[ Pobierz całość w formacie PDF ]

było niemal premedytacją, grą na zwłokę, by opóznić wyjście między ludzi. Ale kiedy wreszcie
opuściłam sypialnię, powitała mnie tylko cisza. Przez cały czas mego pobytu w posiadłości, dom
i okoliczne tereny roiły się od ludzi, głównie straży i innych pracowników. Teraz, gdy niebezpieczeństwo
zostało chwilowo zażegnane, wszyscy zapewne oddalili się do swoich codziennych zajęć.
Niespodziewany brak żywego ducha w całym domu powtarzał jak echo bolesną pustkę, która była we
mnie.
Powędrowałam schodami na dół i z daleka ominęłam kuchnię. Jedzenie nie wydawało się dobrym
pomysłem. Prawdę mówiąc, w tym momencie mało co było dobrym pomysłem, więc podeszłam do
frontowych drzwi i wyjrzałam na zewnątrz. Na dworze było chłodno, niemal przenikliwie zimno.
Aagodniejsza pogoda, którą mieliśmy przez chwilę, zmieniła się w zimową, a ziemię upstrzyły łachy
śniegu. Nie przejmowałam się, chociaż mrozny wicher natychmiast zaczął szczypać mnie w nos.
W pobliżu głównego wejścia stała czarna limuzyna, wypuszczając w lodowate powietrze skłębiony
obłok pary. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, żeby to było auto Jeremiaha. On już z pewnością
odjechał. Od momentu, gdy wyszedł z sypialni, minęło ładnych parę minut. A przedtem zasugerował, że
mogłabym opuścić posiadłość. Czyżby wezwał tę limuzynę dla mnie?
Nie zbliżałam się do miejsc publicznych, trzymałam się domu, po próbie porwania nie przekroczyłam
granic ziemi należącej do Hamiltonów. Stale pamiętałam, że gdzieś tam nadal czyhał człowiek, który
chciał nas dopaść, a do brudnej roboty chętnie używał innych. Jednak teraz, wpatrując się w limuzynę,
poczułam, że już nic mnie to nie obchodzi. Strzał w serce nie mógłby mnie bardziej zranić. Podeszłam do
samochodu, otworzyłam drzwi i wślizgnęłam się do środka. Wewnątrz było ciepło, zupełnie inaczej niż
na dworze. Z przodu, przede sobą, dostrzegłam głowę kierowcy.
 Dokąd, panno Delacourt?  zapytał.
 Byle dalej stąd  wymamrotałam z roztargnieniem. Uświadomiwszy sobie, jak nieprecyzyjne to
było, już miałam powtórzyć odpowiedz głośniej, ale samochód gwałtownie ruszył i skierował się
w stronę bramy. Nie trudziłam się wyglądaniem przez okno, tylko głęboko zamyślona wlepiłam wzrok we
własne ręce.
A jeśli Jeremiah miał rację? Jeśli moje uczucia były niedojrzałe, zbyt wczesne, by rozważać je na
poważnie? Wykazał się rozsądkiem, bo próbował powstrzymać działania niszczące nasz związek. W tym
równaniu nadal było za wiele niewiadomych. A przynajmniej w ten sposób widziała to racjonalna część
mego umysłu. Mężczyzna taki jak Jeremiah musiał mieć problemy ze zbyt szybkimi postępami uczuć.
Limuzyna zahamowała przed bramą i strażnicy nas przepuścili. Zerknęłam przez tylną szybę na
ogromne wrota, które za nami zamknięto, i starałam się zignorować ucisk w piersi. Doprawdy, chodziło
tylko o jeden sporny element naszych stosunków. Jedno małe, głupie słówko:  kocham . Pamiętałam, jak
Jeremiah na mnie patrzył, w jaki sposób mnie dotykał, przytulał. Litości, Lucy. Rzeczywiście potrzebne ci
miłosne frazesy?  Kocham to tylko słowo.
Zgadza się?
Gdzieś głęboko we mnie wezbrał szloch zaskakujący bezmiarem emocji. Przytknęłam dłoń do ust,
zdecydowana zdusić w sobie ten niewytłumaczalny żal, ale nie potrafiłam powstrzymać drżącego
oddechu ani łez, które pojawiły się nagle i spłynęły mi po policzkach. To tylko słowo, pomyślałam
znowu, jednak ból nie ustępował. Wiedziałam, czym jest miłość. Dorastałam w domu, gdzie swobodnie
płynęła strumieniami. Więc czy nie miałam o niej więcej pojęcia niż Jeremiah?
 Wszystko w porządku, proszę pani?
 Po prostu super  odparłam zachrypniętym głosem. I poczułam, że mam już dosyć.  Dzisiaj
złamano mi serce  przyznałam.  Ale próbuję się pozbierać.
 Ach!  mruknął kierowca.  Cóż, mój brat zawsze był idiotą.
Właśnie przetrząsałam torebkę w poszukiwaniu chusteczek, kiedy dotarło do mnie znaczenie tych
słów. Gwałtownie podniosłam głowę i natychmiast zapomniałam o swoim złamanym sercu, gapiąc się
przez cienkie przepierzenie na potylicę kierowcy. Osłaniał ją kapelusz, a lusterko ustawione było pod
kątem, który nie pozwalał mi niczego zobaczyć.
 Lucas?
 We własnej osobie.  Mężczyzna zdjął kapelusz, ukazując ciemne włosy. Kiedy odwrócił się
w moją stronę, zauważyłam, że twarz ma ucharakteryzowaną, zapewne po to, żeby zmylić strażników.
Skóra wydawała się jaśniejsza, a nos większy niż pamiętałam, ale i tak Lucasa demaskowała
charakterystyczna blizna na policzku. Popatrzył na mnie badawczo i stwierdził:  Wyglądasz okropnie.
Słowa krytyki podrażniły resztkę mojej kobiecej dumy. Usiadłam wyprostowana, obrzucając go
wściekłym spojrzeniem przez łzy. O wiele łatwiej było skupić się na sprawie, którą miałam w zasięgu
ręki, niż przeżywać emocjonalny roller coaster.
 Co ty wyprawiasz?  zapytałam, zdobywając się na brawurę.
Lucas wzruszył ramionami.
 Najwyrazniej cię porywam. Sądziłem, że kto jak kto, ale ty jesteś w stanie to rozpoznać.
Przez chwilę wpatrywałam się w niego osłupiała, a potem głośno jęknęłam. Osunęłam się na oparcie
kanapy, wtuliłam głowę w chłodną skórę, nagle zbyt zmęczona, by myśleć albo walczyć. Lucas
obserwował mnie we wstecznym lusterku, lecz było mi to już obojętne. Chciałam tylko wyłączyć się
i zapomnieć ostatnią rozmowę z Jeremiahem.
 Pozwól, że zgadnę. Powiedziałaś mojemu bratu budzące postrach słowo na  k , prawda? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl