[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zawsze lubiłeś rozpakowywać prezenty, a także je dawać.
Przez głowę przemknął jej obraz kompletu czerwonej
bielizny, ale natychmiast wyrzuciła go z pamięci. Nie było
sensu odgrywać tamtych scen w Boże Narodzenie, kiedy w
każdej chwili ktoś mógł wejść... Choćby Zwięty Mikołaj.
- Ale by się zdziwił. - Uśmiechnęła się do siebie. -
Chcesz, żebym pomogła ci to rozpakować?
Umieściła jeden z pakunków na łóżku obok Maca,
położyła na nim jego dłoń i zaczęła rozdzierać papier.
Znajomy odgłos sprawił, że Mac uchylił powieki, po czym na
chwilę otworzył szeroko oczy, jakby jego uwagę przyciągnął
widok złotych gwiazdek na połyskującym, ciemnozielonym
tle.
- Zaraz się pozbędziemy tego papieru - oznajmiła Kara.
- Wiem, że chciałbyś jak najszybciej zajrzeć do środka.
Może zrobimy to obiema rękami?
Mac zawsze był oburęczny i według Mike'a miało to
prawdopodobnie duży wpływ na sposób, w jaki jego mózg
reagował na różnorodne bodzce podczas terapii. Kara zawsze
żartowała, że posługując się równie sprawie obiema rękami,
Mac może rozpakowywać prezenty dwa razy szybciej niż inni.
- Szlafrok - wyjaśniła. - Nie jest to może zbyt oryginalny
prezent, ale za to ten szlafrok jest z czystego jedwabiu.
- Przesunęła jego dłonią po delikatnym materiale, aby
wyczuł palcami wzór przedstawiający smoki. - Widzisz, jaki
miękki? - Pogładziła rąbkiem szlafroka jego policzek, a potem
dotknęła ramion i klatki piersiowej. - Jest cudowny, prawda?
Drgnęła zaskoczona, gdy Mac nagle jęknął, jakby w ten
sposób chciał przyznać jej rację.
- Podoba ci się, Mac? Mam zrobić to jeszcze raz?
Ponownie przytknęła materiał do jego twarzy, przesunęła
delikatnie po czole i policzkach. Mac zamrugał powiekami,
nie otwierając ich jednak do końca.
- Jest jakby jednocześnie ciepły i chłodny, prawda? -
rzekła, przyglądając się gęsiej skórce na jego piersi. Dopiero
po chwili uświadomiła sobie, że objaw ten występuje w
równej mierze po obu stronach jego ciała. - O rany, Mac!
Muszę powiedzieć o tym Mike'owi.
Miękkie i delikatne... Gładzi mnie czymś miękkim i
jedwabistym, że aż dostaję dreszczy.
Sprawia to także jej głos... lekko zachrypły... Wydaje mi
się, jakby on też dotykał mojej skóry.
Czy jej dłoń jest tak gładka jak ten materiał, którym mnie
dotyka? A może jeszcze delikatniejsza.
Ona wciąż do mnie przemawia. Chyba nawet widziałem ją
przelotnie... Nie wiem, czy to była ona, czy też jakiś
ciemnowłosy anioł siedział koło mnie; nie mogłem skupić
wzroku...
Nie rozumiem, dlaczego wciąż otacza mnie jakaś pustka,
która oddziela mnie od tego, co dzieje się dookoła. Czuję, jak
Kara mnie dotyka, ale wydaje mi się, jakby działo się to
gdzieś daleko; jakbym był otoczony kokonem, który odgradza
mnie od otoczenia.
Tam, gdzie jestem, czas nie ma znaczenia. Nie mogę
niczego zmienić. Gdyby tylko potrafiła rozedrzeć ten kokon i
zmusić mnie, abym przedostał się do świata, w którym ona
żyje...
- Do dwunastej jeszcze tylko parę godzin i będziemy
mieli Nowy Rok - oznajmiła Kara, sadowiąc się wygodnie na
krześle.
Przez cały dzień czuła się bardzo podekscytowana. Nie
mogła usiedzieć na miejscu. Chodziła w kółko po pokoju
Maca i w końcu zmusiła się, aby usiąść.
- Chciałabym, żeby dwa następne tygodnie minęły jak
najszybciej - stwierdziła. - Wyglądam jak hipopotam i
poruszam się z wdziękiem słonia. Kiedyś nie mogłam
zrozumieć, dlaczego wszystkie kobiety tak narzekają pod
koniec ciąży, no i teraz już wiem.
Kilka godzin wcześniej zaczął boleć ją krzyż, a teraz
poczuła przesuwającą się falę skurczów mięśni i nagle
zrozumiała, dlaczego czuje się tak zle.
- Ciekawe, czy to tylko fałszywy alarm, czy też naprawdę
się już zaczyna? - powiedziała, śmiejąc się nerwowo. - Trochę
byłoby dziwne, bo główka nie jest jeszcze odpowiednio
ustawiona. W każdym razie, jeśli skurcze zaczną pojawiać się
regularnie, może się okazać, że będzie to jedno z pierwszych
dzieci, które urodzą się na początku nowego tysiąclecia.
Zanotowała godzinę skurczu i zaczęła prowadzić kolejny
monolog. Przyzwyczaiła się już do tego, że Mac nie ma
zwyczaju jej odpowiadać. Dziś jednak czuła się dziwnie
rozkojarzona.
Drugi skurcz poczuła po dwudziestu minutach, trzeci po
piętnastu, a w ciągu następnych godzin kolejne zaczęły
pojawiać się regularnie co dziesięć minut.
A więc nie był to fałszywy alarm. Zatelefonowała do
siostry Harris, aby uprzedzić ją, że może spodziewać się
kolejnej pacjentki we wczesnych godzinach rannych. Teraz
pozostało tylko czekać.
Z daleka dobiegły ją odgłosy fajerwerków, które ktoś
zaczął przedwcześnie puszczać. Słyszała też co chwilę
przenikliwe klaksony przejeżdżających wolno samochodów i
wesołe okrzyki ludzi przejętych zbliżającym się Nowym
Rokiem i tysiącleciem.
Co pewien czas wstawała, by przejść się po pokoju, i
niespodziewanie ogarnęła ją złość na Maca, że nie może w tej
chwili być przy niej.
- Do cholery, Mac - wydusiła przez zaciśnięte zęby, gdy
dopadł ją kolejny skurcz. Chwyciła za poręcz łóżka i zacisnęła
na niej dłonie, że aż zbielały jej kostki. - To twoje dziecko, tak
samo jak moje! Mógłbyś przynajmniej... Och! - krzyknęła,
gdy dziecko poruszyło się naraz w środku, ustawiając się
główką w stronę miednicy.
ROZDZIAA DZIESITY
Kara wyprostowała się i przysunęła tak blisko Maca, jak
tylko się dało.
- Przepraszam, że się tak uniosłam - rzekła, biorąc go za
rękę. - Wiem, że nie robisz tego celowo. Przez chwilę po
prostu przestałam nad sobą panować.
Przycupnęła na brzegu krzesła. Nie chciała rozsiadać się
zbyt wygodnie, obawiając się, że potem trudno jej będzie
wstać. Kiedy w ciągu następnych piętnastu minut pojawiły się
trzy skurcze, uświadomiła sobie, że teraz już w żadnej pozycji
nie będzie czuła się dobrze. Szansa na powitanie Nowego
Roku wraz z Makiem zdecydowanie zmalała.
Nagle poczuła, że musi koniecznie wyjaśnić Macowi, co
właściwie się dzieje. W ciągu tych długich miesięcy, które
nastąpiły po wypadku, wiele razy wspominała mu, że jest w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]