam szarpnięcie wiążącej nas niewidzialnej liny. Był
potężny. Czemu nie potrafił sam tego dokonać?
- Estelle, przybądz do nas, Estelle. Obudz się, Estelle, powstań i przybądz do nas. -
Powtarzaliśmy jej imię coraz głośniej.
Ziemia zadrżała. Koza przewróciła się na bok, gdy ziemia rozstąpiła się i ze szczeliny
wyłoniła się dłoń; rozcapierzone palce kurczowo chwytały powietrze. Po chwili pojawiła
się druga ręka i ziemia zaczęła wypluwać z siebie martwą kobietę.
Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, co było nie tak, dlaczego Zachary nie był w stanie
ożywić jej samemu. Zorientowałam się, gdzie go wcześniej widziałam. Byłam na jego
pogrzebie. Animatorów nie ma za dużo, więc gdy któryś z nas umiera, cała reszta
obowiązkowo idzie na pogrzeb. Ot tak, z zawodowej powinności. Właśnie wtedy miałam
okazję widzieć jego surowe oblicze, uróżowione i umalowane. Robiąc mu makijaż, ktoś
zbytnio się nie przyłożył. Takie przynajmniej odniosłam wtedy wrażenie.
Zombi niemal całkiem wygramolił się już z grobu. Usiadł, dysząc ciężko, z nogami w
dalszym ciągu uwięzionymi w ziemi.
Zachary i ja patrzyliśmy na siebie nawzajem ponad grobem. Jedyne, co mogłam zrobić,
to gapić się na niego jak idiotka. Był martwy, ale nie był zombi. Nigdy się z czymś takim
nie spotkałam. Dałabym głowę, że to człowiek, i cóż, mogłam się niezle przejechać.
Pleciona opaska na jego ramieniu. Magia, której nie satysfakcjonowała zwierzęca krew.
Co takiego musiał robić, aby pozostać żywym ? Słyszałam plotki o gris-gris, które są w
stanie oszukać śmierć. Plotki, mity, bajki. A może te opowieści wcale nie były tak dalekie
do prawdy?
146
Estelle Hewitt mogła być kiedyś piękna, ale sto lat leżenia w grobie w znacznym stopniu
ujmuje człowiekowi urody. Jej skóra miała szarobiały odcień, była woskowa, odrażająca i
wyglądała na sztuczną. Dłonie przyobleczone były w białe rękawiczki ubrudzone teraz
cmentarną ziemią. Sukienka była biała, z koronkami. Zapewne suknia ślubna. Boże
drogi.
Czarne włosy miała upięte w kok, kilka niesfornych kosmyków opadało na jej zeschłe
oblicze obciągnięte szorstką jak pergamin skórą. Widać było przez nią wszystkie kości,
jakby skóra była gliną nałożoną na metalowy szkielet. Oczy, ciemne i dzikie, zdawały się
wychodzić z orbit. Przynajmniej nie wyschły i nie wyglądały jak pomarszczone
winogrona. Nie znosiłam tego.
Estelle usiadła przy swoim grobie, usiłując pozbierać myśli. To mogło trochę potrwać.
Nawet świeży nieboszczyk potrzebuje paru minut, aby zorientować się w sytuacji, a co
dopiero mówić o takim trupie. Sto lat to kawał czasu.
Obeszłam grób, ostrożnie, by nie przerwać kręgu. Zachary obserwował mnie bez słowa.
Nie był w stanie ożywić tego trupa, bo sam był martwy. Potrafił radzić sobie ze świeżymi
nieboszczykami, ale nie z kimś, kto zmarł ponad sto lat temu. Umarły przywołujący
zmarłego z grobu, była w tym jakaś nieprawidłowość.
Spojrzałam na niego, patrzyłam, jak zacisnął palce na trzonku noża. Poznałam jego
sekret. Czy Nikolaos także znała jego tajemnicę? Czy znał ją ktoś jeszcze? Tak, ten kto
wykonał dla niego amulet. Gris-gris. A może ktoś jeszcze?
Zcisnęłam skórę wokół rany na przedramieniu. Przysunęłam krwawiące palce w stronę
gris-gris.
Zachary złapał mnie za nadgarstek, miał rozszerzone oczy. Przyspieszony oddech.
- Nie twoją.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]