[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyblakłe.
Aleksiej Dikij jest dowódcą nuklearnego okrętu podwodnego Wiliuczyńsk", służącego do zwalczania okrętów
podwodnych. Należy on do elity naszej floty, tak samo jak jego łódz, stanowiąca element uzbrojenia kamczackiej
flotylli.
Dikij odebrał znakomite wykształcenie w Leningradzie (dzisiejszym Petersburgu), następnie zaś poczynił błyskotliwe
postępy, pnąc się po drabinie kariery jako wysoce utalentowany oficer. Mając 34 lata był już marynarzem okrętu
podwodnego o wyjątkowych kwalifikacjach. Patrząc na to w kategoriach międzynarodowego wojskowego rynku pracy,
każdy miesiąc służby podnosił jego wartość o tysiące dolarów. Obecnie jednak Aleksiej Dikij, kapitan I klasy, z trudem
wiedzie swoje nędzne życie - bo nie sposób tego ująć inaczej. Jego dom to straszliwa noclegownia dla oficerów, gdzie
na klatkach schodowych płatami odchodzi farba, miejsce na poły opuszczone i upiorne. Każdy, kto tylko mógł, opuścił
to miasto, udając się w głąb lądu", wrzucając swoją karierę w błoto. Okna wielu nie zasiedlonych obecnie mieszkań są
ciemne. To zimne, głodne, niegościnne terytorium. Ludzie uciekali stamtąd głównie z powodu nędzy. Kapitan Dikij
mówi mi, że gdy pogoda dopisuje, on sam i inni starsi oficerowie marynarki wybierają się na połów, żeby mieć potem
na stole coś przyzwoitszego do zjedzenia.
Na swoim kuchennym stole położył to, czym wypłaca się nasza ojczyzna za nienaganną, lojalną służbę. Dikij przyniósł
właśnie ze sobą do domu, ze swego okrętu, zawinięty w jedno z flotowych prześcieradeł miesięczny przydział kapitana.
Racja ta składa się z dwóch paczek grochu nie łuskanego,
dwóch kilogramów gryki i ryżu w torebkach papierowych, dwóch puszek najtańszego z najtańszych groszku w puszce,
dwóch puszek śledzia oceanicznego i butelki oleju roślinnego.
- Czy to już wszystko?
- Tak. To wszystko. - Dikij nie mówi tego tonem skargi, po prostu potwierdza stan faktyczny. Jest to silny, prawdziwy
mężczyzna. Mówiąc dokładniej - to prawdziwy Rosjanin. Jest przyzwyczajony do niedostatku. Jego lojalność odnosi się
bardziej do ojczyzny, niż do osoby, której przydarzyło się zostać w danym okresie jej przywódcą. Gdyby pozwolił
sobie na myślenie w inny sposób, już dawno by go tutaj nie było. Kapitan przyjmuje do wiadomości, że przydarzyć się
może wszystko, nawet głód - co właśnie przywołują na myśl jego racje żywnościowe.
Zawartość tych puszek i papierowych torebek stanowi miesięczne zaopatrzenie trzech członków rodziny kpt. Dikija.
Ma on żonę Larisę, która zdobyła kwalifikacje radiochemika. Ukończyła ona prestiżowy Moskiewski Instytut Inżynierii
i Fizyki; na absolwentów tej uczelni polują, jeszcze w ławach sali wykładowej, firmy komputerowe z kalifornijskiej
Doliny Krzemowej. .
Ale Larisa, żyjąca ze swym mężem w zamkniętym miasteczku wojskowym Floty Pacyfiku, jest bezrobotna. Ten
drobiazg nie obchodzi jednak szefostwa marynarskiego sztabu, ani też dalekiego Ministerstwa Obrony. Polityka
rekrutacyjna szefów sztabu oznacza, że uporczywie odmawiają oni zauważenia złota leżącego im pod nogami. Larisa
nie może dostać choćby pracy nauczycielki w szkole dla dzieci marynarzy. Wszystkie stanowiska są tam zajęte, i jest
jeszcze lista oczekujących. Tutejsze bezrobocie wśród personelu niemarynarskie-go wynosi 90%.
Trzecim członkiem rodziny kpt. Dikija jest jego córka Ali-sa, uczennica drugiej klasy. Jej sytuacja też jest nie do
pozazdroszczenia. W tym wojskowym miasteczku nie istnieje nic,
2-15
co pozwalałoby dać upust uzdolnieniom Alisy czy pozostałych dzieci. %7ładnych ośrodków sportowych, sal tanecznych,
komputerów. Jedynym miejscem, do którego te garnizonowe dzieci mogą sobie rościć prawo, jest ponure, brudne
podwórko, budynek z odtwarzaczem wideo i trochę kreskówek.
Zaprawdę - Kamczatka leży na najdalej na wschód wysuniętym punkcie naszego kraju, i zarazem na skraju
bezduszności naszego państwa. Z jednej strony znajdujemy tam najnowocześniejszą technikę, zaprzęgniętą w służbę
odbierania ludziom życia, z drugiej zaś strony - odludną egzystencję tych, którzy to nadzorują. Wszystko się tu opiera
na osobistym entuzjazmie i patriotyzmie. Brakuje pieniędzy, chwały brakuje, i przyszłości brakuje.
Miejsce, w którym mieszka Dikij, zwie się Rybachie. Jest oddalone o godzinę jazdy samochodem od Pietropawłowska
Kamczackiego, stolicy półwyspu. Rybachie to zapewne najbardziej w świecie znane zamknięte miasteczko wojskowe,
o liczbie ludności 20 tysięcy, które jest symbolem i zarazem awangardowym ośrodkiem rosyjskiej floty nuklearnej.
Miasteczko to jest naszpikowane najnowocześniejszymi rodzajami uzbrojenia. To właśnie tam jest usytuowana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]