[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uderzył z całej siły pięścią w kierownicę. Dlaczego poniósł tak totalną klęskę?
Dlaczego nie zdołał odzyskać Imogen? Czemu dopuścił do kłótni?
Po namyśle doszedł do wniosku, że postąpił pochopnie, przyjeżdżając
do niej zaraz po dyskusji z Lukiem przy piwie. Powinien najpierw wrócić do
domu i dopracować swój plan. Lecz prawdę mówiąc, nie wyobrażał sobie, że
można by go udoskonalić. Nadal nie widział w nim wad. Ponieważ
Imogen dała mu do zrozumienia, że chociaż nie szuka stałego partnera,
potrzebuje bliższej więzi, znalazł sposób, by ją utrzymać mimo znacznej
odległości. Dlaczego więc odrzuciła jego pomysł? Dlaczego odniósł
wrażenie, że w jakiś sposób ją rozczarował?
Wbił wzrok w ciemności za oknem i spróbował przeanalizować
przebieg ostatniej rozmowy. Czy jej odmowa na pewno wynikała jedynie z
braku zaufania? Jeżeli tak, to dlaczego nie wyznał jej miłości? Czy dlatego, że
go zaskoczyła, czy też dlatego, że sam sobie nie ufał? Po chwili namysłu
odrzucił ostatnią myśl jako niedorzeczną. Z całą pewnością za własne uczucia
mógł ręczyć. Kochał ją do szaleństwa. Tak bardzo, że sama myśl o odejściu
do innej napawała go odrazą. A kiedy ostrzegła, że porzuciłaby go, gdyby
poznała  miłego, godnego zaufania Amerykanina, który da jej to, czego
potrzebuje , zadrżał, jakby wylała na niego kubeł zimnej wody.
Jack zamarł w bezruchu. Wielokrotnie odtworzył w pamięci ostatnie
zdanie, aż dostał zawrotów głowy. Zasugerowała, że on nie potrafi spełnić jej
oczekiwań. Kompletny absurd! Gdyby je poznał, dałby jej wszystko, czego
zapragnie.
Nagle przemknęło mu przez głowę, że może nie wszystko stracone,
jeżeli zdoła odgadnąć, czego Imogen sobie życzy. Ponownie stanęła mu przed
118
R
L
T
oczami jej twarz, gdy zapowiedział, że znalazł sensowne rozwiązanie.
Uderzył go wtedy wyraz jej oczu, ale nie potrafił odczytać jego znaczenia.
Co wyrażały? Rezygnację, gniew, złość? Nie, nadzieję! Ale na co?
Czyżby chciała od niego więcej, niż przypuszczał?
Nagle doznał olśnienia. Był głupcem, kiedy myślał, że Imogen dąży do
zerwania. Pragnęła miłości, a on zaoferował przedłużenie romansu. Ale
naprawi błąd. Skoro potrzebuje dowodu, że mu na niej zależy, dostanie
niejeden.
119
R
L
T
ROZDZIAA SZESNASTY
Imogen z ciężkim sercem wstępowała na pokład samolotu, który
wywoził ją za ocean na najbliższe trzy lata. Nie wiedziała, jak zniesie
ośmiogodzinny lot po ciężkim załamaniu. Minęły dwa tygodnie od odejścia
Jacka, a czas nie uleczył ran. Wręcz przeciwnie. Coraz bardziej za nim
tęskniła. Mimo nawału zajęć związanych z przygotowaniami do podróży, jej
myśli wciąż krążyły wokół niego. Nie potrafiła rozstrzygnąć, czy podjęła
słuszną decyzję, czy powinna przyjąć to, co zaoferował, nie bacząc na
pózniejsze konsekwencje.
Tak jak przewidywała, nie nawiązał kontaktu. Wbrew rozsądkowi
żywiła naiwną nadzieję, że zobaczy go na swoim pożegnalnym przyjęciu, ale
nie przyszedł. W gruncie rzeczy nic dziwnego, skoro w desperackiej próbie
ratowania godności zrezygnowała z wysłania mu zaproszenia. Mimo to
doznała zawodu, że nawet nie zechciał jej pożegnać. Na próżno czekała całą
noc, samotna w tłumie gości, rozdarta pomiędzy nadzieją a rozpaczą, podczas
gdy inni doskonale się bawili. Potem pozostał już tylko smutek.
Teraz, kiedy wchodziła na pokład, nie rozumiała, czemu nie odwołała
rezerwacji. Jechała na lotnisko tak zgnębiona, jakby szła na szafot. Każdy
krok sprawiał jej taką trudność, jakby wlokła za sobą stukilowy ciężar.
Najchętniej wróciłaby do domu. Wkroczenie do samolotu wymagało od niej
nadludzkiej siły woli. Nawet informacja, że przeniesiono ją do pierwszej
klasy, nie poprawiła jej humoru. Bo co to za pociecha, kiedy nie ma z kim
wypić szampana? Jaki pożytek z planów i marzeń, kiedy nie ma ich z kim
dzielić? I w ogóle co to za życie bez Jacka?
Zamrugała powiekami, żeby powstrzymać łzy. Będzie lepiej, tylko
120
R
L
T
muszę być silna, powiedziała sobie bez przekonania, świadoma, że nie ma
odwrotu. Sprawdziła numer miejsca na karcie pokładowej i nad fotelem i
podniosła walizkę, żeby umieścić ją na półce.
 Potrzebujesz pomocy?  zagadnął znajomy głos.
Imogen omal nie zemdlała. Była pewna, że dostała halucynacji z
rozpaczy. Na wszelki wypadek popatrzyła jednak na człowieka, który
wstawał z sąsiedniego miejsca, Bynajmniej nie wyglądał na zjawę. Wysoki,
postawny, z poważną miną, wyglądał równie oszałamiająco, jak go
zapamiętała. Imogen nie zdołała wydobyć głosu ze ściśniętego gardła.
Patrzyła tylko w milczeniu, jak podnosi jej bagaż i kładzie na półkę.
 Jack! Co ty tu robisz?  wykrztusiła po nieskończenie długim czasie,
gdy w końcu odzyskała zdolność mówienia.
 Lecę do Nowego Jorku.
Imogen nie wierzyła, że znalazł się tu wskutek zbiegu okoliczności.
Chyba los nie bywa aż tak okrutny.
 Ale po co?
 Najpierw usiądz.
Lecz Imogen nie posłuchała. Stała jak skamieniała. Tak bardzo ją
zaskoczył, że nie wiedziała, jak postąpić.
 Nie wiem, czy chcę spędzić z tobą najbliższych osiem godzin 
odparła, poniekąd zgodnie ze swymi prawdziwymi odczuciami.
Ku jej zaskoczeniu Jack obdarzył ją zniewalającym uśmiechem, zapadł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl