[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Międzyparkowej. Ruszyliśmy w stronę twierdzy. Po kilkunastu metrach zatrzymał nas
zawał. Zawróciliśmy. Po przejściu kilkudziesięciu kroków stanęliśmy przed kolejnym
zawałem. W stropie i ścianach tunelu spostrzegłem nawiercone otwory.
 Wysadzili ten odcinek w powietrze podczas budowy trasy i Mostu Gdańskiego
 zawyrokował szef.  Trzeba będzie sprawdzić w dziennikach budowy.
 Sądzisz, wujku, że się zachowały?  zdziwił się Jacek.
 To część dokumentacji technicznej, a ona podlega wieczystej archiwizacji.
Oczywiście zdarzają się przypadki losowe, ale nie zaszkodzi jej poszukać. Przy okazji
dowiemy się, gdzie po drugiej stronie szukać dalszego ciągu. Mogą tam być plany
z naniesieniem tego typu niespodzianek.
Wycofaliśmy się na powierzchnię. W pierwszym pomieszczeniu znowu ujęliśmy
łopaty i starannie zasypaliśmy wlot do tuneli. Strop w korytarzu był już bardzo
osłabiony, obawiałem się, że poszukiwacze skarbów, gdyby tam weszli, mogliby zginąć
przysypani walącym się sufitem.
 Co dalej?  zagadnął szef.
 Spróbujemy po drugiej stronie ulicy Słonimskiego  zasugerowałem.  Ci
kopiący wykop pod kable jeszcze tam chyba nie dotarli, ale nie zaszkodzi sprawdzić.
Kiwnęli głowami. Zapakowaliśmy się do Rosynanta i pojechaliśmy. Na miejscu
byliśmy po trzech minutach.
 No to popatrzmy  mruknął szef.
Znajdowaliśmy się w pobliżu skarpy. Nieco na lewo od nas, w dolince leżał nieduży
budynek użytkowany przez Monar. Na prawo ulica Międzyparkowa wspinała się lekko
do góry. Po jej drugiej stronie żółcił się wśród nagich krzaków budynek CEZAS-u.
Nieco dalej zasłonięty przed naszym wzrokiem drzemał fort imienia Kusocińskiego.
Na wprost przed nami drzewa wyznaczały koniec parku imienia Traugutta. Zaraz koło
ulicy na sporym kawałku ziemi śnieg został odgarnięty. Widocznie rozpoczęto już prace
nad kopaniem rowu, w pobliżu drogi przykuwała bowiem wzrok spora kupa żółtego
piachu. Nawet stąd widać było, że piasek upstrzony jest odłamkami cegieł. Kawałek
dalej stała betoniarka. Silnik pracował i bęben mieszający obracał się pomalutku.
 Chcą wylewać beton?  zdziwił się szef.  Przecież jest za zimno. Jeśli w nocy
chwyci przymrozek, to beton stężeje, ale potem będzie się kruszył.
 Może to jakaś specjalna mieszanina?  wyraził swój pogląd Jacek.  Przecież
zimą także prowadzi się niektóre roboty budowlane. To pewnie jakaś zaprawa
mrozoodporna.
Podeszliśmy do hałdy. Tuż za nią czerniał otwór wykopany łyżką potężnej koparki.
 O rany!  jęknąłem.
Koparka odsłoniła kawałek stropu z czerwonej cegły. W stropie ktoś wybił kilofem
87
dziurę. Nim zdążyliśmy powstrzymać Jacka zsunął się na dno wykopu i zajrzał do
środka
 Tu jest tunel  powiedział.  Biegnie prosto na południe.
Zeszliśmy i my. Jak się okazało, ktoś zostawił w otworze lekką aluminiową drabinkę.
Dostaliśmy się po niej do korytarza. Już na pierwszy rzut oka można było ocenić, że jest
on kontynuacją chodnika badanego przez nas po drugiej stronie ulicy Słonimskiego.
Poświeciłem latarką, ale promień nie dotarł do końca lochu.
 Niedobrze  mruknąłem.
 Co się stało?  zaniepokoił się pan Tomasz.
 Nie podoba mi się to. Jeśli ktoś zszedł po drabince, to powinien być teraz tutaj.
Wychodząc zabrałby ją ze sobą.
 Chyba, że dzwigał skarby  uzupełnił ponuro Jacek.  Tak się obłowił, że strata
jakiejś drabinki przestała mieć dla niego znaczenie.
 Odpukaj w nie malowane drewno  zgromił go szef.
A potem poświecił na podłogę.
 No cóż  powiedział.  Ktoś tu był, to fakt.
Pochyliłem się nad śladami odciśniętymi w mokrej glinie pokrywającej ceglaną
zapewne posadzkę.
 Co możemy o tym powiedzieć?  mruknąłem.  Ktoś tu wszedł, przeszedł się
tam i z powrotem. W końcu wyszedł.
 Może zatrzymał go mur i poszedł po narzędzia  zasugerował szef.  Widzę
w tym naszą szansę.
Ruszyliśmy naprzód świecąc latarkami. Nieoczekiwanie spostrzegłem, że do naszych
trzech zajączków światła dołączył czwarty. Odwróciłem się gwałtownie. Koło drabinki
stał z latarką w ręce Jerzy Batura. Wargi wykrzywiał mu wyjątkowo parszywy grymas.
W drugiej ręce trzymał pistolet z tłumikiem.
 No cóż  powiedział.  Przyszła koza do woza. Korytarz był pusty, a teraz stanie
się waszym grobem.
Jego oczy lśniły złowieszczym zimnym blaskiem. Nie żartował.
 Co wam się wydaje  syknął  że tak łatwo likwiduje się moje podsłuchy?
A kamerę wczepioną w żyrandol przegapiliście. Jesteście zbyt głupi, żeby żyć, ale mam
nadzieję, że wasi następcy będą jeszcze głupsi. Aadny sobie grobowiec wybraliście,
przestronny  omiótł ściany snopem światła.  Ciekawe, kiedy znajdą wasze ciała. Za
tydzień czy za tysiąc lat... ale wiecie co, polubiłem was, dlatego chcę wam dać szansę. Nie
zastrzelę was. Wyjmijcie wszystko z kieszeni.
Posłusznie wypróżniliśmy kieszenie. Nie było w nich dużo, klucze od domu,
portfele.
 Twoja piła ultradzwiękowa  ponaglił mnie.
88
 Została w samochodzie.
 Zdejmij kurtkę i obróć się  rozkazał.
Wypełniłem jego polecenie. Dusiła mnie bezsilna wściekłość. Stał zbyt daleko, żebym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl