[ Pobierz całość w formacie PDF ]

plotkarskie miasteczko jeszcze nic nie wie, bo chyba bym oszalała.  Sylwia popatrzyła
w oczy obejmującego ją mężczyzny.  Coś się dzieje? Jesteś jakiś dziwny.
 Nie. Nic się nie dzieje, maleńka.  Pochylił głowę i pocałował ją w usta.
Nic się nie dzieje, oprócz tego, że jestem w tobie cholernie zakochany...
Ta myśl kołatała mu się w głowie, gdy niósł Sylwię do sypialni i kochał, a każde jej
westchnienie, jęk i drżenie odbierał jako osobiste wyznanie. Uwielbiała jego dłonie i usta,
i to, co jej nimi robił, a on... on uwielbiał ją całą, chciał jej ciała, umysłu, wszystkiego.
Lecz czy wszystko to teraz w ogóle możliwe? Czy jednak na sam koniec nie zostanie mu
nic, a serce, które na nowo uczyło się miłości, zapomni tę jedyną lekcję, którą podarował
mu los?
Monika drżała z zimna, bo w zawilgoconej altanie nie było żadnego ogrzewania. Jedyne,
o czym myślała, to stan dziecka i to, że sama się zaziębi, zachoruje, co odbije się na ciąży.
Myślała o Jarku. Przypuszczała, że jest bezpieczny, że to był tylko pretekst, aby zwrócić
jej uwagę. I wykorzystać. Nie zamierzała się poddać ani popaść w histerię, bo to do
niczego by jej nie doprowadziło, a tylko zaszkodziło. Zaczęła chodzić energicznie po małym
pomieszczeniu i rozcierać zziębnięte dłonie. Okryła się starym kocem, który pachniał
nieszczególnie, ale nie miała innego wyboru. Zjadła w końcu zimną bułkę, wypiła wodę
i jeszcze raz analizowała sytuację, w której się znalazła. To musiała być pomyłka, nie
widziała innego wytłumaczenia. Nie była nikim ważnym, nie miała pieniędzy, nie miała
wrogów... Zatrzymała się na chwilę. Czy na pewno? Rudzka, skup się! Komu zależałoby
na tym, aby stała ci się krzywda, kto naprawdę cię nienawidził? Czy jest ktoś, kto
chciałby cię zranić, skrzywdzić? Przecież w życiu nikogo nie zraniłaś! Byłaś zwykłą
kobietą z małego miasteczka, nikomu nie wadziłaś, byłaś przezroczysta, na chwilę cię
dostrzegali, gdy pojawiał się koło ciebie... On. Złoty chłopiec.
Monika potarła skronie. Złoty chłopiec. Grzesiek. Jezu... Była tylko jedna osoba, która
życzyła jej wszystkiego najgorszego. Poczuła dławienie w gardle. I w tym momencie
otworzyły się drzwi i stanął w nich nieznajomy mężczyzna. Miał czarne włosy i brązowe
oczy, które patrzyły na nią z jakimś dziwnym blaskiem. Poczuła strach.
 Nie mówili mi, że jesteś taka ładniutka.  Uśmiechnął się i wszedł do środka,
starannie zamykając za sobą drzwi.
Przyjaciel w potrzebie jest lepszy niż cisza morska po burzy
EURYPIDES
ROZDZIAA 19
Grzesiek siedział w szarym pokoju na komisariacie w Wałbrzychu i czekał na
podkomisarz Chorodyńską. Tysiące myśli kołatało mu się po głowie. Miał wrażenie, że
zaraz postrada zmysły.
 Pan Czarniewski?  Rudowłosa weszła do pomieszczenia i spojrzała na niego
brązowymi oczami. Poczuł się tak, jakby przyłapano go na gorącym uczynku.
 Pamięta pani moje nazwisko?
 Jestem policjantką. O co chodzi?  Usiadła po drugiej stronie biurka.
 Chciałem się dowiedzieć, co zamierzacie w sprawie Moniki Rudzkiej?
 Zdaje się, że nie jest pan członkiem rodziny.  Zmarszczyła brwi.
 Nie. Ale jestem jej przyjacielem. I bardzo się martwię. I jeśli mógłbym w czymś
pomóc...
 Rozumiem. Ale nic więcej nie jestem w stanie panu powiedzieć. Prowadzimy działania
operacyjne. Niedługo minie czterdzieści osiem godzin, wówczas przyjmiemy oficjalne
zgłoszenie o zaginięciu. Ale i tak już sprawdzamy pewne tropy. To wszystko.
