[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na ogół z informacjami, jakie uzyskał od niej Poirot.
Z kolei zeznawała Mary Cavendish. Stała bardzo sztywno. Mówiła cichym, lecz stanowczym i
bardzo czystym głosem. Na pytanie koronera odpowiedziała, że jej budzik zadzwonił o pół do
piątej, jak każdego rana. Kończyła się ubierać, gdy zaniepokoił ją odgłos upadku czegoś
ciężkiego.
- To niewątpliwie był stolik nocny przy łóżku denatki - skomentował
koroner.
- Otworzyłam drzwi swego pokoju - ciągnęła Mary. - Nasłuchiwałam.
Po chwili dzwonek zaterkotał donośnie. Nadbiegła Dorcas i obudziła mego
męża. Pospieszyliśmy do pokoju pani Inglethorp, lecz drzwi zastaliśmy zamknięte. Pózniej...
- Nie widzę powodu - przerwał koroner - by trudzić panią opisem pózniejszych wydarzeń.
Przebieg ich znamy dokładnie. Natomiast chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś o sprzeczce, która
miała miejsce po
południu dnia poprzedniego. Jak wiele pani słyszała?
- Ja?
Głos jej zabrzmiał nutą urazy. Mary uniosła rękę, poprawiła koronkowy kołnierzyk odwracając
przy tym głowę.
Chce zyskać na czasie! - przemknęło mi przez myśl pod wpływem
nagłego olśnienia.
- Tak - podj ął spokojnie koroner. - Wiadomo nam, że w czasie kłótni czytała pani książkę
siedząc na ławce w bezpośrednim sąsiedztwie drzwi tarasowych buduaru. Czy było tak istotnie?
Zaskoczony nie znaną mi dotychczas informacją, zerknąłem z ukosa na mojego przyjaciela i
odniosłem wrażenie, że i on się zdziwił.
- Było tak istotnie - odpowiedziała Mary po sekundzie ledwie dostrzegalnego wahania.
- I drzwi były otwarte?
Pani Cavendish pobladła trochę.
- Tak.
- A zatem nie mogła pani nie słyszeć głosów dochodzących z buduaru,
zwłaszcza że były to głosy podniesione. Niewątpliwie słowa trudniej było rozróżnić z hallu niż z
miejsca, w którym pani znajdowała się w tym czasie.
- Zapewne.
- Zechce pani powtórzyć to, co pani słyszała?
- Nie przypominam sobie, żebym cokolwiek słyszała.
- Jak to? Nie słyszała pani głosów?
- Owszem! Głosy słyszałam, słów nie. - Mary zarumieniła się lekko. - Nie mam zwyczaju
interesować się poufnymi rozmowami. - Umilkła na moment, nie tracąc pozorów opanowania i
spokoju, jak gdyby próbowała sobie coś przypomnieć. - Tak... Pani Inglethorp mówiła zdaje się...
nie usłyszałam szczegółów... o skandalu małżeńskim.
- Tak - przerwał koroner - to pokrywa się z zeznaniami Dorcas. Ale... Proszę mi wybaczyć.
Zdawała sobie pani sprawę, że w buduarze toczy się rozmowa poufna, a mimo to została pani na
miejscu. Czemu to przypisać?
Dostrzegłem przelotny błysk w piwnych oczach Mary. Odczułem, że chętnie poszarpałaby na
sztuki niepokaznego, zbyt dociekliwego prawnika. Na pozór jednak utrzymywała niezmąconą
równowagę.
- Czemu to przypisać? - powtórzyła chłodno. - Na ławce było mi wygodnie. Nie słuchałam
poufnej rozmowy. Bez reszty byłam zaj ęta lekturą.
- Nic więcej nie może pani powiedzieć?
- Nic więcej.
Przesłuchanie dobiegło końca, podejrzewałem jednak, że koroner nie był zadowolony. Z
pewnością sądził, że Mary Cavendish mogłaby powiedzieć znacznie więcej, gdyby zechciała.
Powołany kolejno świadek - Amy Hill, urzędniczka z poczty, powiedziała, że po południu
siedemnastego lipca William Earl, młodszy ogrodnik ze Styles Court, kupił formularz testamentu.
William Earl i Manning zeznali, że złożyli podpisy na jakimś dokumencie. Manning twierdził, że
działo się to o pół do piątej. Jego pomocnik był zdania, że trochę wcześniej.
Cyntia Murdoch niewiele miała do powiedzenia. O tragedii dowiedziała się od pani Cavendish,
która ją obudziła.
- Nie słyszała pani upadku stolika nocnego?
- Nie. Spałam mocno.
- Można powiedzieć, snem sprawiedliwego - uśmiechnął się koroner. -
Dziękuję pani. Nie mam więcej pytań. Poproszę pannę Howard.
Panna Howard przedstawiła sądowi list, który pani Inglethorp wysłała do niej siedemnastego lipca
wieczorem. Zamieszczam poniżej jego kopię. Do sprawy nie wniósł nic nowego, a Poirot i ja
oglądaliśmy go już dawniej.
List podano przysięgłym, którzy przestudiowali go pilnie.
- Ten dowód niewiele nam pomoże - odezwał się koroner. Nie ma w nim słowa o wydarzeniach
krytycznego dnia.
- Sprawa jasna jak słońce! - rzuciła zwięzle panna Howard. - Biedna, kochana pani Inglethorp
odkryła, że strugano z niej wariata.
- W liście nie wspomina o tym - zaoponował koroner.
- A nie wspomina, bo nigdy nie lubiła przyznać, że nie ma racji. Już ja jąznam. Chciała mojego
powrotu, ale wolała nie ustępować. Wybrała okrężną drogę. To bardzo ludzkie. Sama bym tak
zrobiła.
Pan Wells uśmiechnął się dyskretnie. Kilku przysięgłych poszło za jego przykładem. Pomyślałem,
że Ewelina Howard to osobistość dobrze znana w okolicy.
- Całe to przedstawienie - ciągnęła energiczna dama mierząc ławę
przysięgłych niechętnym wzrokiem - jest marnowaniem czasu. Gada się, gada, gada, a wszyscy
wiemy doskonale... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl