[ Pobierz całość w formacie PDF ]

historie. Czują się dzięki nim lepsi.
 Dobrze, James.
 I słuchaj uważnie, Iwan. Chcę, żeby to się stało za miastem, jasne?
 Jasne. Ale co jeśli oni nie wyjdą?
 Wyjdą. Lisiecki nigdy nie usiedział w Kazni więcej niż dwa dni. Przyjeżdża tu tylko
wysłuchać plotek, uzupełnić zapasy i rusza w las. Teraz będzie tak samo. Jeśli wezmie ze sobą
dziewczynę, mają ją odbić. Jeśli ruszy sam, niech puszczą go wolno i przyjdą do mnie.
 I co wtedy?
 Wtedy złożymy wizytę Savie.
Rosjanin uśmiechnął się szeroko. Pomysł szeryfa bardzo przypadł mu do gustu.
*
Lisiecki rozsiadł się za stołem. Z torby przy pasie wyciągnął zwitek pomiętego papieru i
paczkę z tytoniem. Papier wyprostował. Oderwał kwadratowy kawałek, który pózniej zgiął w
pół, odgiął i położył na blacie przed sobą. Nasypał na niego tytoń, który delikatnie rozprowadził
palcem i wreszcie zwinął bibułę. Skręta włożył w usta i rozpoczął poszukiwanie zapałek.
 O czym chciałeś gadać?  zapytał Lisiecki, grzebiąc w kieszeniach.
Bram potarł nos i zerknął na Savę, która siedziała naprzeciwko Polaka z kieliszkiem wina w
dłoni.
 Chciałbym, żebyśmy porozmawiali na osobności.
 Ellen, wez małą i wyjdz  rozkazała Sava, nie odrywając oczu od chlupoczącego cicho w
krysztale alkoholu.
Ellen, która swoim zwyczajem podpierała ścianę i palcem gładziła głownię noża, raptownie
podniosła głowę i obrzuciła Holendra a potem Savę podejrzliwym, pełnym urazy spojrzeniem.
 Dorośli chcą zostać sami, co?  rzuciła gniewnie. Jej głos był suchy jak ostatni, jesienny
liść.
Sava delikatnie odłożyła kieliszek i obróciła się w stronę swojej pracownicy.
 Właśnie, Ellen. Dorośli chcą zostać sami  powiedziała twardo.  Bierz małą i zmykaj.
Lisiecki znalazł zapałki i odpalił skręta.
 Tylko na nią uważaj  powiedział, wskazując na dziewczynkę.
Ellen widząc, że nikt się za nią nie ujmie, tylko sapnęła coś gniewnie do siebie. Chwyciła
dziewczynkę za przegub, poderwała z ziemi i na przemian szarpiąc i ciągnąc wyprowadziła z
pokoju. Na pożegnanie z impetem trzasnęła drzwiami.
 Pokłóciłyście się?  zapytał Lisiecki.
 Nie twoja sprawa, Polaczku  odpowiedziała mu natychmiast Sava.
 Słusznie. Nie moja  zgodził się myśliwy i zaciągnął się mocno. Długo trzymał dym w
ustach, a potem w płucach, żeby wreszcie wypuścić szare smużki nosem.
Bram chrząknął. Polak poprawił się na krześle i spojrzał w jego stronę.
 Rozumiem, że to sygnał, żebyśmy przeszli do interesów?
 Tak, właśnie.
 W takim razie, czego ode mnie oczekujesz, Holendrze?
Bram przełknął ślinę i zaczął opowiadać o tajnym bunkrze króla Johanna. Nie wspomniał
jednak o Pierwszym Mieczu ani o tym, że jest wysłannikiem Uthera. Skupił się na skarbach,
które książę podobno wywiózł z Kuzni tuż przed rozpoczęciem oblężenia. Miał nadzieję, że
wizja ukrytego bogactwa skusi Polaka do pomocy.
Lisiecki słuchał Brama uważnie, ale trudno było wyczytać cokolwiek z jego poważnej, jakby
wykutej z kamienia twarzy. Kiedy Holender skończył, myśliwy dalej siedział bez słowa, z
leniwie żarzącym się papierosem w kąciku ust. Wreszcie wyjął resztkę skręta, nie dłuższą niż
dwa centymetry, rzucił ją na podłogę i dokładnie przydeptał.
 Wybacz  powiedział do Savy  nie widzę popielniczki.
 Nic nie szkodzi. Ktoś to posprząta.
Polak odkaszlnął i otarł usta wierzchem dłoni.
 A więc szukasz zaginionego bunkra pełnego skarbów, o którym nie wiadomo czy istnieje,
a jeśli istnieje, to nie wiadomo, gdzie on się znajduje?
 Można tak to ująć.
 Chciałem się tylko upewnić, czy wszystko dobrze zrozumiałem  rzucił drwiąco Polak.
 Dobrze zrozumiałeś.
Lisiecki kiwnął głową.
 Szalony z ciebie Holender. Nie mógłbyś zacząć po prostu szukać żywmetalu, jak każdy
inny, kto tu przyjeżdża ze wschodu?
 Nie. Muszę odnalezć ten bunkier.
 Co tam naprawdę jest?
Bram zmarszczył brwi.
 Mówiłem ci, skarb Kuzni.
Polak parsknął śmiechem.
 Nie żartuj sobie ze mnie, Bram! Chodzisz po ziemi, która kryje w sobie być może
największe złoża żywmetalu odkryte w przeciągu ostatnich dziesiątek, jeśli nie setek lat i
naprawdę chcesz mi wmówić, że zależy ci na tych kilku błyskotkach, które mógł wywiezć z
Kuzni książę?
 Tak właśnie jest.
 Gówno prawda.
Mężczyzni długo mierzyli się wzrokiem. Sava tymczasem wzięła nóż stołowy i uderzyła nim
o kryształ kieliszka. Delikatny, ale mocny, drżący dzwięk rozszedł się po pomieszczeniu.
Poczekała, aż i Bram i Polak zwrócą się w jej stronę.
 To nie jest ważne, dlaczego Bram chce odnalezć bunkier i czy to głupie, czy nie 
oznajmiła.  Przynajmniej z twojej perspektywy, Piotrze. Dla ciebie jest ważne to, czy Bram ci
zapłaci, a jeśli tak, to ile. Nie uważasz?
 Pewnie  mruknął Lisiecki.  Ile dajesz?
 A ile chcesz?
 Proszę panowie  jęknęła Sava  nie to samo, nudne targowanie się. Naprawdę nie
możecie od razu podać ceny?
Bram uśmiechnął się lekko i pokręcił rozbawiony głową.
 Trzy dzienne bony żywnościowe za każdy dzień  zaproponował.
 Zniadanie, obiad, kolacja?
 Tak.
 Chcę cztery  oznajmił Polak  Mam jeszcze dziewczynkę na utrzymaniu.
 Zgoda.
 I to ty kupujesz zapasy, amunicję, sprzęt.
 Zgoda.
 Dziewczynka idzie z nami.
 To chyba nie jest najlepszy pomysł.
 Albo idzie z nami, albo nici z umowy  stwierdził Lisiecki.
 Będzie nas opózniać i zjadać zapasy  zaprotestował Holender.
Polak wzruszył ramionami.
 To twój problem.
Holender zerknął błagalnie na Savę, szukając u niej pomocy.
 Piotr wydaje się być zdecydowany. Moim zdaniem, Bram, musisz się pogodzić z tym, że
dziewczynka idzie z wami  powiedziała właścicielka hotelu.
 W takim razie niech będzie  jęknął Holender.
Sava uśmiechnęła się promiennie.
 A więc cztery całodniowe bony żywnościowe dziennie. Czy ma być jakaś szczególna
kompania handlowa?  zwróciła się do myśliwego.
 Jakakolwiek.
 Znakomicie. Cztery całodniowe bony żywnościowe dziennie, kupno zapasów i amunicji
na koszt Brama, dziewczyna idzie z wami  podsumowała Sava, a potem odwróciła się do
Brama  Umowa?  zapytała.
Holender kiwnął głową.
 Umowa?  zapytała teraz Polaka.
 Umowa.
Niemal równocześnie splunęli na dłonie i podali je sobie w mocnym uścisku. Puścili się, a
wtedy Sava każdemu z nich podała po kieliszku wina.
 %7łyczę powodzenia  powiedział i wzniosła toast.
Holender wypił łyk, natomiast myśliwy trzymał niezgrabnie nóżkę kielicha w palcach, jakby
się bał, że ją złamie.
 Zaraz przygotuję ci listę zakupów. Powinieneś jak najszybciej dokonać sprawunków 
oznajmił.  Wyruszamy jutro rano.
 Dlaczego tak wcześnie?  zdziwił się Bram.
 A na co chcesz czekać?
 Nie powinniśmy się najpierw zastanowić, gdzie szukać?
Myśliwy pokręcił przecząco głową.
 Wydaje mi się, że wiem, gdzie jest ten bunkier  powiedział i jednym haustem wypił
swoje wino.
Rozdział 4. Oszukany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl