[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dobranoc, Mayu. - Ellie wypchnęła ją za drzwi. - Baw się dobrze.
Z uśmiechem zaniosła naczynia do kuchni. Ma jeszcze dużo roboty i nie wyjdzie stąd, dopóki nie skończy.
Było pózno. Dan doszedł do wniosku, że domek nad morzem jest bardzo pusty, jeśli nie ma nikogo, z kim można by podziwiać za-
chód słońca. Nikogo, kto doceniłby słone powietrze wolne od wielkomiejskich spalin, kto razem z nim podziwiałby romantycznie
okrągły księżyc na bezchmurnym niebie i srebrną drogę na wodzie.
Dotychczas księżyc i cisza niewiele znaczyły w jego życiu. Był niespokojny, brakowało mu pracy, miasta, zgiełku.
PowziÄ…Å‚ decyzjÄ™. Jutro z samego rana pojedzie do schroniska i wybierze sobie psa.
Rozdział 13
E
llie wróciła do domu dopiero przed pierwszą w nocy. Ledwo się trzymała na nogach ze zmęczenia. Mięśnie karku zesztywniały jej na
kamień.
ZrzuciÅ‚a z ulgÄ… buty i tÄ™sknie pomyÅ›laÅ‚a o zaproszeniu Dana. Kolacja w restauracji? Œmieszne. To ona organizuje i wydaje kolacje,
natomiast sama jada na zapleczu, nie w ekskluzywnych lokalach.
Zresztą bałaby się zaangażować emocjonalnie. Zbyt wiele by ryzykowała. Wszystko, co miała i co zdołała pożyczyć, zainwestowała
w restauracji -  U El-lie" to jej życie, jej przyszłość. Uparła się, że udowodni, na co ją stać, choć do tej pory nie wiedziała, kogo chce
o tym przekonać. Nade wszystko zaś musi zarobić dużo pieniędzy, żeby opiekować się babcią.
Mały domek był przytulny i ciepły. W niewielkim saloniku, po lewej stronie od drzwi wejściowych, stało kilka antyków z Journey's
End, co nadawało mu specyficzny charakter. Na sosnowym gzymsie nad kominkiem błyszczały dwa srebrne świeczniki, między nimi-
-kolekcja oprawionych fotografii. Przedstawiały Miss Lottie, Marię i, oczywiście, Bruna. Nad kominkiem wisiało ładne lustro z we-
neckiego szkła. Przeciwległą ścianę zajmował antyczny kredens. Na blacie pysznił się bukiet czerwonych tulipanów w fajansowym
wazonie. Szklany blat małego stolika był niemal niewidoczny spod sterty książek. Na bocznym stoliku stała lampa z bursztynowym
abażurem. Œciany ozdabiaÅ‚o pół tuzina starych obrazów. Wystroju dopeÅ‚niaÅ‚a stara sofa pokryta kremowym lnem i nieduże fotele.
Mały pokoik był tak pełen mebli, że nie wcisnęłoby się tu nawet igły.
Po przeciwnej stronie znajdowała się jadalnia. Ellie pomalowała ściany na zgniłozielony odcień. Teraz znaczyły je białe żyłki - pa-
miątki po trzęsieniu ziemi. Centralne miejsce zajmował okrągły stół z marmurowym blatem i stare plecione krzesła. W rogu przycup-
nął sztuczny fikus w glinianej donicy, a na ścianach było jeszcze więcej obrazów niż w saloniku.
Aukowate przejście prowadziło do kuchni wyłożonej białymi kaflami, nieskazitelnie czystej, bo Ellie na dobrą sprawę używała jej je-
dynie do parzenia kawy.
4-Wcześniej... 49
Po stromych schodach szło się do sypialni i łazienki. Podobnie jak inne pokoje, pomieszczenia były małe, ale przytulne. Aoże z balda-
chimem należało do jej rodziców. Wtedy okrywały je indyjskie tkaniny haftowane złotem i purpurą, teraz -bardziej niewinne biele i
beże. Na podłodze leżało tyle perskich dywaników, że tworzyły jedyną w swoim rodzaju mozaikę kolorów i wzorów. Nocne stoliki
miały blaty z włoskiego marmuru, boczne lampki - abażury koloru starego złota.
Na starej sosnowej toaletce przechowywała swoje kosmetyki i ulubione perfumy - L'eau d'Issey. Stała tam również fotografia rodzi-
ców. Ukochany szlafrok, który kupiła mając siedemnaście lat i z którym do dzisiaj nie mogła się rozstać, leżał niedbale rzucony na
poręcz sofy przy oknie.
Wszystko zdawało się na nią czekać.
Wzięła prysznic, włożyła powyciąganą koszulkę z napisem  L.A. Lakers", białe skarpetki i usiadła przed lustrem, żeby zmyć maki-
jaż, wklepać krem i sprawdzić, czy nie pojawiły się jakieś zmarszczki. Następnie rozczesała włosy, jak zwykle zła, że się kręcą, i po
raz setny próbowała sobie wyobrazić, jak wyglądałaby z prostymi.
Podeszła do okna. Nad skrawkiem oceanu, który widziała, unosił się księżyc. Nagle oczami wyobrazni zobaczyła randkę z Danem
Cassidym. Eleganckie ubranie, dobra restauracja, wino. Nie, coś tu nie pasuje, ale to na tyle miły obraz, że można z nim zasnąć,
stwierdziła wsuwając się pod kołdrę.
Zamknęła oczy i przypomniała sobie silny zarys szczęki Dana, głęboki błękit oczu, to, jak łatwo odzwierciedlały jego uczucia, od zło-
ści po rozbawienie, kiedy ją poznał. Ziewnęła. Pewnie nadal widzi w niej piegowatego dzieciaka, którego przed laty uczył surfingu.
Zasypiała pogrążona myślami w tamtych czasach, gdy życie było proste, Miss Lottie była sobą, a słońce zdawało się zawsze świecić
w zenicie.
Następnego ranka wciąż miała przed oczami widok: roześmiane dzieci bawią się na plaży, a wysoki, przystojny Wesoły Danny, mi-
łość całego obozu, wyławiaj e z oceanu, jeśli spadną z deski. Przez całe popołudnie wizje te ją prześladowały. W końcu, przed wie-
czorem, powiedziała sobie  niech się dzieje co chce" i podniosła słuchawkę.
- Cześć - zaczęła. - Tu dziewczyna z plaży, która ci skasowała samochód. Brwi Dana uniosły się w zdumieniu, podobnie jak kąciki
ust - w uśmiechu.
- To znowu ty - stwierdził i zepchnął kundla z krzesła po raz dziesiąty. Kundel zaś po raz dziesiąty wdrapał się z powrotem. Dan nie
wiedział, czy się śmiać, czy płakać. Kundel miał charakterek. Miał również baryłkowate ciało, długie chude nogi, wyleniały ogon.
Wyglądał jak nadgryziona przez mole futrzana poduszka, ale za to z pyska do złudzenia przypominał psa z filmu  Babę - świnka z
klasą". Kundel najwyrazniej uśmiechał się złośliwie, nagle szczeknął przekornie, machnął ogonem i zwalił wszystko ze stolika na zie-
miÄ™.
Ellie odsunęła słuchawkę od ucha, zanim zapytała zdumiona:
- Czy to pies?
Usłyszała kolejne szczeknięcie i odpowiedz Dana:
- Poznaj mojego nowego przyjaciela, Pancho. Nie miałem ochoty podziwiać następnego zachodu słońca w samotności.
- Aż tak zle? - uśmiechnęła się.
- Aż tak zle - powtórzył tonem pełnym nadziei.
50
- Pomyślałam sobie, że bistro jest zamknięte w poniedziałki. Zazwyczaj tego dnia odwiedzam babcię. Może zjemy razem kolację?
Nic specjalnego, może steki na plaży?
Dan parsknął śmiechem.
- Dziewczyno, rozmawiasz z mieszczuchem. Na Times Sąuare nie mamy grilla. Nie jestem pewien, czy poradziłbym sobie z obsługą
takiego sprzętu.
- Więc cię nauczę, Wesoły Danny. Masz mieszkać w Kalifornii i nie umieć rzucić steku na grill? Niedopuszczalne. Nie martw się,
przywiozę jedzenie, ty załatw wino.
- Przynajmniej na tym siÄ™ znam.
- Mam nadzieję. A więc w poniedziałek, koło siódmej? Podał jej adres. Na zakończenie dodał całkiem poważnie:
- Bardzo siÄ™ cieszÄ™, Ellie.
- Ja też. - Celowo zachowała obojętny ton. - Do jutra, Wesoły Danny. Poczekał, aż przerwie połączenie, i nalał sobie chardonnay.
Oparty o poręcz
długo obserwował, jak woda mieni się różnymi kolorami, wreszcie ocean i niebo zlały się w jedno. Pewnego dnia wino z jego winni-
cy będzie równie dobre jak to, które pije. Najważniejsze to kupić grill. Jednak życie wcale nie jest takie złe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl