[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzie dobrze, w przyszłym tygodniu sama odmaluje sypialnię
i wprowadzi się jeszcze przed wejściem hydraulika.
W poniedziałek rano w gabinecie Helen zjawiła się pani
Emery, którą nadal nękały bóle głowy.
- Skarży się pani na wiele różnych drobnych dolegliwości
- zaczęła Helen, przybierajÄ…c serdeczny wyraz twarzy. - Ja jed­
nak mam wrażenie, że w gruncie rzeczy cierpi pani na lekką
depresjÄ™. Czy nie mam racji?
- O tak - przytaknęła pani Emery. - Stale czujÄ™ siÄ™ przygnÄ™­
biona. Nawet rano, zaraz po przebudzeniu.
- Czy to się zaczęło po śmierci męża?
- Nie jestem już nikomu potrzebna - westchnęła pacjentka.
- Nie mam się czym zająć, czym wypełnić dnia. A do tego stale
na coÅ› chorujÄ™.
- A czy nie sądzi pani. że te choroby biorą się po prostu
z samotności i nudy? - zaryzykowała Helen. - Doskonale bym
to rozumiała. Czy nigdy nie myślała pani o znalezieniu sobie
jakiegoś zajęcia poza domem?
- Miałabym segregować rzeczy w dobroczynnym sklepie?
- obruszyła się pani Emery. - To by mnie do reszty dobiło.
- Nie. Myślałam o prawdziwej, odpowiedzialnej pracy.
- Chyba już bym nie potrafiła. Bałabym się, że sobie nie
poradzę. Ale może rzeczywiście lepiej bym się poczuła.
- Proszę to przemyśleć - zachęciła ją Helen. - Według
mnie, jest pani zupełnie zdrowa. A tym, że miewa pani czasem
bóle głowy czy żołądka albo lekki ucisk w piersiach, proszę się
nie przejmować. To nic poważnego. MajÄ…c wiÄ™cej zajÄ™cia, prze­
stałaby pani zwracać na to uwagę.-
Pani Emery podniosła się z krzesła. Miała łzy w oczach.
- Przepraszam, że niepotrzebnie zabierałam pani czas.
- To nie byÅ‚o niepotrzebne zabieranie czasu - gorÄ…co zapro­
testowała Helen. - I proszę bez wahania przychodzić, kiedy
tylko będzie pani miała taką potrzebę.
Helen miała wrażenie, że jej sugestia padła na podatny grunt.
Jeśli nawet nie przekonała pani Emery, to przynajmniej dała jej
do myślenia.
Następnemu pacjentowi również sprawiła niespodziankę.
Był nim chłopczyk w wieku Sama, który od paru dni miał
wysypkę na dłoniach, na podeszwach stóp i po wewnętrznej
stronie warg, a do tego ból gardÅ‚a, lekka chrypkÄ™ i nieco pod­
wyższoną temperaturę. Po dokładnym zbadaniu małego Helen
zwróciła się do matki z uspokajającym wyjaśnieniem.
- Proszę się nie martwić. To tylko niegrozna choroba, zwana
popularnie chorobą rąk, stóp i ust, która...
- ZÅ‚apaÅ‚em chorobÄ™ pyska i racic. Co za Å›wiÅ„stwo! - z ob­
rzydzeniem wykrzyknął mały. A jego matka zawtórowała:
- Boże święty! Jak to możliwe?
- Nie, nie - z lekkim uśmiechem zaprotestowała Helen. -
Nie pyska i racic, tylko rÄ…k, stóp i ust. To zupeÅ‚nie inna wiru­
sowa choroba, całkiem niegrozna. Niemniej proszę zatrzymać
syna w domu, dopóki nie ustąpią objawy. Proszę dopilnować,
żeby po wyjściu z ubikacji dokładnie mył ręce i zasłaniał usta,
kiedy zakaszle.
- Zapisze mu pani jakieÅ› lekarstwo?
- Nie ma potrzeby. Choroba minie sama. Gdyby miaÅ‚ pod­
wyższoną temperaturę, proszę mu podać paracetamol. - A zwra-
cając się do chłopca, dodała: - Za parę dni będziesz zdrów jak
ryba.
- Ale będzie heca, jak się tata dowie, że mam chorobę pyska
i racic! - zachichotał niepoprawny smarkacz.
- Uważaj, bo jak zaczniesz rozpowiadać takie rzeczy, ani się
obejrzysz, jak w szkole zjawią się dziennikarze - ostrzegła go
Helen.
- Super! Stanę się sławny!
Kiedy matka i syn w wesoÅ‚ym nastroju opuÅ›cili gabinet, He­
len uporządkowała papiery na biurku i wyłączyła komputer.
Chłopiec był jej ostatnim pacjentem. Zajrzała do Julii, która
przywitała ją śmiechem.
- Mały Tim opowiada, że zaraził się chorobą pyska i racic.
- Jak siÄ™ to rozejdzie, zrobi siÄ™ skandal i wylecÄ™ z pracy
- zmartwiła się Helen.
- Nie ma się czego obawiać - uspokoiła ją recepcjonistką.
- Aha, żebym nie zapomniała, Nick chce z tobą porozmawiać.
Jest w kuchni.
Zastała go przy maszynce do kawy.
- Napijesz się? - spytał, kiedy weszła.
- Chętnie. Podobno masz do mnie jakąś sprawę.
- No wÅ‚aÅ›nie. Zdaje siÄ™, że pani Emery znowu ciÄ™ odwie­
dziła. Jak poszło?
- Niezle - odparła Helen, zadowolona, że nie chodzi mu
o nic osobistego. - Kiedy zapytałam, czy jej choroby pojawiły
się po śmierci męża, poskarżyła się na swoje puste, samotne
życie. Zasugerowałam więc, żeby postarała się znalezć jakieś
absorbujące zajęcie, i chyba trafiłam jej do przekonania. Pod-
kreśliłam jednak, żeby w razie potrzeby nie wahała się szukać
u nas pomocy.
- Obyś tego nie pożałowała! - zaśmiał się Nick.
- Zrobiło mi się jej szczerze żal.
- Mnie też jej żal. Niemniej nie traćmy nadziei, że z czasem
znajdzie sposób na swoje kłopoty.
Kiedy Nick podawał jej kubek kawy, ich dłonie zetknęły się
i Helen doznała fizycznego wstrząsu. W jej pamięci odżyło
wspomnienie pocałunku sprzed kilku dni, a wraz z nim wrócił
żal za wszystkim, czego się wyrzekła. Usiadła naprzeciw Nicka,
starając się nie patrzeć mu w oczy.
- Jak idzie remont? - zapytaÅ‚ rzeczowo, a ona znów ode­
tchnęła z ulgą.
- Jeszcze nie wiem. Elektryk miał zacząć dziś rano. Zaraz
jadę, żeby zobaczyć, co się tam dzieje.
- A więc jesteś już formalnie właścicielką. Powinienem
zwrócić ci klucz.
- Nie ma pośpiechu. Jeśli nie zapomnisz, przywiez mi go
po prostu do przychodni.
Zapadło niezręczne milczenie. Helen miała nieprzepartą
ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie, ale kawa była za gorąca, by
jÄ… wypić jednym haustem. Nick tymczasem w zamyÅ›leniu mie­
szał cukier.
- ChciaÅ‚em ciÄ™ przeprosić za tamten pocaÅ‚unek - powie­
dział. - To nie było zaplanowane. Po prostu tak się stało.
- Daj spokój - przerwała. - Nie ma o czym mówić.
- Owszem, jest - odparł cicho. - Bo od tamtej pory myślę
tylko o tym, żeby znowu cię pocałować.
Helen poczuła, że na policzki występują jej gorące rumieńce.
- To niemożliwe - powiedziała krótko.
- Wiem - westchnÄ…Å‚ Nick. - Jeszcze raz przepraszam. BÄ…dz
spokojna, to się więcej nie powtórzy.
Poczuła zawód. Jej też marzyły się jego pocałunki. I nie
tylko. Przestraszona własnymi myślami, szybko dopiła kawę,
parząc sobie gardło.
- Muszę jechać. - Zerwała się z krzesła i pobiegła do swego
pokoju.
Tam przebrała się szybko w najstarsze dżinsy i już po paru
minutach parkowała przed swym nowym domem, obok białej
półciężarówki elektryka. W Å›rodku panowaÅ‚ nieopisany rozgar­
diasz: podłoga zasłana była tynkiem, ze ścian zwisały kable.
Pobiegła na piętro, skąd dobiegał stuk młotka.
- Dzień dobry! Jak panu idzie?
- Do przodu! To mały dom. W jakie dwa dni pewnie się
uwinę - odparł. - Aha, zajrzał tu hydraulik. Powiedział, że inna
robota mu nie wypaliła i może zacząć od jutra. Czeka na telefon.
- Ach, to świetnie! Dzięki za dobrą wiadomość. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl