[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak tylko mówisz, żeby mnie pocieszyć. - Tala przytuliła się do
niego. Oczy miała smutne.
- Wiem, co mówię, dobrze znam Jima. On myśli jak wielki
drapieżnik, dlatego tak dobrze je rozumie.
Dojechali do terenów rezerwatu i posuwali się i teraz wzdłuż
wysokiego żelaznego ogrodzenia. Za zakrętem Pete gwałtownie
zahamował. Szeryf zrobił to samo i wyskoczył z samochodu.
Dziesięć metrów przed nimi stała Sweetie.
- Jak ona się wydostała? Ktoś musiał zostawić otwartą bramę!
Pete otworzył drzwi półciężarówki. Słonica uniosła trąbę i
zaryczała, a potem zaczęła osuwać się na kolana. Tala wyskoczyła na
ziemię i podbiegła do niej.
- Ona chyba jest ranna.
- Nie. Robi tak, żeby dać do zrozumienia, że mam na nią wsiąść.
Chce mnie gdzieś zawiezć.
Pete złapał słonicę za uszy i szybko wdrapał się na jej grzbiet, ona
zaś, kiedy tylko poczuła na sobie jego ciężar, natychmiast się
wyprostowała.
- Boże, ale ona wielka... - Vertie z zadartą głową śledziła ruchy
zwierzęcia.
Słonica odwróciła się i truchtem pomknęła w stronę bramy
prowadzącej na teren rezerwatu. Poruszała się szybko i zwinnie, jakby
nieświadoma swojej wagi i zwalistości.
- Ale to potrafi biegać... - westchnął z podziwem szeryf Craig. -
Niby takie nieruchawe, a jak chce...
Tala wskoczyła do samochodu.
- Ona szukała Pete'a, bo coś się tam stało i chciała go ostrzec.
Jej ręce drżały, całe ciało dygotało. Sweetie błyskawicznie minęła
bramę i zatrzymała się tak nagle, że Pete o mały włos nie przeleciał jej
przez głowę. Tala w ostatniej chwili wcisnęła hamulce, unikając
wyrżnięcia w potężny zad słonia.
- Sweetie! Noga! - zawołał z góry Pete.
Słonica posłusznie zgięła nogę i Pete ześliznął się po niej na
ziemię. Szara trąba uniosła się w górę i coś im wskazała.
Po lewej stronie bramy stała Sophie, patrząc na nich i całym
ciałem tarasując drogę.
- Mamo! Zostań tam!
Głos Rachel doszedł Talę nie wiadomo skąd; z bliska, ale
dziewczynki nie było widać.
- Rachel? To ty? Cody? Gdzie jesteście? - W głosie Tali brzmiała
rozpacz.
Vertie wyrosła tuż obok niej.
- Gdzie oni są? Dlaczego nie ma Irene? Gdzie jest Irene?
- Mamo, tu jesteśmy! - Rachel pomachała ku nim zza grubej jak
kolumna nogi Sophie. - Nic nam się nie stało! Wszystko w porządku!
Nie można było tego samego powiedzieć o służbowym
samochodzie szeryfa. Stał naprzeciwko bramy wjazdowej pracowicie
obrabiany przez Belle.
Trzecia słonica, pochyliwszy wielki łeb, podłożyła kły pod pojazd
od strony pasażera i najwyrazniej próbowała go przewrócić.
Samochód przez chwilę stawiał opór, potem się zachwiał i wreszcie...
niczym metalowa zabawka wylądował na dachu. Przypominał teraz
ogromnego żuka leżącego na plecach.
Belle odsapnęła z zadowoleniem i skierowała małe czarne oczka
na coś, co szamotało się we wnętrzu pojazdu.
- Wypuście mnie stąd! Wyjmijcie mnie! Zróbcie coś z tym
bydlakiem!
Głos należał do Oxleya, a kły do Belle. Natychmiast też zrobiła z
nich użytek. Samochód zakołysał się niebezpiecznie, rozległ się
dzwięk wyginanej blachy.
- Zabierzcie ją stąd! - wrzasnął z histerią w głosie uwięziony.
- On ma broń - powiedziała Rachel. - Musicie na niego uważać.
Tala zasłoniła sobą Vertie.
- Cholera jasna! - warknął szeryf. - Musiał znalezć moją strzelbę.
Leżała pod siedzeniem.
Belle nie ustawała w wysiłkach zmiażdżenia wroga. Samochód
trzeszczał, blacha wyginała się, przez stłuczoną szybę widać było
białą jak kreda twarz Oxleya.
- Ona mnie zabije! Zabierzcie ją! Niech ktoś mnie stąd uwolni!
Craig pochylił się.
- Wyrzuć broń, Oxley - powiedział wprost w rozbite okno
samochodu - to może doktor Jacobi zrobi coś, żeby przestała cię
tarmosić. Tylko on może ją powstrzymać.
- Wypuście mnie! Zróbcie coś!
- Jesteś aresztowany, głupcze. Ona cię wykończy, jeśli zaraz
stamtąd nie wyleziesz z rękami na karku.
- Nie mogę wyjść, póki ona tu jest. Wyciągnijcie mnie! Szeryf
spojrzał na Pete'a.
- Doktorze, czy może pan coś zrobić? Oczywiście pod
warunkiem, że on się podda. - Niemal to wykrzyczał, żeby Oxley
mógł wszystko usłyszeć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl