[ Pobierz całość w formacie PDF ]
są takie, jakimi być powinny. Gdybyś miał uszy takie, jak ten chłopiec, byłbyś najurodziwszym
młodzieńcem na świecie i każda córka królewska wzięłaby ciebie za męża.
Ejże! zdumiał się Goliat. Bardzo to rozsądnie powiedziałaś. A gdybym to
zjadł, co trzymasz w ręku, czy stałbym się piękniejszy?
O, tak! Gdybyś to zjadł od razu i popił wielką ilością wody, i położył się brzuchem na
piecu, stałbyś się w krótkim czasie tak pięknym, że słońce zgasłoby przy tobie.
Chciałabyś tego?
Bardzo bym tego chciała, bo pragnę, aby mój mąż był najpiękniejszym na świecie.
Och! och! wrzasnął potwór. Daj mi to czym prędzej.
O, nie, panie! muszę z rozkazu twojej matki dać to temu chłopcu.
Jemu? Niech gryzie kamienie, a nie takie smakołyki. Dawaj to czym prędzej, bo chcę
być pięknym.
Wyrwał jej z rąk drożdże i połknął, kłapnąwszy kłami z wielkiego ukontentowania.
Wody, wody, jak najwięcej wody! ryknął.
Chwycił beczkę deszczówki, przechylił ją i wypił do ostatniej kropli.
Czy piec gorący?
Tak, panie! Połóż się na nim czym prędzej, aby czar działał.
Potwór zniknął w głębi lepianki. Oni czekali długo, nie śmiejąc wyrzec ani słowa.
Mijały godziny. Wreszcie z lepianki zaczęły się dobywać straszne jęki i narzekania, a po chwili
wyczołgał się z niej Goliat, lecz jakże zmieniony! Przed nim toczył się brzuch, potwornie
wydęty, i rósł coraz bardziej.
Robak wyjrzał z ukrycia i kiwnął z uznaniem głową.
Bardzo wypiękniał, w istocie! zaśmiał. się cicho.
Oj, oj, oj! stękał Goliat. Co się ze mną dzieje? Oj, nie wytrzymam! Gwałtu!
rety! Przeklęta dziewczyno! Oj, oj!
Nagle, jakby ktoś uderzył w straszliwy bęben, ozwał się huk przerazliwy: to imci Goliat,
nadziany drożdżami, pękł z takim trzaskiem, że zdawało się ziemia zadrżała; rozleciał się na
kawałeczki, które spadały daleko poza obejściem.
Zosia trzęsła się z przestrachu jak liść; Janek zamknął oczy, myśląc, że się wszystko
wali. Tylko Robak, wylazłszy z ukrycia, obwieścił triumfalnie:
Melduję posłusznie, że drugi numer z menażerii rozpuknął się z wielkiej złości.
IV
Zosia tak była przejęta tym, co się stało, i tak zdumiona nagłym zniknięciem Goliata, że
patrzyła dokoła siebie szeroko otwartymi oczyma, jak gdyby nie wiedziała ani gdzie się
znajduje, ani co się z nią dzieje. Toteż jakby z wielkiego oddalenia usłyszała głos Robaka,
który, ogłosiwszy zwycięstwo, mówił:
Sądzę, panienko, że nie zrobiłabyś Jankowi zbyt wielkiej przykrości, uwolniwszy go
z więzów. Zrobiłbym to sam, ale samymi zębami robi się takie rzeczy trudniej.
Och, tak! zawołała dziewczyna, wracając do. przytomności.
Rozwiązała szybko sznury na rękach i nogach Janka i pomogła mu stanąć na nogach.
Chłopak chwiał się i słaniał, wciąż się więc o nią opierał.
Dziękuję ci, droga siostrzyczko rzekł ale ledwie stoję na nogach.
Widzę wtrącił wesoło Robak oczywistą moją wyższość w tym wypadku, bo
łatwiej utrzymać się na czterech nogach niż na dwóch. Zawsze to co pies to pies!
Zaczęli się śmiać i z radości, i z wielkiego szczęścia.
Uciekajmy rzekł Janek uciekajmy czym prędzej.
O, tak zawołała dziewczyna uciekajmy!
Szczęśliwej drogi! rzekł Robak bo ja tu zostanę.
Spojrzeli na niego ze zdumieniem.
Chcesz nas opuścić?
Bynajmniej, ja nie jestem rozsądkiem, który tak łatwo opuszcza człowieka
odrzekł Robak.
Taki mądry pies, a głupstwa gada rozgniewał się Janek. Szkoda każdej chwili,
a on marudzi. Czy ci niemiłe życie? Czy chcesz, aby czarownica, powróciwszy, pomordowała
nas wszystkich za to, co się stało?
Bardzo nie lubię być zamordowanym odrzekł Robak ale właśnie będę
zamordowany, jeśli pójdę z wami.
On oszalał z radości! krzyknął Janek.
Ale dlaczego chcesz zostać, Robaczku? zapytała słodkim głosem dziewczyna.
Na mądre pytanie należy mądrze odpowiedzieć. Otóż tak: uciekniemy dobrze!
ale przed kim uciekniemy? przed czarownicą? Sowa szybko lata i bezgłośnie, dogoni nas,
kiedy zechce, i jakimiś czarami zamęczy nas na śmierć. Będzie nas gonić na koniec świata, aż
wreszcie dogoni, kiedy popadamy ze zmęczenia.
On jest pełny mądrości! zawołała Zosia,
Może dlatego tak chętnie pchły na mnie siadają mruknął Robak.
Przebacz mi, przyjacielu drogi rzekł Janek że się na ciebie rozgniewałem. Daj
łapę na zgodę!
Przednią czy tylną? zaśmiał się Robak. Zgoda, niech będzie zgoda!
Więc co ty radzisz uczynić?
Co uczynić, to ja wiem, tylko nie wiem, jak? Trzeba zostać i unieszkodliwić
czarownicę, aby nam życia nie zatruła. W tym rzecz.
Ale jak to zrobić?
Może rzekła nieśmiało Zosia pan Robak tak zrobi, żeby się najadła drożdży i
żeby&
O, słodka panienko przerwał jej Robak gdybym nie był taki przez pół zdechły,
tobym na cześć twoją odtańczył starodawny taniec, tańczony w mojej rodzinie w wyjątkowych
okazjach. Dobre ty jesteś dziecko, ale nie znasz się na chytrościach. Z czarownicą taka sztuka
się nie uda! Goliata można było ocyganić, bo to wielki był bęcwał, mocny, ale głupi, ale jego
mamusia nie jest w ciemię bita. Ale już za to samo, że biednego kundla nazwałaś panem, coś
muszę wymyśleć. Jestem ja wprawdzie taki pan, z którego sierść oblazła, ale zawsze miło to
usłyszeć. Powiedz mi, kiedy ona wróci?
Ja myślę, że o zmroku, bo sowa w dzień nie widzi.
Do nocy jeszcze daleko mruczał Robak, srodze zamyślony. Więc przede
wszystkim trzeba wypocząć. Wy posilcie się, moje dzieci, i idzcie spać, a ja tu zostanę na
straży. Kiedy będzie trzeba, to was obudzę.
A ty, Robaczku?
Ja się też zdrzemnę, ale tylko lewym okiem, a prawym będę szukał sposobu na
czarownicę.
Zmieszny pies! rzekł Janek idąc ku szopie.
Kochany, drogi pies! dodała Zosia.
Robak, kiedy został sam, obiegł wszystkie kąty, wszędzie zajrzał i w każdą szparę
wetknął ciekawy swój nos. Potem, mocno zafrasowany, położył się w cieniu, czujny na każdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]