[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tarcza ma okrągły kształt, na wschodnią modłę. Kapalin to typowy hełm piechoty.
Saracenka to, jak nazwa wskazuje, zapo\yczenie z Bliskiego Wschodu, a miecz
półtoraręczny to typowa broń rycerza.
Olbrzym otarł rękawem wojskowej bluzy pot z czoła.
- Zdejmij blachy, bo będziemy mieli z ciebie pieczoną przystawkę do tych rybek -
zaproponował. - Ciesz się, \e pomyślałem o tobie i nie załatwiłem ci pełnej zbroi
płytowej. To dopiero jest brytfanna.
Rozebrałem się i schowałem wyposa\enie do namiotu.
- Jutro koło południa masz próbę z resztą rycerstwa, a w sobotę bitwa!  powiedział
przyjaciel.
Potem zamilkł na dłu\ej zajęty jedzeniem sma\onych rybek. Małgosia poszła z ojcem
na ryby i to co złowiła przeznaczyła na nasz wspólny posiłek. Je\eli początkująca
dziewczyna miała taki połów, to co łowiłby Robert, gdyby był prawdziwym wędkarzem?
- Pycha! - Olbrzym zadowolony oblizywał palce. - Dziewczyno, jak pójdziesz do
pracy, to się zmarnujesz. Jesteś urodzoną kurą domową - dra\nił Małgosię.
Potem piliśmy schłodzoną herbatę, leniuchowaliśmy i \artowaliśmy. Od czasu do czasu
przypatrywałem się okolicy przez szkła lornetki. Szukałem Roberta, lecz ten zniknął. Po
godzinie Olbrzym po\egnał nas, podziękował za posiłek i odjechał do rycerzy.
- Małgorzato, rzuć tego najemnika, nawet nie szlachciurę - mówił całując dziewczynę
w rękę. - Zostań ze mną, skromnym wędrowcem, uczciwym, niekaranym, prawie bez
nałogów - \artował.
Odprowadzałem przyjaciela do samochodu. Gdy siedział w szoferce i włączył silnik,
pochylił mi się do ucha.
- Uwa\aj na nią! - krzyczał.
- Będę jej strzegł dla ciebie - obiecałem.
- Nie o to chodzi! Jakie ryby jedliśmy?
- Okonki?
- Tak. Tych ryb tu nie ma, a ju\ na pewno nie są takie du\e!
Pomachał mi ręką na po\egnanie i odjechał.
- Gdzie łowiliście ryby? - zapytałem Małgosię, jak wróciłem do siebie.
59
- Wszędzie, pływaliśmy to tu, to tam - Małgosia wykonała szeroki gest ręką, wskazując
na taflę wody.
- Mo\e popłyniemy do miasteczka na lody? - zaproponowałem.
- Ty stawiasz?
- Tak.
Wypo\yczyliśmy z hangaru kajak i dwa wiosła. Małgosia nie wiosłowała, lecz
wyciągnęła nogi na pokład, do słońca.
- Wszyscy mę\czyzni to du\e dzieci - powiedziała, gdy byliśmy w połowie drogi.
Milczałem.
- Gdy tylko zobaczą nową zabawkę, natychmiast zapominając starej, o obowiązkach, o
obietnicach.
Ciągle nic nie odpowiadałem.
- Popatrz na Olbrzyma - Małgosia wystawiła nad wodę prawą dłoń uło\oną jak szlaka
wagi. - Ledwo mnie zobaczył, ju\ zamienił się w podrywacza, a potem ty wyjąłeś te
pancerze i on znowu zgłupiał.
Nie dawałem \adnego znaku.
- A ty? - Małgosia odchyliła głowę do tyłu. - Byłeś na tropie jednej zagadki, a teraz
przymierzałeś zbroję, machnąłeś mieczykiem i zabierasz mnie na lody zapominając o
obietnicy danej swojemu znajomemu. Nawet ten starszy pan, którego tam poznałam, jest
trochę dziecinny. Kto w jego wieku wybiera się na takie wykopaliska, szuka skarbów?
- Zabraniasz mu być aktywnym? - zdziwiłem się.
- Nie, a co z zagadką?
- Cały czas myślę o tych słowach - odpowiedziałem.
- I co wymyśliłeś?
- Jeszcze nic.
- Dlatego zabierasz mnie na lody?
Powoli dopływaliśmy do brzegu koło pla\y miejskiej.
- Popilnujesz kajaka, a ja skoczę po lody - powiedziałem.
- Myślałam, \e idziemy do kawiarni.
- Nie ma komu pilnować naszej gondoli - odpowiedziałem.
Odwróciłem się i czmychnąłem do miasteczka. Miałem nadzieję, \e gdzieś tu spotkam
Roberta albo znowu ujrzę Baturę. Dziewczyna miała rację. Nic nie robiłem, \eby
rozwiązać którąkolwiek zagadkę. Nawet włączenie się do ruchu rycerskiego było
działaniem pozornym.
Podobnie było z wizytą w miasteczku. Oprócz mieszkańców i garstki turystów nie było
tu nikogo. Jak na złość zapomniałem portfela i w kieszeni miałem tylko drobne.
Starczyło tylko na lody dla Małgosi.
Czekała na mnie nachmurzona. Siedziała na dziobie kajaka i opędzała się od much.
Bez słowa, wymownie wyciągnęła dłoń po loda. Podałem jej go, odczekałem, a\
wsiądzie i wypchnąłem nas na wodę.
Leniwie wiosłowałem rozglądając się na wszystkie strony. Dzięki temu zauwa\yłem
błysk w szuwarach na wschodnim brzegu. Ktoś nas obserwował przez lornetkę. Byłem
pewien, \e był to Robert. Teraz ju\ dyskretnie przyglądałem się podejrzanym krzakom.
Wróciliśmy do  Muzy" i zostawiliśmy kajak w hangarze. Małgosia chłodno rzuciła mi:
 Cześć!" i pobiegła do pokoju.
60 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl