[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Strauss wysiadł z samochodu i podszedł do pilnującego wjazdu mężczyzny.
Tamten zasalutował z szacunkiem. Przez chwilę rozmawiali po hebrajsku.
Anderson domyślił się, że mówią o nim. Został poproszony o opuszczenie samochodu, a jego torbę lotniczą
przeszukano.
- Mam nadzieję, że wybaczy pan tę nieuprzejmość  powiedział Strauss, gdy przejechali przez bramę.
- Oczywiście.
Przez tereny uniwersytetu wiodła obsadzona drzewami aleja.
Po drodze Strauss objaśniał Andersonowi, co mieści się w mijanych budynkach.
Zatrzymali się przed administracją i spędzili pół godziny nad  robotą papierkową . Potem udali się do
wielopiętrowego gmachu akademii medycznej.
Bezszelestnie poruszająca się winda szybko dotarła na szóste piętro, gdzie mieściło się laboratorium Straussa.
Anderson został przedstawiony kilku osobom w białych fartuchach, ale wątpił, czy zdoła zapamiętać choćby
jedno z dziwnie brzmiących nazwisk.
- Zna pan już doktora Cohena - powiedział Strauss.
- W istocie.
Cohen skinął głową. Nawet się nie uśmiechnął.
Ostatnią osobą, którą przedstawiono Andersonowi, była kobieta w wieku około trzydziestu lat.
- To moja prawa ręka - oznajmił Strauss, uśmiechając się szeroko i otaczając kobietę ramieniem. -
Przedstawiam panu moją asystentkę, Myrę Freedman.
Anderson i kobieta wymienili uścisk dłoni. Anderson pomyślał, że uśmiech na twarzy asystentki Straussa
wygląda na szczery.
- Miło mi pana poznać, doktorze - powiedziała.
Andersona zdumiał jej amerykański akcent. Ze wszystkich osób, które dotychczas poznał, Myra Freedman
najbardziej przypominała typową %7łydówkę.
Była niska, miała żółtawy odcień skóry i kręcone, ciemne włosy sięgające ramion. Na szyi i przegubach obu
rąk nosiła złote ozdoby.
- Jest pani Amerykanką? - zapytał, zdradzając swoje zaskoczenie.
Myra roześmiała się, odsłaniając ładne zęby.
- Z Chicago.
W gabinecie Straussa odezwał się telefon. Profesor przeprosił i zostawił Andersona sam na sam z Myrą.
- A czego, może tu szukać Amerykanka? - zapytał Anderson.
- Była Amerykanka - poprawiła Myra z naciskiem. W jej głosie czaiła się drwina. - Od dwóch lat jestem
obywatelką Izraela. Sam i ja zdecydowaliśmy przed dwoma laty, że nadszedł właściwy moment.
To imię coś Andersonowi mówiło.
- Sam Freedman? Ten naukowiec? Biochemik?
Kobieta uśmiechnęła się.
- Ten sam.
- Ale co taki... - Zaczął Anderson i za pózno ugryzł się w język.
Myra Freedman dokończyła pytanie za niego.
- Chciał pan zapytać, co skłoniło naukowca kalibru Sama do rzucenia wszystkiego i przyjazdu do tak mało
atrakcyjnego zakątka świata jak Izrael?
- Przepraszam... Nie chciałem pani urazić.
- Niech pan nie przeprasza i nie myśli, że nie zadaję Sobie takiego samego pytania, kiedy temperatura
przekracza sto dwadzieścia stopni Fahrenheita, wilgotność powietrza osiąga sto procent i klimatyzacja nie
działa, bo akurat odcięli dopływ prądu. Trudno nie mieć wątpliwości. Ale oboje jesteśmy %7łydami i uznaliśmy,
że słowne deklaracje popierające Izrael nie wystarczą.
To państwo potrzebuje nie tyle uciekinierów gnębionych przez niektóre reżimy, przesiedleńców i
bezpaństwowców, którzy pragną zacząć życie od początku, ile uznanych fachowców, którzy naprawdę chcą tu
coś tworzyć. Ludzi, którzy podniosą rangę izraelskiej nauki, medycyny czy sztuki w oczach świata.
Ludzi, którzy zbudują infrastrukturę naszej przyszłości. To chyba ma sens, prawda?
Anderson przyznał, że ma, po czym zapytał, czy mąż Myry również pracuje na uniwersytecie.
- Nie. Sam jest dyrektorem Instytutu Kalmana w Haderze. To przedsiębiorstwo komercyjne. Wykonuje
badania na zlecenie. Ale Sam wciąż prowadzi badania naukowe.
- Podoba mu się tutaj? A pani?
- Oboje jesteśmy zadowoleni - uśmiechnęła się Myra.  W Izraelu nie siedzi się z założonymi rękami i nie
prowadzi nie kończących się dyskusji. Tutaj się działa.
Strauss powrócił z gabinetu i zatarł ręce.
- Widzę, że poznajecie się coraz lepiej - powiedział z zadowoleniem. - To dobrze. Prosiłem Myrę, żeby
pomagała panu w pańskich eksperymentach - wyjaśnił, zwracając się do Andersona. - Sądzi pan, że będziecie
mogli razem pracować?
- Jestem tego pewien - odrzekł Anderson, spoglądając na Myrę z uśmiechem. Ona też się uśmiechnęła.
- To dobrze. Zostawię was teraz samych, żebyście mogli omówić szczegóły.
Może porozmawiamy, kiedy skończycie?
- Oczywiście - odrzekł Anderson.
Myra wyciągnęła notes i zaczęła zapisywać dane dotyczące badań, które zamierzał przeprowadzić Anderson
podczas swojego pobytu. Omówili sprawy związane z przygotowaniem odpowiedniego szkła laboratoryjnego i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl