[ Pobierz całość w formacie PDF ]
być silna, nie dać się skrzywdzić. Nie przeżyłaby, gdyby znów złamał jej serce.
R
L
T
Tylko tak mogła postąpić. Wiedziała, że Jesse łatwo nie zrezygnuje, bądz co bądz
Kingowie nie przegrywają, ale w końcu się podda. Byleby tylko jej sił starczyło.
Wrócił nazajutrz o świcie. Ponownie rozległo się walenie do drzwi.
- Bella! Otwórz, do cholery! Bella, porozmawiaj ze mną!
W sypialni jeszcze panował półmrok. Bella zerwała się z łóżka i podreptała do
drzwi. Wcześniej przysięgła sobie, że mu nie otworzy, jeśli wróci. I nie otworzyłaby, ale
strasznie głośno wykrzykiwał jej imię. Bała się, że za chwilę sąsiadka, pani Clayton, we-
zwie policję.
Przyciskając do siebie poły różowego szlafroka, nacisnęła klamkę. Poczuła powiew
zimnego wiatru. Niebo, usłane ciemnymi chmurami, miało kolor fioletu. Słońce jeszcze
nie wstało.
Jesse wyglądał tak, jakby całą noc był na nogach. Włosy sterczały mu na wszystkie
strony, koszulę miał pomiętą, oczy podkrążone, twarz nieogoloną. Trzymał przed sobą
dwa kubki.
- Poranna kawa - oznajmił.
Wzdychając ciężko, Bella wyciągnęła rękę. Okej, znał jej przyzwyczajenia, ale to
nic nie znaczy. Fakt, że przyjęła kawę, także nic nie znaczy.
- Jesse, przestań.
- Nie przestanę. - Postąpił krok bliżej. - Nie przestanę, dopóki mnie nie wysłu-
chasz.
Westchnęła ponownie, tym razem głośniej. Wyglądał koszmarnie, ona czuła się pa-
skudnie. Po co sprawę przeciągać? Nie lepiej pozwolić mu się wygadać? Może wtedy da
jej spokój?
- Dobra, słucham.
Zamrugał oczami.
- Nie wpuścisz mnie do środka?
- Nie.
Mruknął pod nosem coś, czego nie usłyszała.
- W porządku. Powiem to tutaj. - Popatrzył jej w oczy. - Bello, kocham cię.
Serce zabiło jej mocniej. Czy ból może się nasilać bez końca?
R
L
T
- Jesse, nie...
Wyciągnąwszy rękę, przytrzymał drzwi. Bał się, że Bella zamknie mu je przed no-
sem.
- Wiem, że głupio się zachowałem, że cię skrzywdziłem i że jesteś na mnie zła.
Masz do tego prawo. Ale nigdy dotąd się tak nie czułem. To dla mnie całkiem nowa sy-
tuacja. Może dlatego tak się plączę i wszystko psuję. Ale ja cię naprawdę kocham. Przy-
sięgam.
Azy napłynęły jej do oczu, wzrok stał się zamazany. Nie chciała płakać w obecno-
ści Jessego, ale wiedziała, że jeśli szybko nie zamknie drzwi, zaniesie się szlochem. Tyl-
ko tego było jej trzeba!
Jego słowa dzwięczały jej w głowie. Pragnęła w nie uwierzyć, ale czy mogła?
- Mam ci uwierzyć? Dlaczego? Od początku mnie okłamywałeś.
- Wiem. - Zacisnął usta. - I przepraszam. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo
mi przykro. Popełniłem w życiu wiele błędów, ale to, co do ciebie czuję, nie jest błędem.
Uwierz mi, Bello, kocham cię. Pragnę, żebyś została moją żoną. - Roześmiał się. - Nie
sądziłem, że kiedykolwiek wypowiem te słowa.
Zadrżała. Z trudem hamowała łzy.
- Przestań, proszę.
- Nie. - Nie spuszczał z niej wzroku. - Będę ci to stale powtarzał. Jesteś moją bra-
kującą częścią. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że jestem niekompletny, dopóki cię
nie odnalazłem. - Przesunął rękę i położył na jej dłoni. - Nie mogę cię stracić.
Ten lekki dotyk wystarczył, by przeniknął ją żar. Ale wciąż się bała, wciąż nie wie-
rzyła.
- Jesteś moją tajemniczą nieznajomą, Bello. Latami cię szukałem. Proszę, daj mi
szansę wynagrodzić ci ból. Daj nam szansę być razem.
Wpatrywała się w niego w milczeniu, pragnąc mu zaufać, lecz nie potrafiąc.
- Przykro mi, Jesse.
Pokręciwszy głową, zamknęła drzwi. Dopiero wtedy się rozpłakała.
R
L
T
Wieczorem lunął deszcz. Jesse zaklął siarczyście. Po raz pierwszy w życiu aż tak
musiał się starać. Dotychczas bez trudu zdobywał to, czego pragnął. Los zawsze mu
sprzyjał, a teraz...
Teraz wszystko zależy od tego, czy przekona Bellę, że jest dla niego najważniejsza,
że jest całym jego światem. Wierzył, że mu się uda.
Owszem, była uparta, ale on był uparty jeszcze bardziej. Jeżeli Bella sądzi, że Jesse
King się podda, to czeka ją duża niespodzianka. Wysiadł z samochodu i zanim zrobił
dwa kroki, zmókł do nitki.
Oczywiście musi padać. Bez deszczu byłoby za łatwo.
Popatrzył na dom Belli, potem na domy sąsiadów. Kevin przypuszczalnie bawił u
Traci, a u pani Clayton było ciemno. Zwietnie, nikt go nie zobaczy. Ponównie zerknął na
dom Belli. Na pewno spała zwinięta w łóżku.
Odgarnął z oczu mokre włosy i ruszył po trawniku do okien sypialni. Skończył z
pukaniem do drzwi i proszeniem, by go wpuściła. Wejdzie do środka i zmusi ją, by go
wysłuchała. Nie wyjdzie, dopóki jej nie przekona.
Uniósł okno, zadowolony, że jest otwarte. Ostatnim razem zauważył, że zamek jest
zepsuty i nawet chciał go wymienić. Dobrze, że nie zdążył.
Drewniana rama okienna lekko zaskrzypiała. Jesse wciągnął z sykiem powietrze.
Obejrzawszy się przez ramię, zobaczył, jak u pani Clayton zapala się światło. Wolałby,
by zapaliło się u Kevina, a nie u jakiejś obcej kobiety. Nie chcąc kusić losu i ryzykować
spotkania z policją, szybko wszedł do domu Belli.
Zdławił przekleństwo, gdy huknął golenią o parapet. Bella poruszyła się przez sen.
W ciemnościach widział zarys jej twarzy. Nawet nie podejrzewał, że można kogoś tak
mocno kochać.
Podszedł do łóżka, zdjął mokrą marynarkę i rzucił ją na podłogę, po czym przy-
siadł na materacu i położył rękę na biodrze Belli.
- Bello, obudz się.
Obróciła się powoli, otworzyła oczy i zamrugała.
- Jesse? To ty?
- Spodziewałaś się kogoś innego?
R
L
T
- Nie. Ale ciebie też się nie spodziewałam.
Chciała się odsunąć, ale przyciągnął ją do siebie.
- Jesteś cały mokry!
- Bo pada.
- Którędy wszedłeś? - Usiłowała się oswobodzić. Bezskutecznie.
- Przez okno. Powinnaś wymienić zamek.
- Najwyrazniej.
- Pani Clayton widziała, jak wchodzę, więc muszę mówić szybko, bo na pewno już
dzwoni po policję.
- Och, na miłość boską!
- Proszę, słuchaj, bo mam niewiele czasu, zanim mnie aresztują. - Uśmiechnął się.
Był mokry, przemarznięty, lecz promieniał szczęściem. Wystarczyło mu, że Bella jest
obok.
- Masz nie po kolei w głowie.
- Może.
Odgarnęła włosy z twarzy. Oczy jej lśniły.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego podejmujesz kolejne próby?
- Bo jesteś tego warta - oznajmił szeptem.
- Jesse, chciałabym wierzyć w twoją szczerość...
- Bo mnie kochasz. - Pogładził ją palcem po brodzie. - Dlaczego nie chcesz się
przyznać?
Zamknęła oczy. Pojedyncza łzy spłynęła jej po policzku.
- Nie mogę. Znów złamiesz mi serce. - Bębniący o szyby deszcz niemal zagłuszał
jej słowa.
Jesse słyszał ból w jej głosie i wiedział, że jest jego przyczyną. Ale zamierzał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]