[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ostatni rozdział zaś, który pózniej przez krytyków był wyjątkowo pochwalony, jako pełen
romantyzmu i sielankowej prostoty, został napisany pod wpływem i według szkicu, jaki podała
Ewa.
Ania nie posiadała się z radości, że jej pomysł przyniósł tak piękny wynik.
 Jak tylko spojrzałam na Owena Forda, wiedziałam, że to jest jedyny człowiek, który może
podjąć się tego dzieła  mówiła do Gilberta.  Wesołość i żywość usposobienia jednocześnie
malowały się na jego twarzy, a te uczucia, razem z umiejętnością wyrażania się, były konieczne
do napisania takiej książki. Jakby się wyraziła pani Małgorzata  on był predestynowany do tej
roli.
Owen Ford pisywał rankami. Popołudnie spędzał razem z Blythe ami na jakiejś wesołej
wycieczce. Ewa często brała w tym udział, bo kapitan, aby ją zwolnić od obowiązków, zostawał
razem z Ryszardem. Robili spacery w łódce bądz po przystani, bądz też w górę trzech krętych
rzeczułek, jakie do niej wpadają. Zbierali muszle na piaszczystym wale i wśród nadbrzeżnych
skał, szukali poziomek wśród kwiatów i traw rosnących, na wydmach, z kapitanem wypływali na
połów sztokfiszów, strzelali do siewek na przybrzeżnych polach, a do dzikich kaczek w zatoce.
Wieczorami Tlrządzali wędrówki wśród pokrytych kwieciem, kąpiących się w świetle księżyca
łąk lub też siadali w gościnnym pokoju małego domku, gdzie często wobec chłodnych
powiewów od strony morza musiano zapalać na kominku ogień, i mówili o tysiącu i jednej
rzeczy, o jakich młodzi, weseli i, pełni radości życia ludzie umieją zwykle między sobą
rozmawiać.
Ewa zmieniła się zupełnie od tego pamiętnego dnia, kiedy to wyspowiadała się przed Anią.
Najmniejszy ślad nie pozostał z jej dawnego chłodu i skrytości oraz z dawnej goryczy.
Zmarnowane dziewczęce lata zdawały się wracać. Czarowała wszystkich jak pachnący, cudowny
kwiat. Na wieczornych zebraniach ona pierwsza śmiała się swym dzwięcznym śmiechem, z jej to
czarownych ust padało pierwsze wesołe słówko. Jeśli przypadkiem się nie zjawiła, wszystkim
brak jej towarzystwa dawał się we znaki. Jej rozbudzona dusza odbijała się refleksem na cudnej
twarzyczce, jaśniała, jak delikatne światełko jaśnieje przez niepokalaną czystość alabastrowej
wazy. Były chwile, kiedy Anię oczy bolały od patrzenia na tyle piękności. A co do Owena Forda,
to jego zaginiona Małgosia, chociaż miała kasztanowate, miękkie włosy i wesołą twarzyczkę
dziewczyny, która przed laty znikła i spoczywała teraz tam, gdzie śni zatopiona Atlantyda,
przypominała zupełnie Ewę Moore taką, jaką spotkał wśród ciszy i spokoju Przystani Czterech
Wiatrów. Jednym słowem, było to niezapomniane nigdy lato, jedno z tych, jakie człowiek
nieczęsto przeżywa i które w duszy pozostawia dużo cudownych wspomnień; jedno z tych, które
przy pięknej pogodzie, przemiłym towarzystwie i ciekawych zajęciach tak bardzo zbliża się do
doskonałości jak mało innych rzeczy na świecie.
 Za piękne, aby długo trwało  zauważyła ze smutkiem Ania pewnego wrześniowego dnia,
kiedy to nieznaczny chłód w powiewie wiatru i bardzo mocny błękit wody w zatoce szepnęły jej,
że zbliża się jesień.
Tego wieczoru Owen zapowiedziaÅ‚ wszystkim, ż« skoÅ„czyÅ‚ wÅ‚aÅ›nie książkÄ™ i że musi wracać
do domu.
 Dużo mi jeszcze zostaje do zrobienia. Muszę jeszcze raz przejrzeć rękopis, wygładzić tekst
i tak dalej, ale najważniejsza rzecz zrobiona. Ostatnie zdanie napisałem dzisiaj rano. Jak tylko
będę mógł znalezć nakładcę, to książka wyjdzie z druku już w ciągu przyszłego lata.
Owen dość pewny był, że nakładca się znajdzie. Wiedział, że napisał piękną powieść, taką,
która będzie miała wielki popyt, jednym słowem  żywą książkę. Wiedział, że powieść ta
przyniesie mu i sławę, i pieniądze  ale kiedy ostatnie słowa zostały rzucone na papier, pochylił
nad rękopisem głowę i siedział tak długi czas, a myśli jego były dalekie od dzieła, które w tej
chwili ukończył.
XXVI. WYZNANIE OWENA FORDA
Tak żałuję, że Gilberta nie ma w domu  mówiła Ania.  Musiał wyjść, Allanowi Lyons w
Glen zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. Wróci do domu prawdopodobnie bardzo pózno, ale
kazał mi powiedzieć, że wstanie jutro wcześnie, aby przed wyjazdem jeszcze pana pożegnać.
Jaka wielka szkoda! Planowałyśmy z Zuzanną takie doskonałe przyjęcie na ostatni wieczór
pańskiego pobytu wśród nas.
Siedziała obok strumyka przecinającego ogródek, na małej ławeczce zrobionej przez Gilberta.
Owen Ford stał obok niej, opierając się o pień pożółkłej brzozy. Był strasznie blady, a twarz jego
nosiła ślady nie przespanej nocy. Ania spoglądała nań i dziwiła się w duszy, że też mimo
wszystko pobyt przez całe lato na Wyspie nie pomógł mu dużo w odzyskaniu sił. Czy za
intensywnie pracował nad książką? Przypomniała sobie, że już od tygodnia niedobrze wyglądał.
 Raczej rad jestem, że doktora nie ma  powiedział z wolna Owen.  Chciałem zastać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl