[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swetrem i dżinsami.
 To znaczy co? Zostać na noc czy jechać?
 Wspaniale. Jeszcze teraz musi wszystko kompliko-
wać.
 Wynośmy się stąd  mruknęła.
Odwróciła się, włożyła stanik nie zdejmując ko-
szuli Joego, potem ją ściągnęła, rzuciła mu i przez
głowę naciągnęła swój poplamiony sweter. Jego wy-
gląd nie poprawił się w ciągu ostatnich godzin. Joe nie
wiedział, czy coś takiego można wybielać, ale te
plamy z błota niełatwo zejdą.
Ann Elise powinna wyglądać jak wiedzma, a tym-
czasem przypominała długonogą modelkę w tej swo-
jej bezkształtnej tunice i z rozwichrzonymi włosami.
Cholera.
 Gdzie są moje dżinsy?  wymamrotała.
Joe naciągnął koszulę, wciąż rozgrzaną ciepłem
Ann Elise, delikatnie pachnącą jakimiś jej perfumami
z lekką domieszką woni psa. Ann Elise znalazła dżinsy
i wcisnęła się w nie, potem naciągnęła zabłocone botki.
 Mowy nie ma, żeby te szczeniaki jechały na
platformie ciężarówki  rzuciła tonem nie znoszącym
sprzeciwu.
76 Dixie Browning
 Zrobię im miejsce w szoferce.
Ann Elise podniosła latarnię i rozejrzała się po
ciemnej stodole, sprawdzając, czy czegoś nie zo-
stawili. Ignorując ją, Joe zabrał koc i zarzucił go sobie
na ramię. Mogą to oboje rozegrać na zimno.
Złocista wbiegła z powrotem do środka, otrząsnęła
się, natychmiast zbliżyła się do potomstwa i obwącha-
ła po kolei szczeniaki, by się upewnić, że żaden nie
narozrabiał podczas jej nieobecności. Rzuciła do tyłu
pełne wyrzutu spojrzenie, zatoczyła koło i położyła się.
 Zrób miejsce  rzekła Ann Elise  to przeniesie-
my szczeniaki. Ona nie będzie zadowolona, ale pój-
dzie za nimi.
Joe odczekał, aż menażeria została ulokowana
z tyłu kabiny, i wtedy oznajmił:
 Muszę zatrzymać się po drodze. Chyba wiem,
kto był jej właścicielem.
Ann Elise, która sztywno siedziała obok niego,
zwlekała całą minutę z odpowiedzią.
 Ktokolwiek to jest  wreszcie przemówiła  nie
zasługuje, żeby ją mieć. Ja ją zabieram.
 Do Dallas? Dziesięć psów? Wymówią ci miesz-
kanie.
 Oczywiście, że nie tam.  Podniosła głowę, ale
nie spojrzała na Joego.  Poletko Bakerów jest do-
statecznie duże.
Wiedział, że taką nazwę nadała posiadłości swego
wujka, kiedy tylko sprowadzili się z Corpus Christi
do Mission Creek. Niewiele z niej zostało, ale i tak
była o wiele większa od mieszkania w mieście, chyba
że było przy parku.
Wigilijne spotkanie 77
 No tak. Przyjechałaś w odwiedziny, jesteś u sio-
stry razem z gromadą ludzi i zamierzasz obdarzyć ich
zapchloną suką i gromadą siusiających, piszczących
małych kundli. Czy może chcesz się gdzieś zatrzymać
i kupić ozdobne opakowanie?
Spiorunowała go wzrokiem. Niecałą godzinę temu
leżała rozpłomieniona w jego ramionach, a teraz tak
na niego patrzyła, jakby wolała wysiąść i ruszyć na
piechotę, niż spędzić dwie minuty więcej w jego
towarzystwie.
 Fajnie.  Wzruszył ramionami.  Chcesz, to je
bierz, ale najpierw zajadę tam, gdzie mieszka Wanda
i zobaczę, czy nie zaginął jej pies.
 Zwietnie, jedz.
Zastanowił się, od kiedy słowo ,,świetnie  brzmi
jak przekleństwo.
%7ładne z nich nie odezwało się do chwili, kiedy
dotarł do końca zarośniętej błotnistej drogi, wiodącej
do asfaltowej szosy.
 Skręć w lewo  warknęła.
Skręcił w prawo.
 Tam jest mój samochód, nie pamiętasz? Czy też
mam wysiąść i iść na piechotę?
 Z ładunkiem czy bez?  Wskazał ruchem głowy
tylne siedzenie, gdzie odgłosy mlaskania wskazywały
na kąpiel albo na kolację.
 Z ładunkiem  odrzekła i westchnęła.  Tak
myślę.
 Słuchaj, nie sprzeczajmy się, dopóki nie wiemy
o co, dobrze? Wanda mieszka w osiedlu domów na
kółkach w bok od Wheeler Road. Najpierw tam
78 Dixie Browning
zajrzymy. Jeżeli Złocista jest jej psem, to sprawa
załatwiona.
 To niczego nie załatwi. Najwyrazniej pies był
zaniedbywany. Ma robaki, pchły, chore uszy i za-
infekowane oczy. No i nawet nie ma obroży.
 Wyluzuj trochę, dobrze? Wanda to całkiem miła
kobieta.
Sprawa dyskusyjna, ale przecież nie znał dobrze
rozwódki, która w dzień pracowała w knajpce Har-
ry ego i od czasu do czasu na noc przyjmowała gości.
Spędził dwa lata temu niespecjalnie pamiętne pół
godziny w jej łóżku, zostawiwszy bardzo hojny
napiwek. Przyglądała się mu z wygniecionej pościeli,
widocznie zdając sobie sprawę, że więcej do niej nie
wróci.
Ale była fantastyczną kelnerką.
 Wstrzymam się z opinią.  Ann Elise skrzyżo-
wała ręce na piersiach i siedziała z nieprzeniknioną
miną.
 Aadny zachód słońca  zauważył Joe, skręcając
w Wheeler Road. Słońce już się skryło za horyzontem,
ale czerwone i złote promienie rysowały się ukośnie
na niebie w pogoni za szybko przemieszczającym się
wałem chmur, które w ciągu ostatnich dwudziestu
czterech godzin omal nie zatopiły okolicy.
Plastykowy worek przeleciał przez szosę i zaplątał
się w bezlistny krzak. Minęli mały bungalow, gdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl