[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przystało.
- Na pewno - obiecała słodko.
Nie zhańbiła się przy nim płaczem tylko dlatego, że zdążyła przekręcić klucz w zamku i wpaść do
domu.
Po tej ważkiej rozmowie o północy minęło kilka tygodni, w czasie których nie zdarzyło się nic
godnego odnotowania, prócz tego, że Bettine zmieniła nazwisko, wychodząc za mąż za młodego
Blackmore'a. Jedna z rejestratorek skomentowała, że nie byłby taki chętny, gdyby nie dwór Bettine.
Słysząc to, Nina pomyślała, że tych dwoje dobrze się dobrało.
Bettine nadal pracowała w ośrodku. Dzięki temu, że Rob okazywał spokój, dystans i chłodną
uprzejmość, ilekroć zna-
lazł się razem z byłą narzeczoną, panowała atmosfera wolna od wzajemnych urazów czy
zażenowania. Nikt nie wiedział, co Rob czuje do Bettine, ale zauważono, że z większym niż zwykle
poświęceniem oddaje się pracy, w wolnym czasie unika towarzystwa, jest nieswój i wygląda na
zmęczonego.
Nie lepiej wyglądała jego podopieczna, ale ponieważ nie była takim obiektem zainteresowania jak
Bettine, nikt nie zauważył, że Nina jakby przygasła. Nikt oprócz jej macochy.
Eloise po rekonwalescencji wyglądała o wiele lepiej. Trochę przytyła, urosły jej włosy,
przypominając krótką chłopięcą czuprynkę, a słońce i morskie powietrze ozłociły jej bladą skórę.
- Zlicznie wyglądasz! - zawołała z ulgą Nina, kiedy zobaczyła ją zaraz po powrocie.
- A co u ciebie? - spytała cicho Eloise, kiedy się uścisnęły. - Wciąż umierasz z tęsknoty za tym
przystojnym lekarzem, który związał się słowem z inną?
- Już nie jest związany - odparła obojętnie. - Dowiedział się, że narzeczona zaszła w ciążę z innym i
to był koniec.
Eloise otworzyła szeroko oczy.
- Więc jest wolny!
Westchnienie Niny powiedziało jej, że to nie takie proste.
- Kryje się ze swoimi uczuciami, ale dał mi jasno do zrozumienia, że nie rozgląda się za nową
dziewczyną.
- Więc traktujemy to jako ultimatum czy też uznajemy, że cudowny Robert przesadza z tym
odżegnywaniem się od bliższej znajomości? - spytała Eloise.
- Stawiam na ultimatum - odparła Nina. - Sądząc po tym, jak się do mnie odnosi, odkąd wszystko
wyszło na jaw. Nie traktuje mnie jak trędowatej, ale swoim zachowaniem nie pozostawia
wątpliwości, że jest nieosiągalny.
Eloise nie pocieszała jej banalnymi uwagami. Wiedziała,
że ukochana pasierbica cierpi, i to bardzo. Nina nigdy przedtem nie zakochała się naprawdę i nie
umiała sobie poradzić z tym uczuciem, zwłaszcza że pracowała razem z Robem. Musi przejść przez
to sama. Nikt nie może jej w tym wyręczyć.
Ciąża Bettine była coraz bardziej widoczna. Rob wiedział, że jego postawa jest dla wszystkich
zaskakująca. Myślą, że jestem zimny jak ryba, skoro przyjmuję to z takim spokojem, konstatował ze
smutną satysfakcją.
Tylko on i Nina wiedzieli, że narzeczeństwo skończyło się, zanim wyszła na jaw nieuczciwość
Bettine, a żałował jedynie tego, że nie zerwał z nią wcześniej. Zdawał sobie sprawę, że Nina
przygasła i że on do pewnego stopnia za to odpowiada, ale nie czuł się na siłach tego naprawiać.
Tamtej nocy w ogrodzie, gdy oczyścił się z zarzutu nieprawości, zadał cios ich przyjazni,
odstręczając Ninę od siebie. Wtedy powiedziała, że go nie kocha, i był to właściwy finał kilku
najgorszych dni jego życia.
Wiedział, że Gavin smali do niej cholewki, i za każdym razem, kiedy ten czaruś kręcił się koło Niny,
miał ochotę go przegonić. Ponieważ jednak tak jasno dał do zrozumienia, że między nim a Niną do
niczego nie dojdzie, mógł ją najwyżej ostrzec. Aż się skrzywił na myśl o tym. Nietrudno było sobie
wyobrazić, jaką by dostał odprawę. Pilnuj swego nosa" albo daj mi spokój".
Prywatnie nie ułożyło się między nimi, ale w pracy owszem. Widział w niej materiał na dobrego
lekarza. Była inteligentna, pewna siebie, zaangażowana, rzadko mógł jej cokolwiek zarzucić. Nieraz
myślał z goryczą, że historia z Bettine przysłużyła się ośrodkowi, ponieważ on i Nina byli tak oddani
pracy, że pozostali trzej partnerzy musieli niezle się starać, aby dotrzymać im kroku.
W chłodny jesienny poranek wezwano ich do domu, gdzie odbyli pierwszą wspólną wizytę. Kiedy
samochód zaczął podjeżdżać na wzgórze, wokół którego rozpościerała się farma, Nina zerknęła na
niego niespokojnie.
- Czy nie byłoby lepiej, gdyby ktoś inny pojechał z tą wizytą?
- Nie. Tom Blackmore jest moim pacjentem. To, że jego syn zrobił dziecko mojej napalonej
narzeczonej, nie zmienia moich zobowiązań wobec ojca.
Mówił urywanym głosem. Chciała go objąć i wyznać, jak za nim tęskni. Ale przecież nie może
pozwolić, by znów potraktował ją tak lekceważąco jak tamtego wieczoru w ogrodzie.
Dziś nie czekały na nich świeżo upieczone bułki. Mary otworzyła drzwi z twarzą ściągniętą
niepokojem.
- Dziękuję, że pan przyjechał, doktorze - rzekła nieco speszona - chociaż nie mielibyśmy żalu, gdyby
przysłał pan innego lekarza.
- Nie przejmuj się tym, Mary - odparł cicho. - Powiedz tylko, co się stało. Czy jest mu gorzej?
- Tak, ale wezwałam lekarza, bo się przewrócił. Dziś rano podreptał do łazienki. Zwykle mu
pomagałam, a dziś ubrdał sobie, że pójdzie beze mnie i potknął się o pasek od szlafroka.
Rob ruszył w stronę schodów.
- Jest w łóżku, jak rozumiem? - rzucił przez ramię.
- Tak. Sama nie wiem, jak mi się udało go tam zaciągnąć. Uderzył się mocno w głowę i boli go
nadgarstek.
Weszli po schodach - Rob pierwszy, za nim żona farmera, a na końcu Nina, która zastanawiała się,
gdzie też podziewa się młody małżonek i przyszły tatuś.
Przez wzgląd na Roba miała nadzieję, że nie pojawi się
w czasie ich wizyty u pacjenta. Ale właściwie co by to zmieniło? Pocieszające było, że człowiek,
który podbiegał właśnie do dużego łóżka, nie żałował, że pokrzyżowano mu jego plany małżeńskie.
- Co się stało? - krzyknęła Mary Blackmore.
Stanęła u boku Roba i zobaczyła, co się stało. Nina też. Farmer patrzył niewidzącymi oczami w
sufit. Na sinych wargach wystąpiła piana. Rob przyłożył dłoń do szyi i przegubu ręki. Potrząsnął
głową.
- Nie żyje, Mary - rzekł z powagą. - Kiedy stąd wyszłaś?
- Najwyżej dwadzieścia minut temu - szepnęła żałośnie.
- To pewnie przez ten upadek - orzekł, oglądając wielki siniak na skroni Toma.
Jego żona rozszlochała się. Kiedy Nina przytuliła ją, rzekła:
- Jest mi tak smutno. Byliśmy małżeństwem przez czterdzieści dwa lata. Ale czuję też ulgę, że
odszedł. Od kilku lat nie miał właściwie życia.
- Gdzie są synowie? - spytał Rob, kiedy zeszli na dół. - Czy wiedzą o upadku?
Potrząsnęła głową.
- Dwaj młodsi są na pastwisku, no a Keith mieszka teraz we dworze. Chociaż, jak go znam, będzie
zajęty gdzieś w gospodarstwie.
- Bądz łaskawa zadzwonić do dworu, Nino - polecił Rob z twarzą, która nie wyrażała żadnych
uczuć. - Poproś, żeby zaraz przyjechał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]