[ Pobierz całość w formacie PDF ]
napełniając szklaneczkę do pełna, a jeśli chodzi o procent
alkoholu umieszczony na nalepce, cóż, na tamtym etapie
mojego życia taka informacja nic mi nie mówiła.
Wzięła łyk, wykrzywiając się na smak pierwszego
mocnego alkoholu.
- Ohyda. - Wierzchem dłoni wytarła usta, zamiast
jednak odepchnąć ze wstrętem szklankę, chwyciła ją
z powrotem, oglądając z bliska, jakby to była jakaś
szkolna przeciwność losu, którą można pokonać samym
wzrokiem. - Dziwne - powiedziała. - Na początku to jest
naprawdę ohydne. Ale potem zaczyna czuć się jeżyny
i wtedy jest całkiem w dechę.
Nigdy dotąd nie słyszałam, żeby moja siostra sztyw-
niaczka używała takich wyrażeń jak całkiem w de
chę". Robiło się ciekawie i szło dokładnie po mojej
myśli. (Nie żebym miała jakiś konkretny plan, chciałam
po prostu, żeby coś się działo).
Sophie pociągnęła następny łyk, tym razem większy,
potem machnęła w moim kierunku pustą do połowy
szklaneczką.
- A ty sobie nie nalejesz?
- Jasne, że tak. Chciałam cię tylko trochę rozkręcić.
58
Widzisz, na tym właśnie polega zabawa w barmana
i gościa.
Odegrałam scenę szukania drugiej identycznej szkla
neczki. W szafce pod bufetem było ich jeszcze jedenaście
z tego samego kompletu, ale wzięłam mały kieliszek do
wódki.
- Dziwne - powiedziałam, napełniając po wrąb jej
szklankę i swój kieliszek - ale zdaje się, że taka jak twoja
jest tylko jedna. Trudno, będę sobie po prostu częściej
dolewała.
Ale nie robiłam tego. Dolewałam jej i sobie w równym
tempie, czyli na każdą jej setkę snapsa" wypadała moja
dwudziestka piątka. Przy trzeciej kolejce zaczęłam się
czuć bardzo nieswojo. Miałam kompletną pustkę w gło
wie, raz tylko zaświtała mi myśl, że skoro mnie tak
wzięło, Bóg jeden wie, co dzieje się z Sophie, która miała
nade mną przewagę" cztery do jednego.
Wyglądało na to, że ona też zaczyna się czuć nieswojo.
Leżała na kanapie w odwróconej pozycji, zupełnie jak
jedna z figur w kartach tarota, wisielec, czy jak mu tam. Jej
potargane włosy zwisały na dywan, na białej nocnej
koszuli, zadartej do samych bioder, były purpurowe
plamy. Gołe nogi sterczały nad oparciem kanapy, palce
stóp tańczyły w rytm przypominający charlestona. Za
każdym razem, kiedy próbowała coś wymamrotać, ges
tykulowała prawą ręką, wprawiając napełnioną do poło
wy szklaneczkę w szybkie, miarowe kołysanie nad kre
mową kanapą naszej matki.
- Wiesz co, Jane... - zaczęła.
- Soph, uważaj na szklankę - upomniałam ją po raz nie
wiadomo który, przytrzymując jej rękę.
Siedziałam po turecku na podłodze i kiedy patrzyłam
na odwróconą twarz mojej siostry, nareszcie ożywioną
jakimś kolorem, po raz pierwszy wydała mi się prawie
ładna.
- Wiesz, Jane... Ja się wcale nie cieszę, że jestem
59
pupilką mamy. Nie wiem, jak to się wszystko zaczęło.
Naprawdę myślisz, że to zabawne czuć się, jakbyś bez
przerwy musiała być doskonała?
I to był dokładnie ten moment, w którym dojrzewające
we mnie owego wieczoru uczucie w pełni się skrys
talizowało. Dokładnie w tamtym momencie po raz pierw
szy kochałam swoją siostrę.
- Mówisz serio, że to cię nie cieszy?
- Kurczę, nie. - Potrząsnęła synchronicznie głową
i szklaneczką, wpadając z powrotem w tę lingwistyczną
czarną dziurę swojej osobowości, z której wydobyła nieco
wcześniej całkiem w dechę". Beknęła, zasłaniając ręką
usta o wiele za pózno. - Nie znoszę tego. - Teraz Sophie
Bez Skazy nie była nawet w stanie mówić pełnymi
zdaniami.
Siostrzana więz jeszcze bardziej się umocniła.
Upiekłyśmy jakiś krzywy tort, robiąc nieprawdopo
dobny bałagan w kuchni, potem poprzestawiałyśmy meb
le w całej gościnnej części domu. Gdy na zakończenie
zabawy Sophie zwróciła trochę jeżynowego snapsa", ja,
chroniąc przed skalaniem jej włosy, po raz pierwszy
z życiu czułam się jak prawdziwa siostra.
W końcu poszłyśmy spać.
- Dobranoc, Jane - mruknęła sennie Sophie, kiedy
zapakowałam ją do łóżka. - Kocham cię. -I przekręciła się
na bok.
- Dobranoc, Soph - powiedziałam miękko, postępu
jąc z największą ostrożnością. - Ja też cię lubię.
Potem się wycofałam do swojego pokoju, sąsiadujące
go przez ścianę z pokojem Sophie.
Rano, kiedy matka zobaczyła pobojowisko i otwarty
barek (w nocy po swoim powrocie nie zapaliła świateł),
udała się natychmiast do pokoju Sophie.
Słyszałam stłumione głosy, ale nie byłam w stanie
wychwycić słów, dopóki Sophie się nie wydarła: Ale to
był pomysł Jane!"
60
Fakt, że wkrótce potem usłyszałam, jak znów haftuje
w toalecie, nie wpłynął łagodząco na fakt, że z powrotem
zaczęłam nienawidzić Sophie.
Blisko dwadzieścia lat pózniej moje uczucia wobec
Soph trochę się zmieniły.
Była pogodna czerwcowa sobota, początek mojego
trzeciego miesiąca", a ja zaprosiłam na drugie śniadanie
matkę i Sophie. Pomyślałam, że skoro powiedziałam już
wszystkim z pracy (łącznie z tymi, których nie lubiłam,
nawet Stanowi z księgowości), równie dobrze mogłam
powiedzieć swojej matce i siostrze, zanim ta wieść dotrze
do nich pocztą pantoflową.
Zaopatrzyłam się w pokazny zapas bezkofeinowych
herbatek, z myślą o Sophie i jej stosownych dla Statecznej
Ciężarnej Damy zasadach odżywiania, oraz wystarczają
cą ilość ciastek wielkości połowy ludzkiej głowy dla mojej
matki.
Więc, jakżeby inaczej, moja matka się nie zjawiła.
- Jak to: nie przyjdzie?! - wydarłam się na Sophie, gdy
reszta jej ciała wtoczyła się za nabrzmiałym brzuchem do
mojego pokoju dziennego.
W każdej innej sytuacji ucieszyłabym się, widząc, że
hormony ciąży odebrały zdrowy połysk jej włosom, ale
byłam zbyt zajęta przeżywaniem dziecinnego rozczaro
wania, żeby odnotować z satysfakcją, że ciąża pozbawiła
ją nieprzeciętnego wyczucia stylu, który zawsze miała.
Workowata bluzka z kokardką przy kołnierzyku dowo
dziła niezbicie, że nadmiar progesteronu może być bar
dzo niebezpieczny.
- Jak to: nie przyjdzie? - powtórzyłam pytanie, gdy
Tony usadził ją na mojej kanapie, pocałował w czubek
głowy i obiecał odebrać za godzinę. Po czym uciekł.
- Przykro mi, Jane - powiedziała mało przejętym
głosem - ale naprawdę nie może. Kazała cię przeprosić,
ale kiedy zgodziła się przyjść w sobotę o jedenastej, po
61
prostu zapomniała, że w soboty o jedenastej umawia się
na manikiur.
- Na manikiur? Ale ja mam ważną sprawę!
- Oho! Ważną, naprawdę? Mogłaś powiedzieć coś
przez telefon zamiast robić z tego tajemnicę. Czy ty zawsze
musisz grać Matę Hari? Jeśli jesteście wolne o jedenastej
w sobotę, byłoby miło, gdybyście do mnie wpadły".
Dlaczego nie powiesz, że to ważne, jeśli jest ważne? Boże!
- Co z tobą, Soph, masz za ciasny biustonosz?
- Nie. Po prostu znów muszę zrobić siku, po raz
czterdziesty dzisiejszego dnia. Pozwolisz? - spytała, po
wracając do typowego dla siebie stanu mdłej łagodności.
Podzwignęła się na nogi i z jedną ręką na krzyżu
poczłapała do łazienki. Wyglądała, jakby się miała lada
moment rozsypać, a była w siódmym, może w ósmym
miesiącu.
Wróciła po chwili, z ręką na brzuchu i odzyskanym
błogim uśmiechem.
- Och, teraz mi dużo lepiej. - Umościła się z powrotem
na kanapie, a ja nalałam jej do kubka rumiankowej
herbaty. - Więc powiedz mi, Jane, co to za ważna sprawa,
dla której potrzebowałaś tak strasznie nas obu?
- Kiedy ostatnio - zapytałam wojowniczym tonem
- zaprosiłam tutaj was obie?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]