[ Pobierz całość w formacie PDF ]
większa, niż się Magdzie z początku wydawało. W końcu stanęły naprzeciw siebie. To była młoda
dziewczyna. Mówiła do niej szybko po islandzku, pokazując raz morze, raz skały naprzeciw. Przeszła na
angielski, Magda rozumiała tylko morze i że ma iść, szybko.
Twarz kobiety była mokra od łez, oczy miała podpuchnięte. Stała tam na skale i płakała, przeżywała
jakiś dramat, pochylając się nad wzburzonymi falami. I może& Magda bardzo chciała jakoś okazać, że
jej współczuje. Zrobiła krok do przodu i przytuliła ją mocno do siebie. Kobieta najpierw zesztywniała, a
pózniej szarpnęła się, ale Magda mocno ją przytrzymała. Mówiła do niej uspokajającym głosem, że życie
jest piękne, chociaż bardzo trudne, a los nas doświadcza, czasami bardzo boleśnie, ale wszystko mija i
złe chwile też odejdą w przeszłość, że nie ma sytuacji bez wyjścia, chociaż teraz z pewnością tak jej się
nie wydaje.
Wiedziała, z własnych pobytów w szpitalach, że obecność drugiego człowieka, przytulenie, ciepłe
słowa bardzo pomagają w najtrudniejszych momentach. Ile matek tak pocieszała, wspierała samym
dotykiem, uściskiem, gdy ich dzieci odchodziły? Wiele razy sama tego doświadczała, kiedy stan Sary
nagle się pogarszał.
Mięśnie dziewczyny wiotczały, w końcu wtuliła się, oparła głowę na wgłębieniu jej szyi i głośno
westchnęła.
Magda nie przestawała mówić i gładzić ją po plecach. Wrócił płacz, który przerodził
się w szloch, a po pewnym czasie w ciche łkanie. Magda sięgnęła po chusteczkę, przetarła mokrą
twarz dziewczyny, odgarnęła jej włosy z czoła i pocałowała w wilgotny policzek.
Opowiadała o swoim rozczarowaniu, o nieprzespanych nocach, o poczuciu, że życie nie ma sensu.
Czuła, że łzy spływają jej po policzkach. Patrzyły na siebie i uśmiechały się. Mówienie o własnym bólu
sprawiało Magdzie ulgę, czuła jakąś oczyszczającą ją moc. Przed nikim się tak nie otworzyła. Nikomu
dotąd nie opowiadała o tym, jak bardzo brakuje jej Sary.
W pewnym momencie kobieta położyła dłoń na swoim brzuchu, gestem rozpoznawanym na całym
świecie. Magda położyła obok swoją i z największą czułością pogładziła go. A więc to ciąża, pewnie
niechciana, a dziewczynie wydaje się, że nie ma innego rozwiązania tylko skok do morza. Przytuliła ją
jeszcze raz, mówiła o Sarze, o tym, jakim wydawała się nieszczęściem, a jak naprawdę wiele znaczyła w
jej życiu, ile radosnych chwil przeżyły, jak bezgraniczną miłością ją obdarowała. Nikomu nie oddałaby
nawet jednej minuty spędzonej z córeczką.
Dziewczyna wyjęła z kieszeni spódnicy jakiś papier, rozwinęła go i pokazała Magdzie. Wyglądało to
na jakieś urzędowe pismo, tekst był bardzo krótki, zaledwie kilka zdań. Magda była przekonana, że tak
oznajmia się najgorsze wiadomości, te zdania muszą być okrutne w swojej treści, jak wyrok, od którego
nie ma odwołania. Zmięła kartkę i wyrzuciła. Dotknęła brzucha dziewczyny i tłumaczyła, wkładając w to
całe swoje serce, że nie ma nic ważniejszego od tej istotki zamkniętej w jej łonie, zupełnie bezradnej. %7łe
będzie matką, że może dać życie, a to największy, najpiękniejszy dar. %7łe dziecko przyniesie ze sobą
problemy, ale jednocześnie obdaruje ją najszczęśliwszymi chwilami, które na zawsze zmienią jej życie.
Nagle głos dziewczyny zmienił się, zaczęła gestykulować, pokazując na morze, które właśnie
zwróciło im zwinięty papier, a następną falą zalało im nogi do wysokości ud. Magda, zaskoczona
lodowatym zimnem, próbowała uskoczyć i wtedy się przewróciła. Teraz cała była mokra i z każdą chwilą
czuła, że drętwieje z zimna.
Dziewczyna chwyciła ją za rękę i zmusiła, by szła za nią. Bez przerwy wykrzykiwała do niej
angielskie słowa, ale Magda rozumiała tylko: morze , musimy uciekać! . Intonacja głosu zwiastowała
jakieś zbliżające się nieszczęście. Szły, potykając się co chwila, w stronę, z której przyszła dziewczyna.
Nie uskakiwały już przed falami, które zalewały im nogi po kolana, chłodny wiatr przenikał Magdę,
robiło się potwornie zimno. Teraz sama zauważyła, że wody między głazami z każdą chwilą przybywało,
zrozumiała, przed czym ostrzegała ją ta młoda kobieta - zaczął się przypływ. Szły coraz bliżej wysokiej
skarpy, a mimo to fale je dosięgały. Magda popatrzyła na morze, które parło na ląd całą armią białych
grzywaczy.
Dopadł ją lęk, bała się tej masy wody, już nie zachwycała się jej urodą. Dziewczyna ponaglała ją,
wskazując stromą skałę jako miejsce ratunku. Nie, to niemożliwe, by musiała się wspiąć tak wysoko.
Przestraszyła się, nie poradzi sobie.
Dziewczyna chwyciła ją ponownie za rękę i poprowadziła po kamieniach, które piętrzyły się przed
nimi. Nogi Magdy w mokrych traperach co chwila się obsuwały, gdyby nie pomoc, ślizgałaby się w dół.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]