[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie jesteś moim synem, ryczał ojciec w jego głowie. Ludzie patrzą na ciebie i wcale by mnie nie
winili, gdybym zabił twoją matkę. Ale ona rzuciła na mnie urok. Nie mogę nawet podnieść na nią
ręki.
Policzek Darricka zapiekł boleśnie, ale był to ból z przeszłości, nie coś teraźniejszego. Chłopiec,
którym był, wylądował na stercie pokrytego gnojem siana. Ojciec zbliżył się i zbił go, przez co
Darrick przeleżał kilka dni w stajni, z gorączką i połamaną ręką.
— Czemu wtedy nie umarłem? — spytał. Wszystko byłoby prostsze, znacznie prostsze.
Mat żyłby dalej, mieszkał w Hillsfar wraz z rodziną.
Uznałem, że nie ma co tam siedzieć, powiedział Mat. Wolałem odejść z moim przyjacielem.
A gdybyś ty nie dał mi powodu do opuszczenia Hillsfar, opuściłbym je sam. To nie było ciekawe
489
miejsce dla kogoś takiego jak ty czyja. Mój tato wiedział o tym, tak samo jak o tym, że cię odwie-
dzam.
— Zabiłem cię — powiedział Darrick.
A gdyby nie ty, jak sądzisz, ile razy byłbym już do tej pory martwy, zanim to wszystko skończyło
się w Porcie Tauruka?
Darrick znów zobaczył Mata uderzającego o ścianę klifu ze szkieletem, przyssanym do niego
niczym pijawka.
Ile razy kapitanowie, pod którymi służyliśmy, powtarzali nam, że życie marynarza Zachodniej
Marchii jest nic nie warte? Ciężka harówa, słabe pieniądze i krótkie życie, co w większości przypad-
ków się sprawdzało. Jedyne, co sprawiało, że to życie w ogóle miało sens, to towarzysze z załogi i te
kilka dziewek z tawerny, które na twój widok przewracały oczami, jakbyś był wielkim bohaterem.
Darrick pamiętał te słowa i tamte czasy. Mat był w tym najlepszy, zawsze zabierał najładniejsze
panienki i miał najwięcej przyjaciół.
I będę wiedział, że nadal mam szczęście, powiedział Mat, jeśli uda mi się skończyć to, co do mnie
należy. Unieś miecz, Darrick, i bądź gotów. Nadchodzi trzeci człowiek.
Darricka opuściła część złego samopoczucia. Dopiero wtedy zorientował się, że Taramis chwycił
go obiema rękami za koszulę i potrząsa nim.
490
— Darrick — powtarzał mędrzec. — Darrick.
— Słyszę cię. — Darrick usłyszał jak strzały uderzają o metalowe tarcze, które podnieśli inni
wojownicy. Najwyraźniej straż świątynna nabrała odwagi i postanowiła usunąć kilku z nich. Póki
co, wojownicy byli w stanie trzymać tarcze na zakładkę, tak aby żaden pocisk się nie przeniknął.
— Jaki trzeci człowiek? — dopytywał się Taramis.
— Nie wiem.
— Czy jest stąd jakieś wyjście?
— Nie wiem. Na twarzy mędrca pojawiła się desperacja.
— Użyj miecza.
— Nie wiem, jak.
Czekamy, powiedział Mat.
— Czekamy — powtórzył bezmyślnie Darrick. Tak bardzo zwinął się wewnątrz siebie, że nic nie
miało już znaczenia. Głos jego ojca ucichł i znikł gdzieś w tle. Być może Mat znalazł jakiś sposób,
aby utrzymać go w ciszy, ale gdyby w to uwierzył, musiałby uznać, że Mat nie jest demonem,
a Darrick był niemal pewien, że demon w jego głowie mówił też głosem Mata.
— Nadchodzą kolejni strażnicy — oznajmił Palat.
Nagle, bez ostrzeżenia, kamień szurnął o kamień.
491
Taramis spojrzał nad ramieniem Darricka.
— Patrz — powiedział mędrzec. — Być może twój przyjaciel miał rację.
Darrick odwrócił się powoli i dostrzegł prostokątny otwór w suficie kanału, nad stertą gruzu.
Przyjrzał się temu bliżej i zauważył, że nie były to otwarte drzwi, a raczej duży kawał kamienia,
który został wyjęty i odrzucony. Gruz i wodę rozjaśniło światło.
W otworze pojawiła się głowa jakiegoś mężczyzny.
— Darricku Lang! — zawołał.
Taramis uniósł latarnię i oświetlił człowieka. Patrząc na te spalone resztki twarzy, Darrick nie
mógł uwierzyć, że nadeszła pomoc.
— Darricku Lang! — zawołał ponownie spalony mężczyzna.
— Zna cię — powiedział cicho Taramis. — Kto to?
— Nie wiem — odparł Darrick, nie mogąc rozpoznać rysów twarzy wśród skaczących świateł
i cieni.
Znasz go, powiedział Mat. To kapitan Raithen. Ten od piratów z Portu Tauruka. Walczyłeś z nim
na pokładzie pirackiego okrętu.
Zaskoczony, w jakiś sposób świadom, że Mat mówił prawdę, Darrick rozpoznał mężczyznę.
— Ale on nie żyje.
492
[ Pobierz całość w formacie PDF ]