[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powtarzam, a nie w parku.
Nigdy nie byłam w pańskim ogrodzie. Nawet nie wiem, gdzie jest! odpowiedziała
twardo.
Ludzie, ludzie, co wy ze mną robicie? złapał się za głowę i potrząsnął nią, jakby
dostał napadu epileptycznego.
Merlin podszedł do niego i wziął go pod ramię.
Spokojnie, spokojnie. Czy pan poznaje tę panią?
Jak to poznaję? wykrzyknął. A kto ma drugie takie wariackie włosy! Nie
widziałem w życiu takich włosów. Po tych włosach poznałbym panią na końcu świata.
Zatem kobieta spotkana w ogrodzie miała takie same włosy?
Inna? To ona. Widzał pan u kogo innego takie włosy?
Widziałem uciął krótko inspektor.
Zwraiuję opadł z sił i zaczął się macać w okolicy biodra przeklęte kamienie.
Merlin poniechał dalszej rozmowy z Cottardem, wyprowadził pannę Rouy do hallu i
kazał Cabsowi i Terence'owi udać się za nią.
Cabs patrzył spode łba na pannę Rouy, a Terence uśmiechał się bez przekonania. Marly
czekał na nich w pokoju Higgins.
Jest co nowego? spytał inspektor.
Znalazłem przyrządy do golenia oznajmił Marly.
Proszę, niech panowie wejdą powiedział Merlin do gangsterów ustępując im
miejsca w drzwiach. Cabs i Terence wkroczyli do środka z ociąganiem. Spuścili oczy.
Czy panowie znają tego człowieka? spytał Merlin.
Milczeli przyglądając się zwłokom.
Nie poznają, że Laleczka żachnęła się panna Rouy. To są ludzie?
Merlin spojrzał na sekretarkę i rzucił szybko do gangsterów:
Czy to jest Laleczka?
Terence zaśmiał się głupkowato, Cabs przystąpił bliżej trupa i nachylił się nad nim.
Potem powoli odwrócił głowę i rzekł:
Tak, to Micky.
A pan? rzekł do Terence'a.
Teraz z kolei nachylił się blondyn i zaraz potem stwierdził z naciskiem:
Oczywiście, że Laleczka. Cały ogień na laleczkę! dodał aforystycznie.
O, tak. Cały ogień na Laleczkę. I gangsterów, i policjantów twarz inspektora
rozjaśnił uśmiech. Dziękuję, to bardzo ważne. Nie wiem czy panowie zdają sobie sprawę,
że od tej chwili jesteście podejrzani o zamordowanie swojego przeciwnika?
Terence dostał ataku śmiechu. Panna Rouy spojrzała zgorszona jego zachowaniem przy
nieboszczyku.
Ależ tak, inspektorze. Zdajemy sobie sprawę. Tylko musicie nam to udowodnić. Clive,
pójdziemy do mamra. Na wypoczynek.
Skuć ich? spytał Marly sięgając do kieszeni munduru.
Nie! odrzekł Merlin. Panowie pozostają do dyspozycji władz śledczych w
hotelu.
To jest dopiero policja! wrzasnął Terence. %7łyć, nie umierać.
Marly nie rozumiał po angielsku i zdziwienie jego nie miało granic, gdy inspektor nie
kazał mu wykonać zwykłego obowiązku wobec morderców. Cofnął się i wzruszył ramionami.
Cabs wystąpił do przodu i skierował pełne nienawiści spojrzenie na pannę Rouy.
A ona?
Czego chcesz ode mnie? zdenerwowała się panna Rouy.
Merlin nakazła jej spokój. Zwrócił się po angielsku do gangstera:
Pan jest całkowicie pewien, że ta osoba jest mordercą Laleczki?
Tak. Mam oko.
Pamięta pan wszystkie szczegóły jej garderoby?
Tak odrzekł Cabs patrząc na pannę Rouy, która czuła się bardzo nieswojo pod jego
groznym spojrzeniem.
Na pewno?
Nie mylę się. Ona.
Czy któryś z panów ofiarował tej pani kwiat na tarasie?
Tak, to ja jej dałem rzekł Cabs i ani jeden mięsień nie drgnął mu w twarzy.
Czy kobieta, którą pan widział wychodzącą od Thomsona, miała kwiat wpięty w
suknię?
Gangster oburzył się w pierwszym odruchu.
Miała.
Niech się pan zastanowi. Idzie tu również o pańską wolność.
Terence drapał się po głowie i przestępował z nogi na nogę.
Clive, to ważne. Wez się w garść.
Cabs chrząknął, wykazując zdenerwowanie.
Merlin czekał, założywszy ręce na piersi.
Proszę dobrze pomyśleć.
Cabs utkwił wzrok w sukni panny Rouy, w miejscu, gdzie wpięła na tarasie magnolię.
No, Clive? ponaglał go Terence. Miała, czy nie miała?
Cabs poruszył głową.
Nie wiem powiedział cicho. Zupełnie teraz nie wiem.
Terence przyskoczył do panny Rouy i rękami zaczął machać w okolicy jej lewej piersi.
Przecież to taki duży, biały kwiat. Popatrz, jaki duży. Taki kwiat rzuca się w oczy.
Cabs zamknął oczy i zachwiał się na nogach. Potem szybko się wyprostował.
Nie miała.
Merlin zbliżył się do niego.
Więc zmienia pan zdanie?
Wtrącił się Terence:
To jasne, że nie miała. Inaczej by przecież zauważył.
A czemu pan tak bardzo chce, żeby nie miała? zwrócił się do niego Merlin, robiąc
zdziwioną minę.
Terence zakołysał się na obcasach i zaśmiał się:
Lubię prawdę. A tu widzę, że panu na tym kwiecie zależy.
Inspektor poklepał go po ramieniu.
Panu zależy, bo ta pani wskazał na pannę Rouy nie ma kwiatu. Zapomina pan
jednak, że zemdlała i kwiat odpadł. Przenoszono ją nieprzytomną. Mógł się oderwać. To
chyba nie nasuwa wątpliwości?
Terence wybuchnął śmiechem.
Popatrz, Clive, ten pan bierze nas za bardzo głupich chłopców. Chce się bawić z nami
w ciuciubabkę.
Cabs uśmiechnął się kwaśno i w dalszym ciągu wpatrywał się w pannę Rouy, mierząc ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]