 Ale ona jest w ciąży. Może gdzieś zasłabła, może ktoś się nią zaopiekował? Jakbyście
to ogłosili...
 Panie Czarniewski.
 Grzesiek. Mam na imię Grzesiek.
 Panie Grzegorzu. Proszę nam zaufać. Znajdziemy panią Rudzką.  Rudowłosa
przenikała Grześka spokojnym wzrokiem, a on poczuł się dziwnie uspokojony.
 Zostawię swój numer. Gdyby coś...
 Jestem w kontakcie z panem Mincem.  Westchnęła.
 Nie przepadamy za sobą  mruknął, podając podkomisarz swoją wizytówkę.
 Czy dobrze rozumiem, że pan Minc jest teraz z panią Rudzką, a wcześniej pan był
jej...
 Chłopakiem. Dawne czasy. Ale wciąż się przyjaznimy.
 A mogę wiedzieć, jaka jest teraz pana sytuacja osobista?  Zainteresowała się.
 Jestem po rozwodzie. Moja żona wyjechała za granicę.
 I nie zna pan nikogo, kto mógłby mieć jakiekolwiek żale czy pretensje w stosunku do
Moniki Rudzkiej? Jakieś zadawnione krzywdy?
Grzesiek poczuł ukłucie niepokoju.
 Nie... nie znam...
Podkomisarz Chorodyńska utkwiła w nim świdrujący wzrok, aż poczuł się niepewnie.
Ta kobieta miała prawdziwie policyjnego nosa. I te oczy... Zwiętego by zmusiła do
wyjawienia tajemnic.
 Jest w sumie coś. Ale to musi pozostać między nami.
 Nie mogę tego panu obiecać. To zależy, jak wpłynie na dalszy tok tej sprawy  odparła
natychmiast twardo.
Grzesiek pokiwał głową. Nieważne... Coś go gnębiło, męczyło. Nie mógł tego powiedzieć
nikomu, zdecydował się wyjawić prawdę tej policjantce o przenikliwym spojrzeniu.
 Dobrze. To pewnie nie ma znaczenia, ale...
Monika patrzyła na swego prześladowcę szeroko otwartymi oczami. Wiedziała, że
wyziera z nich przerażenie, czym wyraznie upajał się porywacz.
 Nie bój się, ślicznoto. Nie zrobię ci krzywdy.  Podszedł do drżącej dziewczyny
i odgarnął jej włosy z policzka.
 Proszę, wypuść mnie  powiedziała cicho, modląc się o zachowanie spokoju.
Mężczyzna roześmiał się gardłowo.
 Zlicznoto, nie ma opcji. Poza tym jesteś, jakby tu powiedzieć, u nas w komisie. 
Usiadł koło Moniki, która odsunęła się najdalej, jak mogła.
 O czym mówisz?
 Jeszcze nie wpłynęła kasa za ciebie. Tak więc  uniósł brew  w sumie mogę uznać, że
coś mi się należy.
Wiedziała, o co mu chodzi, dostrzegała to w jego zimnych, a jednocześnie teraz bardzo
rozpalonych oczach. Wzięła głęboki wdech.
 Jestem w ciąży  szepnęła.
 Tym lepiej. Nie będę się musiał o nic martwić.  Uśmiechnął się i w tym momencie
przygniótł ją ciężarem swojego ciała do twardego materaca.
Monika usiłowała się wyrwać, ale nie mogła nawet się poruszyć.
 Nie rób cyrków, przecież wiesz, że nie dasz rady. Obiecuję, że będę delikatny. Prawie.
 Uśmiechnął się i niemal jednocześnie zmiażdżył jej usta swoimi, wpychając do środka
język. Dziewczyna modliła się tylko o to, aby nie zemdleć, co może mogłoby się okazać
błogosławieństwem dla niej, ale z pewnością nie dla dziecka. Myślała wyłącznie o tym.
Poczuła dłoń wsuwającą się pod spódnicę i zrozumiała, że w tej chwili nic jej nie uratuje.
Jednak w tym samym momencie z hukiem otworzyły się drzwi i do środka wpadł
ciemnowłosy, który wcześniej jej pilnował.
 Jugol, kurwa!!!
Monika nagle mogła swobodnie oddychać, bo niedoszły gwałciciel został siłą z niej
zerwany i rzucony na przeciwległą ścianę.
 Odpierdol się, Morus! I tak za nią jeszcze kasy nie dostaliśmy. Ta dziwka obiecała...
 Zamknij się! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl